Pewnego razu w moim dźwiękoszczelnym pokoju zadzwonił video telefon. Podniosłam słuchawkę z wbudowanym ekranem i usłyszałam cyfrowy głos mojego sąsiada. Ponieważ mój sąsiad jest starym modelem robota WC10, na ekranie zobaczyłam więc głowę w kształcie papieru toaletowego, ze spłuczką zamiast nosa. Mówił bardzo powoli, gdyż był zmęczony. Nie lubiłam go zbytnio. Zawsze, gdy spotykałam się z jego międzyplanetarnym statkiem na ulicy, bez ostrzeżenia wysyłał w moją stronę rakietę balistyczną. Rakieta ta zawierała gaz, po którym człowiek stawał się na kilka godzin kieszonkowym kalkulatorem, co nie było wcale przyjemne.
Przedwczoraj spytał grzecznie, czy mam czas przyjść do niego rano na kolację. Zdziwiła mnie jego uprzejmość, ale zarazem dostrzegłam w jego oczach coś podejrzanego. Na koniec usłyszałam jego ironiczny, trójwymiarowy śmiech. Obudziłam się rano o dwudziestej ósmej osiemdziesiąt dwa, wskoczyłam do mojej kabiny teleportacyjnej i w ciągu trzech setnych sekundy znalazłam się przed domem mojego sąsiada. Zdziwił mnie elektryczny płot, którego kiedyś tam nie było. Wokół domu płynął strumyk kwasowy.
Chciałam wejść do środka, ale wrota nie dały się otworzyć. Nagle zobaczyłam mały głośnik i pięć kolorowych guzików. Po chwili dziecko, które bawiło się nad strumieniem, podeszło do wrót i z ciekawością nacisnęło zielony guzik. Szybko odskoczyłam do drzwi, wyczuwając podstęp. Wsiadłam do mojego świetlnego motoru i czekałam.
Dziecko zostało złapane przez niewidzialna linę i zawisło bez ruchu. Po chwili ze strumyka wypłynął ptak, który w dziobie trzymał promieniujący uran z musztardą. Podleciał do dziecka i nakarmił go. Przypatrywałam się temu, gotowa do obrony. Gdy spostrzegłam, że dziecko zmienione w skaczącego, ziejącego ogniem potwora, atakuje mnie wraz z ptakiem, zamroziłam ich moją nową maszynową bronią. Zdenerwowana podeszłam do wrót, spojrzałam na głośnik i usłyszałam głos mojego sąsiada, który myślał, że to ja wpadłam w jego sidła. Śmiał się i powtarzał w kółko:
– Smacznego sąsiedzie!
Otworzyłam pokrywę od tego urządzenia i zaraz zrozumiałam jego działanie. Połączyłam kilka kabli w inny sposób, nacisnęłam czerwony guzik i wrzasnęłam do głośnika:
-Żegnaj sąsiedzie! Żegnaj kolacjo!
Spięcie, które powstało wskutek pomieszania kabli spowodowało pożar, a następnie wybuch całego domu.
Widziałam tylko kawałki papieru toaletowego, latające w powietrzu. Słyszałam ciągły śmiech i słowo:smacznego.
Po drodze do domu przypomniałam sobie, że urządzenie, które posiadał mój sąsiad, nazywa się domofon i ostatnio zostało skradzione z wojskowego placu zabaw.