Na początku był chaos (cos, co można by określić jako mieszaninę wody z ogniem, ziemi z powietrzem, nie przypominającą zarazem ani odrobinę żadnego z tych przeciwieństw). I stworzył Bóg światłość, i zobaczył, ze jest dobra. I oddzielił ja od ciemności (czyli nie- światłości), która nie była dobra. A potem nastał dzień szósty i powstał człowiek – stworzenie ziemskie, ale obdarzone pierwiastkiem boskim, posiadające wolna wole. Jako połączenie zwierzęcia i bóstwa, otrzymał prawo wyboru – mógł żyć zgodnie z wola Stwórcy lub dąć się ponieść instynktom. Wiedział, iż za złamanie prawa czeka go śmierć, ale jednocześnie jakiś wewnętrzny glos podpowiadał mu, ze nikt się nie dowie o jego występku. Został wygnany z miejsca, gdzie wyraz „grzech” oznaczał tylko jeden uczynek. Od tej pory musiał sam oceniać, co jest dobre, a co źle i w jakim stopniu. A pokusy nie zniknęły. Ten stan rzeczy trwa do dzisiaj. My także stawiani jesteśmy wielokrotnie przed wyborem sposobu postępowania. I choć sumienie – otrzymane od Boga „urządzenie” wykrywające nasze błędy – namawia do poprawy, to jednak często zagłusza je Szatan, szepcąc: „Zrób to, nikt się nie dowie, nic się nie stanie, to przecież nie jest takie wielkie przestępstwo.” Czasem ma racje. W niektórych przypadkach zbrodnia zostaje nagrodzona. Ale na dłuższą metę się nie opłaca.
Za przykład może posłużyć postać Makbeta. Początkowo uważa morderstwo za czyn haniebny i niemożliwy do popełnienia. Jednak pod wpływem wizji przyszłości pobudzającej jego „apetyt” na tron, z wzorowego rycerza i wasala króla szkockiego staje się bezwzględnym i żadnym krwi królobójca. Osiąga swój cel, ale… nie czuje się szczęśliwy. Za zbrodnie płaci zdrowiem psychicznym. Sumienie, które w końcu może dojść do głosu, doprowadza Makbeta do szaleństwa, a w rezultacie do śmierci.
Podobny los spotyka Balladyne. Raz obrawszy drogę do sukcesu, nie jest w stanie zawrócić. Doskonale sobie zdaje sprawę z tego, ze czyni źle, ale zabija dalej, aby choć trochę dłużej pożyć. Doprowadza ja to jednak do obłędu, a kara i tak nadchodzi.
Nieco innymi pobudkami przy dokonywaniu przestępstwa kierował się Rodion. Twierdził, ze nieważne, jakie środki się zastosuje, jeśli celem jest szczęście ogółu. Wydawało mu się, ze morduje po to, aby uwolnić świat od złej i starej jędzy, a przy okazji nie dopuścić do ślubu swojej siostry z Luzynem. W rzeczywistości oszukiwał sam siebie. Tak na prawdę chciał w szybki i łatwy sposób zdobyć większa ilość pieniędzy, aby się wydobyć z nędzy. Mógł uczciwie zarobić na swoje utrzymanie, ale wybrał drogęzbrodni.
Ta trójka bohaterów miała możliwość zupełnie inaczej postąpić, pozwolić żyć niewinnym ludziom. Widocznie nie słyszeli lub nie chcieli zrozumieć przypowieści o pewnym Samarytaninie, który pomógł rannemu, nie oczekując w zamian żadnej zapłaty. Nie tylko nie zabił go, aby zwiększyć swój majątek, lecz nawet zapłacił z własnych pieniędzy za opiekę nad nim.
Cząstkę siebie dla poszkodowanych dali również Rieux i Tarrou. Niewątpliwie dokonali słusznego wyboru, ale wiedzieli co jest złem, z którym trzeba walczyć. Takiego ułatwienia nie miała Antygona ani jej niedoszły teść. Niby oboje postąpili słusznie, lecz nie idealnie. Mimo iż chcieli dobrze, spowodowali tragedie, której można było uniknąć. Kreon chciał inaczej potraktować obrońcę miasta a inaczej zdrajcę, aby przestrzec ludzi przed podobnymi czynami. Jednak mógł swój cel osiągnąć w inny sposób – różnicując charakter pogrzebów dwóch braci, na przykład każąc pochować Polinejkesa za murami miasta. W ten sposób nie złamałby praw boskich. Natomiast Antygona, zamiast się buntować przeciwko nakazom władcy, powinna była porozmawiać z wujem na osobności i przedstawić swój punkt widzenia. Wtedy jeszcze mógł Kreon odwołać swoja decyzje.
Dokonywanie wyboru jest często bardzo trudne. Czasem trzeba się opowiedzieć za mniejszym złem. Innym razem można, pomimo szczerych chęci, skrzywdzić kogoś. Dlatego powinniśmy się uczyć rozpoznawać dobro, jak głosił Sokrates, aby nie popełnić błędu. Ale nic nas nie uchroni przed przymusem wybierania. Zawsze będą przynajmniej dwie alternatywy, z których jedna lepsza. . Nie wrócimy także do Raju, bo szybko byśmy się tam zaczęli nudzić, a po jakimś czasie przestalibyśmy także doceniać własne szczęście – bo przecież nikt nie ceni równie wysoko słodyczy jak ktoś, kto dopiero co miął w ustach gorycz. Dlatego dobro i zło zawsze będą się ze sobą przeplatać, a to już nasz interes w tym, aby tego pierwszego było jak najwięcej.