Krótko o treści: Pollyanna to jedenastoletnia sierotka, która trafia pod opiekę surowej ciotki Polly. Zamieszkuje razem z nią i służącą Nancy w małym miasteczku. Swoim przybyciem wywraca do góry nogami życie spokojnego domku, a nawet zmienia samą ciotkę. Jej słynna gra w ?zadowolenie? każdego najgorszego pesymistę zmienia w taki sposób, że od razu patrzy na świat przez różowe okulary. Swoim przyjaznym usposobieniem i wesołym uśmiechem na piegowatej buzi każdą osobę czyni przyjacielem. Jednym z nich jest doktor Chilton, którego życie zmienia się o 180 stopni właśnie dzięki Pollyannie. Każda chwila z nią spędzona była dla niego świętością. ?(…) Gdy patrzał (…) w rozpromienione oczy Pollyanny, zdawało mu się, że czyjaś kochająca dłoń błogosławiącym ruchem nagle spoczęła na jego głowie. Wiedział też, że już nigdy żmudna, całodzienna praca ani męczące, nocne czuwanie nie będzie pozbawione tego na nowo odnalezionego entuzjazmu, który spłynął na niego z oczu Pollyanny?. Oczywiście doktor to tylko jedna z wielu osób, jakich zjednała sobie ta jedenastolatka. Ale to wszystko zostawiam już Wam do przeczytania samemu ;).
Spotkałam się z opinią, że ta książka leczy. Całkowicie się z nią zgadzam. Z czego leczy? Z pesymizmu. Z ciągłego narzekania na życie, na świat i na codzienne błahostki. Po przeczytaniu ?Pollyanny? sądzę, że nawet ja inaczej spojrzałam na wszystko, co mnie otacza. Po prostu trzeba nauczyć się sztuki uśmiechu, aby życie stało się bardziej radosne i łatwiejsze. Trzeba nauczyć się uśmiechać nawet z takich powodów, jak promyk słońca lub świeży, puszysty i błyszczący od mrozu śnieg. A tej sztuki uczy właśnie ?Pollyanna?.