15 lipca 2006r.
Ten poranek był wyjątkowo piękny, dlatego też zdecydowaliśmy się wyruszyć najtrudniejszym szlakiem. Szliśmy bez większych przeszkód. Nagle nadciągnęła burza i zaczął padać deszcz. Biegliśmy, szukając jakiegoś schronienia. Zahaczyłam nogą o wystający korzeń i upadłam. Nie mogłam ruszyć nogą. Wołałam przyjaciół, ale oni mnie nie słyszeli, gdyż grzmoty zakłócały mój krzyk. Bezradna zaczęłam płakać. Poczułam dotyk na mojej nodze. Przerażona dostrzegłam za mną jakąś dziwną osobę, która wyciągnęła moją stopę ze szczeliny. Kobieta pomogła mi wstać. Chciałam uciec, ale strasznie bolała mnie kostka, a znajomi pewnie byli już daleko. Kobieta powiedziała, żebym z nią szła. Bałam się, ale nie widziałam innego wyjścia. Weszłyśmy na ścieżkę leśną i ku mojemu zdziwieniu przed nami bydło zupełnie sucho. (Odwróciłam się, za nami ciągle padał deszcz). Idąc dalej zauważyłam, że dzikie zwierzęta nie uciekają. Po chwili wyszłyśmy na polanę i oniemiałam z wrażenia. Znajdował się tam piękny dom i ogromne jezioro. Słońce świeciło. Nad tą polaną na pewno nie przeszła burza. Kobieta zaprowadziła mnie do tego domu, opatrzyła nogę i dała obiad (muszę przyznać, że byłam już bardzo głodna). Nie mogłam jednak wrócić do schroniska, gdyż miałam problemy z chodzeniem. Kobieta stwierdziła, że muszę u niej spędzić kilka dni. Nie miałam nic przeciwko, ponieważ staruszka okazała się bardzo miła. Przez ten czas ciągle przesiadywałam na brzegu jeziora. Dużo się zastanawiałam nad życiem. Otoczenie takie sprzyjało rozmyślaniu. Po kilku dnach kobieta odprowadziła mnie na koniec lasu i wskazała drogę powrotną. Kiedy wróciłam do schroniska, myślałam, że znajomi będą się o mnie martwić, jednak nie zastałam ich tam. Jak się później okazało ciągle był 15 lipca jeszcze przed południem. Przyjaciele dopiero po kilku godzinach wrócili z wyprawy. Nie mogę pojąć jak to możliwe, skoro parę dni spędziłam u tajemniczej staruszki. Jestem pewna, że byłam w tej krainie. Postanowiłam nie mówić o całej tej przygodzie znajomym. Pewnie i tak by mi nie uwierzyli.