5 maja 2006r.
Pamiętam ten dzień jakby odbył sie wczoraj, a od tego momentu minęło już sporo czasu.
Na początku września wyrwałem się, po skończonej pracy, z domu na kilka dni do Klerykowa. Ledwie udało mi się wysiąść z bryczki i wykąpać si, a już wpadłem w ramiona „starej Przepiórzycy”. Niestety pokrzyżowała mi ona plny. Miałem zamiar iść do Ani, a wylądowałem razem z babką na kawie u radcy. Jednak po chwili rozmów udało mi się pożegnać ze wszystkimi i ruszyłem na ulicę „Biruty”. Idąc tam czułem się jak lunatyk. Tyle dni i nozy spędziłem w tęsknocie za nią. Wszedłam w bramędomu Stogowskich i spotkałem tam staróżkę. Zapytałem o pana Stogowskiego i jego córkę. Jednak gdy powiedziała mi bolącą dla mnie nowinę, że cała rodzia wyjechała na Sybir opętał mnie smutek i jakaś dziwna pustka w sercu. Odeszłem stamtąd, bo po cóż miałem tam stać jak kołek. Wyjęłem z kieszeni kartkę z pismem Boruty i przycisnęłem do swych ust. Dusza moja gruchotała boleścią tak głęboką, jakbym trzymał na wargach rękawiczkę lub wtążkę wyjętą z trumny. Skąpy orszak myśli snuł siępo moim rozbitym mózgu. Płakałem w głebi duszy. W pewnym sensie drugi raz straciłem bliskąmi kobietę. Ale to inna historia, może kiedyś jąopiszę, a teraz muszę jużkończyć.