I kto tu kogo poskromił?
Dnia pierwszego października tego roku wraz z klasą i wychowawcą wybraliśmy się na spektakl pt. ,,Poskromienie złośnicy? na podstawie dramatu Szekspira. Reżyserem tej sztuki jest Waldemar Zawodziński . Przedstawienie odbyło się w Teatrze im. Stefana Jaracza, który na wstępie zachwycił mnie swym nowoczesnym wnętrzem.
Już po pierwszych minutach spektaklu widać było, że przedstawienie jest wykonane w sposób awangardowy, dostosowany do nastoletniej widowni. Treść sztuki krąży wokół Kasi ?tytułowej złośnicy, która zmuszona jest do poślubienia Petruchia ? nastawionego tylko na zysk prostaka. Dziewczyna jest typową buntowniczką i ze wszystkich sił stara się odstraszyć Petruchia. Jednak on również nie daje za wygraną i w końcu udaje mu się poskromić żonę. Sadzę, że pomysł reżysera polegający na wykorzystaniu graffiti jako głównego tła połączonego z archaicznym językiem i współczesnymi strojami postaci zupełnie nie był trafiony. Na dodatek muzyka techno w tle pogłębiła we mnie uczucie irytacji i pewnego rodzaju politowania do podejścia reżysera wobec młodzieży. Myślę ,że pan Zawodziński nie przeprowadził wywiadu środowiskowego, w innym wypadku wiedziałby, że graffiti i prymitywnie sprośne dowcipy nie znajdują uznania wśród większości młodzieży. Uważam, że tak silnie kontrastujące elementy wcale nie sprawiają, że sztukę można nazwać awangardową i wcale nie ułatwiają zrozumienia szekspirowskiego dzieła.
Jeśli chodzi o obsadę to trzeba przyznać, ze aktorzy zostali trafnie dobrani. Jedyne zastrzeżenia kieruję do Katarzyny Cynke grającej Kasię której głos w momentach krzyku i zdenerwowania wydawał mi się bardzo sztuczny i irytujący. Ireneusz Czop idealnie odwzorował cyniczne podejście do życia Petruchia i swym energicznym zachowaniem ożywiał sztukę. Warto również wspomnieć o Monice Badowskiej czyli Biance, która swą osobą estetycznie poprawiała wygląd przedstawienia.
Dekorator Marek Brown chyba nie był obecny przy dobieraniu rekwizytów do sztuki które były wręcz żałosne. Opakowanie po sajgonkach i kij golfowy to zdecydowanie za mało. Motocykl, który miał zastąpić dzielnego rumaka Petruchia, nie został nawet uruchomiony, co zatarło jakikolwiek sens wtaszczania tego pojazdu na scenę. Mogę jednak pochwalić Barbarę Wesołowską-Kowalską odpowiedzialną za kostiumy. Szczególnie uznania należą się za stroje Bianki, które były na bardzo wysokim poziomie. Muzyki na szczęście w całej sztuce jest niewiele i tak jak wcześniej wspomniałam, nijak pasuje do całego przedstawienia.
Uważam, że w tym przypadku odnowienie szekspirowskiego dzieła nie powiodło się. Widzowie obserwując nowoczesne tło i ubrania mogli zapomnieć, ze bohaterowie znajdują się w czasach kiedy kobieta nie miała nic do powiedzenia, przez co sztuka wydaje się niewiarygodna i bezsensowna. Reżyser mógł albo pozostaćprzy XVI wieku lub też całkowicie odnowić scenariusz, niestety próba połączenia tych rzeczy wypadła dość mizernie. Jednak sam pomysł zachęcania młodzieży do odwiedzania teatru poprzez odświeżanie sztuk jest godny uwagi i naśladowania.