Leonid Teliga, no cóż mógłbym wam opowiedzieć o jego osobie? Ooo! Bardzo wiele. Przedewszystkim był on moim serdecznym kumplem z klasy gimnazjalnej. Zawsze zazdrościłem Wojtkowi Żukrowskiemu siedzenia z Lolkiem( bo tak go nazywaliśmy) w jednej ławce. Teliga był mięśniatym, silnie zbudowanym chłopiskiem. Oczy miał chyba niebieskie, tak, tak nigdy nie zapomnę tych upartych, a jednocześnie wyrozumiałych oczu. Interesował się jedynie tymi przedmiotami szkolnymi, które jego zdaniem były naprawdę potrzebne w życiu: matematyka, literatura, geografia, przyroda… Mnóstwo czytał. Był uparty, stawiał na swoim i zawsze wiedział czego chce. Dążył do celu i nigdy nierezygnował z urzeczywistnienia swoich marzeń. Jednym z takich właśnie marzeń było odbycie samotnej podróży na malutkim jachcie. Ja z wojtkiem uważaliśmy go za wariata. nie dowieżaliśmy jego sile i wytrwałości. Był ryzykantem i już. Jedyne co mogliśmy dla niego zrobić to była pomoc, bo on wycofać się nie zamieżał. Zbieraliśmy pieniądze. Przecież zarówno ja jak i Wojtas byliśmy dziennikarzami, więc podnieśliśmy cenę ,,Świerszczyka,, i ,,Trybuny,,. Fundusze zbieraliśmy wszędzie. Wkrótce cała Polska pomagała Telidze- tłumaczowi angielskiego i rosyjskiego,narciarzowi i pisarzowi, lotnikowi i żeglażowi, którego innymi słowy mógłbym nazwać ,,sklepem wielobranżowym,, , a raczej ,,wielofunkcyjnym,,. Nareszcie w 1967 roku rozpoczął wyprawę na swoim niewielkim, własnoręcznie zbudowanym jachcie ,,Opty,,- od optymizmu, którego sam doświadczał. Wypłynął z Casablanki. Żeglował przez Ocean Atlantycki, Kanał Panamski, Tahiti, Suwę w archipelagu Fidżi, cieśninę Torresa, Dakar, Wyspy Kanaryjskie i zakończył w Casablance. Podczas swej dwuletniej żeglugi ustanowił rekord: nie zawijał do portu przez 165 dni. Przez te prawie pół roku nie stanął na ziemi. Nie miał w ustach ,,prawdziwego,, jedzenia ani picia – wszystko podawane chelikopterem. A kiedy wrócił, swoim sukcesem cieszył się tak krótko. Przecież był odporny nachoroby, jadł dużo i zdrowo- jednak to nie to, to był rak. I poszedł pod nóż. Jeszcze jeździł na spotkania z fanomi, odpowiadał na pytania tak dobrze mu znanych reporterów. Rozdawał autografy, chciał napisać książkę o tym, że marzenia się spełniają. Nasz marzyciel, tak nam bliski, a jednocześnie tak daleki. I odszedł… Całe miasto, cała Polska żegnała Teligę. Jeszcze tylko mowa porzegnalna i koniec, The End, skończyło się. Zabrakło Lolka… Nie ma go wśród nas.
Jest to dla mnie wzór. Chcę być człowiekiem konsekwentnym, rozważnym, skromnym i optymistycznie nastawionym do ludzi oraz przyrody i wydarzeń, które następują. Chcę być otwarta i wyrozumiała dla wszystkich. Chce być odporna na ból i cierpienia. Chcę być jak Teliga…
Przygotowała: Hermiona 990