Zeszłego lata pojechałam z rodzicami na wycieczkę do Włoch. Jednego dnia wybraliśmy się w bardzo urokliwe miejsce. Było położone w górach. Gdy do niego dotarliśmy, wiosenne słońce cudownie oświetlało podniebne szczyty. Główną atrakcją w Marmore – tak nazywała się miejscowość – były malownicze wodospady.
Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy na parkingu , który znajdował się na wysokości 2 tys. metrów, a następnie powoli zaczęliśmy schodzić po wyznaczonej, urokliwej trasie wzdłuż wodospadów.
Nigdy nie zapomnę tego widoku : woda spadajaca z hukiem, prześwietlana drobnymi promieniami słońca. Delikatna bryza powstająca na skutek gwałtownie lecącej wody, spowodowała, że w powietrzu wytworzyła się deliktna tęcza. Im niżej schodziliśmy, tym widok był piękniejszy. Wkrótce dotarlismy do niewielkiego przejścia między skałami. Gdy doszliśmy na jego drugą stronę, naszym oczom ukazał się cudowny widok. Znaleźliśmy się u dołu pierwszego wodospadu. Naokoło nas rozlewało się głębokie, przejrzyste jeziorko. Uroku temu miejscu dodawały delikatnie opadające kropelki wody, tworzące pachnącą roślinami wodnymi kurtynę.
Gdy znaleźliśmy się na końcu trasy, zobaczyliśmy wodospad w całej okazałości. Był otoczony bujną, soczyście zieloną roślinnością. Opadająca woda sprawiła, że powstała gęsta mgła. Jej niewidzialne igiełki orzeźwiły nasze twarze i rozbudziły ukryte pragnienie. Już wkrótce, siedząc w pobliskiej kawiarni, pijąc kawę i podziwiając widoki, mieliśmy nasze twarze oświetlone delikatnymi, czerwonopomarańczowymi promieniami zachodzącego słońca.