Ponad dwadzieścia lat temu naszą ojczyzną wstrząsnęły wydarzenia grudniowe. Był to stan wojenny. Niedziela trzynastego grudnia 1981r. Dla niektórych zwykły dzień. Dla innych rozpoczyna się czas prześladowań i wzmożonej inwigilacji, poczucia niepewności, obawa o najbliższych. Wielu nie zdawało sobie sprawy z powagi sytuacji. Dzisiaj porozmawiam z Marią Nowak o jej wspomnieniach z tamtego okresu.
Dziennikarz: Była pani wtedy młodą osobą, nie zaangażowaną w życie polityczne Polski. Jak pani zapamiętała ten dzień?
Maria Nowak: Tak, miałam wtedy dwadzieścia dwa lata. Byłam na trzecim roku studiów. W piątek 11 grudnia przyjechałam do rodzinnego domu na weekend. W niedziele rano po włączeniu radia ze zdumieniem wraz z rodzicami słuchałam przemówienia gen. Jaruzelskiego. Była to jedyna informacja na temat, co się stało, jaka dotarła do mnie tego dnia. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, co tak naprawdę oznacza stan wojenny, dlatego wieczorem jak zwykle spakowałam się i wróciłam do Krakowa.
Dz: Sytuacja i wygląd polskich miast diametralnie się zmieniła. Godzina policyjna, pustki w sklepach, wzmożone patrole. Co panią zaskoczyło po przyjeździe do Krakowa?
MN: Idąc ulicą, co kilkadziesiąt metrów spotykało się patrol wojskowy (ZOMO) żądający okazania dokumentów. Głuche telefony i ograniczona komunikacja. Powoli zaczęłam uświadamiać sobie powagę sytuacji.
Dz: Stan wojenny przerwał zajęcia na uczelniach i w szkołach. Kiedy się pani o tym dowiedziała?
Mn: Po powrocie do akademika dowiedziałam się, że zajęcia są odwołane i wszyscy zamiejscowi studenci muszą opuścić Kraków. Nie wiedzieliśmy nawet czy w ogóle wrócimy na studia. Niektórzy studenci nie dostosowali się do wydanego rozporządzenia i nie opuścili domu studenta.
Dz: ZOMO znane było z okrutnego traktowania ludzi stawiających opór. Co stało się z tymi, którzy nie wyjechali z Krakowa?
MN: Koleżanki powiedziały mi, że ZOMO wkroczyło do akademika i siłą, przy użyciu pałek, koledzy zostali wyrzuceni. Część została aresztowana, a inni nie mogli już kontynuować nauki na naszej uczelni. Takich przypadków było wiele. Budziło to w nas jeszcze większy sprzeciw wobec władzy.
Dz: Opowiedziała nam pani o sytuacji studentów. Jakie utrudnienia napotykał w codziennym życiu przeciętny kowalski?
MN: Jedną z niedogodności był zakaz przemieszczania się ludności poza teren województwa stałego zamieszkania. Pamiętam jak znajoma rodzina chciała odwiedzić w czasie Świąt Bożego Narodzenia swojego syna mieszkającego w Tarnowie. Aby móc się z nim potkać musieli zwrócić się do Naczelnika Gminy o wydanie specjalnego zezwolenia określającego miejsce i cel wyjazdu oraz czas pobytu.
Do zakładów pracy zostali wprowadzeni funkcjonariusze wojskowy, których zadaniem miało być zwiększenie dyscypliny i wydajności pracy w rzeczywistości jednak wprowadzało chaos i tworzenie pozorów.
Dz: Dziękuję bardzo za to, żezechciała się pani ze mną podzielić wspomnieniami. Wspomnieniami o czasach, kiedy młodzi ludzie zapominają o przeszłości swoich bliskich jest to tym bardziej cenne.
MN: Ja również dziękuję za zaproszenie.