Szkic krytyczny powieści Paulo Coelho pt. „Weronika postanawia umrzeć”.

Afirmacja życia według Paulo Coelho na podstawie
powieści pt. „Weronika postanawia umrzeć”

„Umiera się na wiele sposobów: z miłości, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu… Umiera się nie dlatego, aby przestać żyć, lecz po to by żyć inaczej” – i w ten właśnie sposób Weronika, główna bohaterka powieści postanowiła odmienić swoje nudne, pełne rutyny życie. Zmusza to nas do zastanowienia nad naszymi żywotami, bo przecież ilu ludzi na świecie, męczy się codziennie z zabójczą dla ich pasji monotonnością, zwykłą nudą, która stopniowo wkradała się w życie, aby w końcu dopiąć swego i zawładnąć nami całkowicie.
Spoglądam na okładkę książki popularnego ostatnio brazylijskiego pisarza Paulo Coelho pt. „Weronika postanawia umrzeć” i zaczynam zastanawiam się nad sensem życia, nad naszymi celami. Refleksje wymusiła na mnie powieść, właśnie ta, którą mam przed sobą, powieść pełna skomplikowanej odwiecznej prawdy o życiu, a jednocześnie przekazanej w niesamowicie lekki sposób, tak, że czytając nie czuje się w ogóle ogromu przyswajanych mądrości. Krótkie, ukradkiem rzucone spojrzenie na okładkę, przypomina mi treść książki; zresztą właśnie ona również pełni ważną rolę dla czytelnika, a mianowicie, stara się pokazać przed samym przeczytaniem powieści piękno zawartej treści. Wyziera się z niej obraz smutnego, ciemnego muru z odbijającym się na nim cieniem drzewa, suchego i rachitycznego, pozbawionego liści na gałęziach, co wywołuje wrażenie smutku, jednak w murze znajduje się jeszcze okno i właśnie to okno, zza którego wystaje też drzewo, jednak jakże odmienione, pełne niesamowicie soczystej zieleni i delikatnego różu, który kojarzy się z młodymi kwiatami wiśni wiosną, kiedy życie powoli budzi się po zimowym odrętwieniu do życia. Okno to ukazuje piękno duszy człowieka, tę część, która często pozostaje w ukryciu, z powodu jej odmienności. Ludzie boją się ukazać swoje prawdziwe „ja” ze strachu przed brakiem zrozumienia i akceptacji otoczenia. Książka pozwala nam dostrzec nasze prawdziwe oblicze, a przynajmniej zmusza nas do poszukiwań wewnątrz siebie. Jest to powieść o tym, jak należy żyć…
Coelho zasłynął jako pisarz w 1992 roku swoją niezwykle lekko napisaną powieścią pt. „Alchemik”, a była to powieść inna niż wszystkie właściwe swojemu gatunkowi. Łączyła ona w sobie elementy baśniowe, alegoryczne z przekazywanymi na każdym kroku mądrościami życiowymi. Do tej pory liczni krytycy próbują odkryć powód jej niebagatelnego wręcz sukcesu: została ona sprzedana w wielu milionach egzemplarzy na całym świecie, przetłumaczona na wiele języków i wydana w 46 krajach, w wielu z nich stała się obowiązkową lekturą szkolną, a w Polsce cieszy się od dwóch lat niesłabnącym zainteresowaniem. StylCoelho jest bardzo charakterystyczny, zresztą pisarz sam o sobie mówi, że nie tworzy „literatury”, a pisze „książki”. Trafia on do bardzo szerokiej rzeszy czytelników, ponieważ o rzeczach trudnym pisze w sposób prosty, językiem, który powinien trafić do każdego, niezależnie od wieku, czy struktury społecznej.

Po uprzednim przeczytaniu „Alchemika”, który niewątpliwie wywarł na mnie ogromny wpływ, postanowiłam przeczytać „Weronikę”. Muszę przyznać, że obawiałam się smutnej tematyki książki, zresztą może na to wskazywać tytuł, jednak nie zawiodłam się w żadnym momencie. Książka ta (jak zresztą „Alchemik” również) nie jest książką dla ludzi, którzy pojmują świat w „sposób tradycyjny”, bowiem wymaga ona pewnej fantazji, wyobraźni i umiejętności łamania ścisłych wytycznych. Książka ta może zmienić stosunek wielu ludzi do życia, zmusić do zmiany postępowania…

Warto przyjrzeć się samej sylwetce pisarza. Otóż Coelho ma za sobą bardzo bujne życie, o tym człowieku można powiedzieć, że przeszedł część swojego życia bardzo aktywnie i w zasadzie spróbował już wszystkiego po trochu. Urodził się w roku 1947 w Rio de Janeiro, studiował prawo, które jednak niebawem porzucił, aby poświęcić się wędrówce. Zanim został pisarzem, pisał scenariusze, był także dyrektorem teatru, kompozytorem oraz dziennikarzem. Jak dowiadujemy się z powieści sam Coelho przebywał w szpitalach psychiatrycznych, „a zdarzyło się to nie jeden, ale aż trzy razy – w 1965, 1966 i 1967 roku”. Jak określone jest dalej, powód, dlaczego zamykany był on w tych placówkach jest nadal niejasny, a mógł być spowodowany jego popadaniem z jednej skrajności w drugą, od nieśmiałości do ekstrawertyzmu, bądź tez chęć bycia artystą, co uchodziło za objaw szaleństwa w jego rodzinie. Jak więc widać życie artysty zgotowało m przeróżne niespodzianki i nie można powiedzieć, aby nie był on świadomym tego, co opisywał w swoich powieściach. A wręcz odwrotnie, wszystko jest przekazywane aż nad wyraz świadomie czytelnikowi i pewnie jest to jeden z sekretów popularności jego książek.

„Weronika postanawia umrzeć” ma konstrukcję typową dla Coelho. W powieści da się wyczuć pewną specyficzną atmosferę bliżej niesprecyzowanego mistycyzmu, który wprowadza czytelnika w odpowiedni nastrój. Pisarz działa po trochę poprzez zaskoczenie czytelnika, po przecież czego można się spodziewać po scenie samobójstwa, zawartej zresztą w pierwszym rozdziale? Weronika, dwudziestoczteroletnia bibliotekarka, która mieszka kątem u sióstr zakonnych, postanawia rozstać się z nudzącym ją życiem. Nie robi to jednak w sposób typowy, przynajmniej jak dla mnie, pozbywa się całego zbędnego patosu i po prostu próbuje odebrać sobie życie. Czytając to, nie czujemy żadnego przejęcia spowodowanego chęcią śmierci, jest to opisane tak naturalnie, jakbybył to opis zwykłego codziennego czytania gazety, bądź też spożywania obiadu. I o ile możnaby zarzucić pisarzowi zbytnią chłodność, brak pewnej uczuciowości, to jednak takie działanie ma na swój sposób cel, ważny cel, a mianowicie ukazanie początkowego braku afirmacji życia głównej bohaterki. Wydaje mi się, że ogromnym kłamstwem byłoby nazywanie Coelho bezuczuciowym , ponieważ w dalszej części książki dowiadujemy się o niezwykłym pięknie ludzkiego życie, pełnego właśnie ogromnej uczuciowości.

Pisarz jak zwykle zaskakuje swoich wiernych czytelników (choć nie tylko) swoimi błyskotliwymi rozwiązaniami. W książce spotykamy doktora Igora, który pragnie zdobyć sławę, badając przyczyny obłędu i próbując go leczyć. Otóż w pewnym momencie autor pisze, że za wszystko odpowiedzialna jest Gorycz, zwana również Vitriolem, której nadmiar powoduje nierównowagę chemiczną w organizmie, a w wyniku tego pojawiają się wielorakie schorzenia psychiczne. Owa „tajemnicza, bardzo droga trucizna” zawdzięcza swą nazwę kwasu siarkowemu, który każdy kierowca wozi codziennie w akumulatorze swojego samochodu, zupełnie nie zdając sobie sprawy z jej innego zastosowania, które przedstawił nam Coelho. Nie wiem, czy jest to świadomy zabieg ze strony autora, który ujawniałby jednocześnie poczucie humoru, bądź też zwykły zbieg okoliczności. Jedno jest pewne, a mianowicie fakt, że pomysłów pisarz ma wiele i wygląda na to, że jeszcze niejeden raz zaskoczy świat…
Można śmiało stwierdzić, że książka świetnie nadaje się do celów terapeutycznych, dla ludzi, którzy stracili sens swojego życia, którzy przestali zauważać jego piękno i różnorodność. Ludzie w codziennej walce o swój byt, w „wyścigu szczurów” o pieniądze i władzę zatracili pewne wartości, pogubili swoje marzenia i cele w życiu. Często potrzeba, aby ktoś inny wskazał nam je, nakierunkował na właściwy tor. To właśnie czyni pisarz, pokazując czytelnikom poprzez działania Weroniki, młodej kobiety, która świadomie wyzbyła się złudzeń i wybrała dobrowolnie swoją drogę.
Akcja powieści dzieje się na Słowenii, w Ljubljanie i w większości na terenie szpitala dla umysłowo chorych Villete. Wyjątek stanowią rozdziały opisujące m.in. próbę samobójczą Weroniki i historię życia schizofrenika Edwarda przed przyjazdem do Villete. Ciekawy i dość nietypowy jest fakt, że dwukrotnie na łamach powieści spotykamy się z sylwetką pisarza Paulo Coelho i to w roli siebie samego. Po raz pierwszy jest to zupełnie bezpośrednio ukazane, a w drugim przypadku autor ukazuje nam swoje alter ego i jest ono ukryte pod postacią Edwarda. Pisarz ukazał swoją młodość, bunt przeciw ograniczeniom, brak zrozumienia i konsekwencje z tego wynikające. Jest to więc w pewnym stopniu próba rozgryzienia samego siebie, właśnie poprzez książkę i może być ona swoistąformą autoterapii.

Życie Weroniki jest nudne; osiągnęła już w zasadzie wszystko co chciała i w związku z tym, nie ma czemu dalej się poświęcić. Jednak czegoś jej ciągle w życiu brakowało i prawdopodobnie nie pojęłaby tego nigdy, gdyby nie wiszące nad głową widmo zbliżającej się śmierci. „Powinnam chyba być bardziej szalona. Ale tak to bywa z większością ludzi, że odkrywają to zbyt późno”. Ludzie boją się żyć „pełną parą”, boją się o swój wizerunek, reputację, dlatego często nie pozwalają swojemu prawdziwemu obliczu wyjrzeć na światło dzienne. Potrzeba akceptacji i bycia zrozumianym jest taka silna, że wielu woli wyzbyć się marzeń, niż stanąć na swoistym marginesie odmieńców. Taka właśnie była Weronika. „Ale człowiek taki już jest (…) Zastępuje strachem większość część swoich emocji” – i to właśnie było powodem wewnętrznego cierpienia zarówno Weroniki, jak i poznanej w szpitalu Mari, opętanej nerwicą lękową, syndromem paniki.

Każdy bohater, każda najmniejsza nawet rzecz ma u Coelho swoje znaczenie, wszystko jest ważne, współgra ze sobą i nic nie jest przypadkowe, a jedynie powód umiejscowienia akcji w Słowenii jest dla mnie ciągle zagadką i pewnie sam tylko autor wie i zna swoje powody. Aby ukazać nam afirmację życia, autor zapoznaje nas kolejno z następnymi postaciami, każda ma swoją wyznaczoną rolę. Tak więc Weronika poznaje na swojej drodze Zedkę Mendel, nękaną przez ciągłe depresje, które leczone są metodami pozostawiającymi wiele do życzenia (szok insulinowy, który powoduje u Zedki podróże ciała astralnego), dalej Mari – pełną chęci poświęcenia się dla innych, błyskotliwą panią adwokat, oraz w końcu młodego schizofrenika Edwarda – syna znanego i bogatego ambasadora Jugosławii, który skazał syna na przebywanie w Villete jedynie za to, że ten okazał dużo większą wrażliwość duszy. Wszyscy ci ludzie uznani zostali przez środowisko za wariatów i tworzą swój własny, hermetyczny świat. Jednak Coelho ukazuje nam przewrotność określenia wariat, szaleniec. Zedka stwierdza: „wariatem jest ten, kto żyje w swoim własnym świecie, jak schizofrenicy, psychopaci czy maniacy. Albo inaczej: ten, kto jest inny niż reszta ludzi”, „Szaleństwo to niemożność przekazania swoich uczuć”. Bardziej obrazowo przedstawione jest to na przykładzie opowieści, w której zły czarodziej zatruwa wodę w studniach miejskich substancją, która powoduje, że ten, kto się jej napije, staje się szalony. Tak więc wszyscy ludzie napili się zatrutej wody i stali się szalonymi. Jedynie rodzina króla nie pozostała pod wpływem wody, ponieważ czarodziejowi nie udało się zatruć studni królewskiej. Ludzie zaczęli zachowywać się jak szaleńcy, więc władca wydał szereg dekretów, które miałyna celu przywrócenie porządku, jednak lud uznał je za szalone i postanowił zmienić króla. Wtedy ten postanowił wspólnie z rodziną napić się wody, która sprawiła szaleństwo ludzi. Po jej wypiciu król stał się znowu „normalny”, bo był taki, jak inni, więc lud pozwolił mu rządzić dalej, skoro zaczął znowu mówić do rzeczy. Właśnie ta krótka przypowiastka obrazuje wieloznaczność pojęcia „szaleństwo”. Wszystko zależy od otoczenia, to ono wywiera siłę, wpływ na nas, na ogólnie wyznaczane i uznawane reguły.

Poprzez pokazanie wielu schorzeń bohaterka ma szansę uświadomienia sobie, tego co się jej wymknęło w życiu i ma możliwość odwrotu od obłędu, którym jest właśnie trwanie w stagnacji, pewnym letargu naszego prawdziwego „ja”. Albowiem prawdziwe „ja” jest tym, kim jesteś, a nie tym, kogo z ciebie uczyniono – tak twierdzi w powieści mistrz sufi.

Książka jest też w pewnym stopniu zwróceniem się w stronę kobiet i świadomego odczuwania swojej seksualności, kobiecości. Bardzo zapadł mi w pamięć monolog Mari, która stwierdza, że mogłaby oskarżyć Boga (nie utożsamia go z Bogiem jako takim, może być Allach, bądź Jahwe) o to, że w złym, nieoznakowanym miejscu posadził Drzewo Zła i Dobra i, że to właśnie przez to Ewa padła ofiarą węża. Tak więc mogłoby to być jedynie „uchybienie administracyjne” bądź „nakłonienie do przestępstwa”, jednak bez tego grzechu świat byłby nudny i wszystko szłoby wedle tego samego rozkładu. Jak więc ważna jest w naszym życiu różnorodność, jak groźnym jest dla nas wrogiem nuda i rutyna. Każdy powinien czasem działać wbrew ogólnie przyjętym zasadom, zgodnie z wolą serca, a nie rozumu, który trzyma w ryzach naszego niespokojnego ducha. Racjonalizm jest niezbędny, jednak na wszystko jest odpowiedni czas i dawka.

Życie może być piękne, trzeba podążać zgodnie ze sobą, jednak nie tracąc przy tym do końca poczucia zdrowego rozsądku. Szaleństwo polega na umiejętności nie dania się sklasyfikowania i szczelnego zamknięcia w pewne ramy. Książka po mistrzowsku ukazuje nam w łatwy do przyswojenia sposób właśnie to, co cenne, ulotne. Coelho kolejny raz zasłużył na tytuł nauczyciela, jakiegoś Guru, a może po prostu przewodnika. Albowiem natura ludzka jest bardzo złożona i czasem mamy prawo błądzić.

Bądźmy więc Weroniką, która po nieudanej próbie samobójczej zyskuje nowy sposób patrzenia na świat, zaczyna doceniać podstawowe, miotające nami na co dzień uczucia, którymi jakże często pogardzamy. Ludzie w obliczu śmierci dopiero zaczynają zdawać sobie sprawę z cudu życia i tego, że trzeba z niego umiejętnie korzystać. Tak jak to robiła nasza bohaterka, podawana testom przez chciwego sławydoktora Igora, który oszukał ją, trzymając w przeświadczeniu o rychłej śmierci, po to, aby odkryć sposób leczenia obłędu i powodu jego powstawania. To w Weronice wywołało chęć walki o życie i mimo, że nie wiedziała do końca o całym spisku, postanowiła przeżyć swoje rzekomo ostatnie minuty w szczęściu, u boku Edwarda, poza murami „posępnego azylu psychiatrycznego”. Jednak następnego dnia obudziła się znowu…

Jak pokazał nam po raz kolejny Coelho życie jest cudem, niesamowitym przeżyciem, które należy cenić i szanować. Mam nadzieje, że po tej wspaniałej lekturze wielu ludzi otrząśnie się z odrętwienia i zacznie powoli wprowadzać zmiany w swoim życiu. Ja sama zdobyłam swoistą pewność, chęć wcielenia odrobiny szaleństwa w moją nudną egzystencję. Od tej pory już na pewno nie zagubię swojego prawdziwego „ja”.
„Bo wszyscy w taki czy inny sposób jesteśmy szaleni”, dlatego korzystajmy z tego, ile możemy i przeżyjmy dany nam czas tak, aby potem niczego nie żałować…