A kiedy wyjdziesz w zachodnie słońce,
W mdlejące, ciche zorze,
I nagle u bark skrzydła szumiące,
Skrzydła poczujesz boże,
Na wielkich mogił stań podniesieniu,
W łunach, w szkarłatach, w złocie,
I śpiewaj — cały w grobów natchnieniu,
W orłowych piór polocie.
Na lirę ściągnij te złotogłowy,
Co w cichym mżeniu gasną,
I uderz pieśnią, i dźwięknij słowy,
Jak mieczem w tarczę jasną.
A wiedz, że w piersi masz archanioła,
Co prochów trzyma straże,
I gwiazdy sypie na wieków czoła,
A kwiaty — na cmentarze.
Niech więc pieśń twoja, jak błyskawica
Grobowy zmierzch przelata,
I piorunowe rozświeci lica
Nad kurhanami świata.
Jak dzwon, jak surma niechaj uderza,
Na nieśmiertelność czynów —
I niechaj będzie słowem pacierza
Dla ojców i dla synów.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
A kiedy wyjdziesz na ranne słońce,
Na świtające zorze,
I tam poczujesz z barków szumiące
Ogromne skrzydła boże,
Stań na ugorów dolinnych cieniu,
W szerokich pól tęsknocie,
I śpiewaj — cały w jutra natchnieniu,
Cały ku jutru w locie!
Pochwyć na struny blask złotogłowy
Wielkich przebudzeń cudu,
I uderz pieśnią w ugór surowy,
I śpiewaj jutrznię ludu!
A wiedz, że w piersi masz archanioła,
Co w zorzach cały stoi,
A niezrodzone do życia woła
U zwartych dnia podwoi!
Niechże pieśń twoja ma żywe moce
Płomienia, co ulata,
I niech rozwiąże wiekowe noce
W potężny rozbrzask świata!
Niech bije w ugór mrokiem nakryty,
Niech bije w duchy śpiące,
Aż przyszłość swoje rozjarzy świty
W płomienne, żywe słońce!