Tarrou to młody, potężnie zbudowany mężczyzna o szarych, przenikliwie patrzących oczach. Cechuje go opanowanie i wręcz nieziemska siła ducha. Jednocześnie jest człowiekiem pogodnym, zawsze znajdującym czas na wysłuchanie innej osoby. Nie wiadomo, dlaczego znalazł się w Oranie, nikt nie zna jego przeszłości. Dopiero Rieux dowie się w końcu, jakie wydarzenia ukształtowały osobowość Tarrou, co spowodowało, że patrzy na rzeczy i ludzi przez pomniejszające szkło i jest historykiem tego, co nie ma historii.
Tarrou to typ żołnierza. Walczy z dżumą, lecz jego pobudki są zupełnie inne, niż u doktora. O ile lekarz nie chce pogodzić się ze śmiercią swych pacjentów, traktuje chorobę jako osobistego wroga, to postawę Tarrou cechuje, jak to sam ujął zrozumienie.
Tarrou stwierdza jasno: Powiadam tylko, że na tej ziemi są zarazy i ofiary i że w miarę możności nie należy być po stronie zarazy. Uważa, że nie ma na ziemi takiej prawdy, dla której warto by było poświęcić życie człowieka, wszystko jedno, czy jest on niewinny, czy nie. Tarrou to święty bez Boga (jest ateistą, jak Rieux), wyraża on naczelną ideę dzieła Camusa: ani ofiara, ani kat, gdyż walczy o dobro innych, lecz sam nie wydaje osądów ani też nie przyjmuje, nawet biernie, żadnej pomocy.
Na ukształtowanie się światopoglądu Tarrou miały ogromny wpływ dwa wydarzenia. Pierwsze z nich to moment, gdy przekonał się, że jego ojciec, prokurator generalny, był właśnie katem, gdyż w imię prawdy poświęcił życie człowieka.
Tarrou wyprowadził się wtedy z domu i zaczął szukać własnej drogi. Wierzył, że społeczeństwo w którym żyję, opiera się na karze śmierci i że walcząc przeciw niemu, zwalczam morderstwo. Przyłączył się wtedy do bojowników o wolność i walczył w większości europejskich krajów. Drugim była egzekucja skazańca na Węgrzech. Wtedy to Tarrou doszedł do wniosku, że przynajmniej ja nie przestałem być zadżumionym przez te wszystkie długie lata, choć wierzyłem z całej duszy, że wałcze właśnie z dżumą.
Ten bohater postanowił, że już nigdy więcej nie przyczyni się do śmierci człowieka, zgodził się na to uparte zaślepienie, w oczekiwaniu, że potem zobaczę jaśniej. Owej zasady trzymał się już zawsze, także w czasie pobytu w Oranie. Wytrwał przy niej do końca i umarł szczęśliwy, gdyż śmierć była dla niego kresem ogromnego zmęczenia, wywołanego nieustanną obawą, by znów nie zostać zadżumionym.