Ewelina Krzycka – tak nazywa się w rzeczywistości tytułowa postać opowiadania E. Orzeszkowej pt. „Dobra Pani” – była kobietą dojrzałą, około czterdziestoletnią, ale wciąż bardzo atrakcyjną. Ubierała się często na czarno, była brunetką i miała czarne oczy.
Posiadała spory majątek, którym dysponowała samodzielnie odkąd została wdową. Mieszkała w komfortowo urządzonej willi, gdzie miała do swojej dyspozycji służącą, kucharzy i pokojówki. Co prawda w czasie, gdy rozgrywa się akcja opowiadania, jej sytuacja majątkowa nieco się skomplikowała i nie mogła już sobie ona pozwolić na ciągłe podróże do ciepłych krajów, które dawniej odbywała, niemniej i tak była najzamożniejszą osobą w miasteczku.
Odczuwała jednak wyraźnie niezadowolenie z życia. Zdawało jej się, że starzeje się, że ubywa jej sił. Czuła wyrzuty sumienia. Z czego zaś one wynikały? Oto odpowiedź: „Nie czyniła nic dobrego i wyrzucała to sobie często i gorzko. Żądza czynienia dobrze była jedną z najżywiej drgających strun jej ducha”. Dawniej, gdy wiele podróżowała, brała udział w licznych akcjach charytatywnych, lecz tutaj, w Ongrodzie, nie widziała żadnej okazji, by przyjść komuś z pomocą. Owszem, wręczała często hojne datki, lecz to jej nie satysfakcjonowało – pragnęła czynów bardziej spektakularnych.
W ostatnim słowie poprzedniego akapitu kryje się cały haczyk. Wydawać by się mogło do tej pory, że Ewelina Krzycka była postacią szlachetną, gotową poświęcić swój majątek i siły, by wspomagać potrzebujących. Nie czyniła jednak tego tylko z dobrego serca. W pewien sposób pragnęła poniżać ludzi, którym pomagała. Oto jakie myśli towarzyszyły „dobrej pani”, gdy zdecydowała się wstąpić do Towarzystwa Dam Dobroczynnych: „O ucho jej obiją się dziękczynne i błogosławiące wyrazy tych, pośród których zjawi się niby anioł pomocy i pocieszenia”. Jak widać z przytoczonego cytatu, pomagała innym po to tylko, by móc nacieszyć się ich wdzięcznością. Nie musiała pracować, ponieważ była wystarczająco bogata. Aby się zbytnio nie nudzić, urządziła sobie zabawę w niesienie pomocy.
Nie można jednak tego całkowicie potępiać, gdyż w ostatecznym rozrachunku ważniejszy jest pozytywny efekt niż motywy postępowania „dobrej pani”. Szkopuł leży w tym, że efekty również nie były pozytywne. Dlaczego? – o tym za chwilę.
Pani Ewelina była niezwykle czuła na punkcie estetyki. Uważała swój gust za bardzo wyrafinowany, co demonstrowała w sposobie ubierania się, poruszania czy jedzenia. Piękna forma i odpowiednia kolorystyka miała dla niej znaczenie fundamentalne, natomiast brud i szkarada budziły w niej niepohamowaną niechęć.
Powyższe cechy ujawniły się chociażby podczas pierwszej wizyty Helki w domu Eweliny. Służąca musiała najpierw umyć dziecko i odziać w piękną sukienkę, jedwabne pończoszkii zgrabne trzewiki zanim „dobra pani” odważyła się przytulić do siebie Helkę.
Helka była ślicznym dzieckiem, prawdziwym cherubinkiem, co oczywiście sprawiało Ewelinie dużo radości. Do tego łatwo uczyła się francuskiego i bardzo szybko nabyła wytwornych manier. Jednak gdy zaczęła dorastać, przeobraziła się ze słodkiego dzieciątka w niezgrabnego podlotka. Jej niewinne do tej pory żarty stały się nagle dla Eweliny nieznośnymi kaprysami. „Dobra pani” zaczęła unikać spotkań z Helką, coraz częściej odsyłając ją do służącej.
Ujawniła się tutaj kolejna cecha Eweliny – mianowicie jej gorące uczucia bywały bardzo nietrwałe. Po pewnym czasie okazywało się, że ktoś (lub coś) dla niej bardzo do tej pory bliski, stawał się nudny i nieatrakcyjny. Przed Helcią ulubienicą Eweliny był pies Elf. Przed psem była papużka, a przed papużką obecna służąca Eweliny, która niegdyś podobnie jak Helcia trafiła do domu „dobrej pani”. Ewelina obiecywała, że wprowadzi ją w wielki świat, zrobi z niej damę, lecz po pewnym czasie znudziła się … Zaś po Helci przyszedł czas na pewnego artystę z Włoch, muzyka, który stał się największym przyjacielem Eweliny. Zapewne nie na długo…
Jak widać, Ewelina igrała z ludzkimi uczuciami. Obiecywała wiele i z początku dotrzymywała obietnic. Potrafiła być serdeczna, szczodra i wesoła. Ludzie patrzyli wtedy na nią z podziwem, mówiąc, że jest niczym święta. Przychodził jednak moment, w którym znudzona stwierdzała: „Nie pojmuję już, jak mogłam tak bardzo lubić takie nudne stworzenie…”
Ewelina Krzycka to postać moim zdaniem negatywna, a określenie „dobra pani” jest wybitnie ironiczne. Lepiej bowiem nie stwarzać innym ludziom nadziei i złudzeń, jeżeli później ma się z nich w okrutny sposób zakpić. „Dobra pani” bawiła się kosztem innych; dobroczynność zaczynała się w momencie, gdy „było już jej tak pusto i nudno na świecie, czuła się taka samotna, taki grobowy chłód ją ogarniał”.