Santiago to główny bohater książki pt. „Stary człowiek i morze”. Jest siedemdziesięcioletnim starcem doświadczonym przez los. Po stracie żony był bardzo załamany: „Niegdyś na ścianie wisiała mu kolorowa fotografia żony, ale zdjął ją, bo patrząc na nią czuł się zbyt samotny”.
Starzec mieszkał w nędznej chacie przy brzegu morza na Hawanie, tam też łowił ryby. Ostatnio prześladował go pech: „…oto już od osiemdziesięciu czterech dni nie złowił ani jednej (ryby)”. Z tego powodu ludzie z okolicy zaczęli go nazywać „SALAO”, co oznacza wielki pechowiec.
Santiago żył bardzo ubogo. Nie posiadał żadnych luksusów. W chacie miał tylko stół, krzesło i stare łóżko: „…otulił się kocem i zasnął na starych gazetach, którymi były przykryte sprężyny łóżka”. Nawet żagiel w jego łódce był w krytycznym stanie: „żagiel był wyłatany workami od mąki”.
Stary mężczyzna wyglądał na bardzo wyniszczonego życiem: „był suchy i chudy, na karku miał głębokie bruzdy”. Na policzku miał plamy po raku skóry, które powstały wskutek „odblasku słońca na morzach tropikalnych”. „Ręce miał poorane głębokimi szramami od wyciągania linką ciężkich ryb”.
Santiago był bardzo mądrym człowiekiem, a w jego oczach można było dostrzec całe jego życie, czyli ukochane morze. Starzec miał przyjaciela, małego chłopca o imieniu Manolin. Doświadczony rybak uczył go tajemnic łowienia ryb. Chłopiec uwielbiał spędzać czas z Santiago, bo mimo tego, że fizycznie był stary i wyniszczony, to w jego sercu tkwił wesoły, pełny życia młody mężczyzna, który zawsze miał wiarę i cel. Starzec ma bardzo waleczne serce, jest uparty i za wszelką cenę dąży do celu, co można zauważyć przy zaciętej walce z marlinem.
Bohater książki jest dla mnie wzorem o naśladowania. Santiago nie miał nic, a jednak miał wszystko, bo miał marzenia i przyjaciela, na którego zawsze mógł liczyć. Pragnę być taka (taki) jak Santiago, mieć pasję, dążyć do celu. To takie fascynujące, gdy człowiek potrafi być zawsze optymistą i cieszyć się życiem takim, jakim obdarował nas sam Bóg.