Co przeżywał Skawiński czytając „Pana Tadeusza”? Na podstawie noweli Henryka Sienkiewicza pt. „Latarnik”.

Skawiński był Polakiem. Był to starszy żołnierz, który przed 40 laty, po powstaniu listopadowym, musiał uciekać z ojczyzny. Przez wszystkie te lata tułał się po świecie. Na starość zaczął pracować jako latarnik.

Pewnego dnia otrzymał paczkę przesłaną mu przez amerykańską Polonię. Był bardzo zaskoczony, gdy zobaczył na niej swoje nazwisko. Niecierpliwie rozpakował płócienne opakowanie. W paczce były polskie książki. Jedną z nich był „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza, wielkiego poety polskiego, żyjącego także na emigracji.

Skawiński przymknął oczy. Nie mógł wprost uwierzyć, że polska książka dotarła do niego na jego bezludną wysepkę, na samotną latarnię morską. Przez chwilę siedział z zamkniętymi oczami. Bał się, że jak je otworzy, sen zniknie. Jednak nie – książka leżała przed nim.

Pomyślał, że zdarzyło się coś bardzo ważnego, coś uroczystego. Zdawało mu się, że właśnie dlatego niebo się rozjaśniło, fale nadbrzeżne przycichły, mewy się pochowały. Zapanowały spokój i cisza. Słyszał tylko przyśpieszone bicie swego serca. Zegary w oddali wybiły godzinę piątą po południu. Skawiński dla lepszego zrozumienia zaczął głośno czytać:

„Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie.
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknie po tobie.”

Czuł w piersi jakiś ucisk, jakby coś przesuwało mu się do serca i wyżej, paraliżowało głos, ściskało za gardło. Po chwili czytał dalej słowa „Inwokacji”. Gdy doszedł do słów: „tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono”, nie wytrzymał. Wieczny żołnierz tułacz zapłakał i padł na ziemię. Jego białe włosy zmieszały się z nadmorskim piaskiem.

Prawie 40 lat nie widział kraju. Rzadko kiedy słyszał mowę polską. A ona przebyła morza i oceany i tu go znalazła. Powtarzał sobie: „taka kochana, taka droga, taka śliczna”.

Jego tęsknota za krajem wybuchła z wielką mocą. Ból i płacz rozdzierały jego serce. Tym płaczem przepraszał swoją kochaną i daleką ojczyznę za to, że na tym pustkowiu zaczynał już o niej zapominać.

Mijały minuty i kwadranse, a on leżał na ziemi. po pewnym czasie zbudził go krzyk mew. Wstał, sięgnął po książkę i czytał dalej:

„Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych…”

Przerwał czytanie i przeniósł się wspomnieniami do kraju, do rodzinnych łąk, pól i lasów, do swojej rodzinnej wioski. Przypomniał sobie dom rodzinny, zmarłych rodziców, swoją wieś: wiejskie chałupy, groblę, młyn i stawu z chórem żab.

W jego sennych wspomnieniach powróciła chwila, kiedy jako ułan stał w nocy na warcie. Poczuł zapach polskiej ziemi, usłyszał, jak szumi las sosnowy. Przed świtem czekał wtedy na głos derkacza, słyszał żurawiei skrzypiące studnie. Zobaczył, jak o brzasku ustępuje mgła, a z niej wyłaniają się zarośla, domy, młyn i topole. Od długich lat już tak nie wspominał, nie marzył, nie śnił.

Nagle słyszy jakieś głosy. W pierwszej chwili pomyślał, że to zmiana warty. A to budził go gwałtownie strażnik portowy. Skawiński, zawsze taki sumienny i solidny, tej nocy zapomniał zapalić latarni i przez to statek rozbił się na mieliźnie.

Skawiński został zwolniony z pracy. Ruszając na dalszą tułaczkę zabiera ze sobą polską książkę, „Pana Tadeusza”, i przyciska ją do piersi jak największy skarb.