Stary pies — gospodarzu, czuj o sobie! — szczeka;
Dosypiasz-li, szkoda cię, ba, zginienie czeka:
Podkopują złodzieje, zbójcy na przemiany
Do komór, domu twego rozbierają ściany,
o Porwi się, biały Orle! Radź o sobie, Lachu!
Cnotę wprzód, męstwo za nią postaw na szylwachu.
Domowi, co rzecz gorsza, żeby cicho kradli,
Złodzieje i postronni zbójcy cię opadli.
Trudno ustrzec domowych, snadniej ich odprawić,
„Gwałtownikom odważnie żelazem się stawić.
Jużeś pozbył pieniędzy, stróżów pogotowiu,
Nie mając im czym płacić, przynamniej o zdrowiu
I o swej czuj wolności, którać była chlubą,
Pierwej nim pierze z ciebie do końca chlubą.
Chłopskiej przed laty kradzież natury przywarą,
Dlatego im szubieńcę naznaczono karą,
Żeby wisząc drugich swym straszyli widokiem,
Jako źle do komory cudzej chodzić mrokiem.
Panowie, urzędnicy dla dobrego mienia
Gorzej chłopów jęli się gryźć tego rzemienia,
Z pijawkami krwie, którą na ciężkie podatki
Kmiotek da, wysysając bezbożnie ostatki.
Chłop z głodu, ci na zbytki; chłop wisi za wołu,
Tym jeszcze kradzież płacą i grają do stołu,
Wynoszą ich, dziękując za chwalebne czyny,
Aż czart, choć nie kat, zepchnie do grobu z
Skąd urwawszy tysiąc lat wolałby tu kruki
Na szubieócy niż tam dzień paść piekielne su,
(Nie mają-li przy sobie obwencyjej spory,
Za psa urzędy, za psa największe honory.
Nie miele młynarz mąki ani żyta na kosz
Nasypie, póki miarki nie weźmie.
O, jakoż Nikt Rzeczypospolitej usługi nie tyka,
Nikt województwa, póki miarki nie wytyka!
Kiedyć by jeszcze miarkę wprzód brali, niż zmief
Ale się na większą z nim połowicę dzielą.
Odpuśćcie, że i na was, patrząc jak przez spary,
Pies, ojcowie duchowni, musi szczekać stary.
Przeszło mu lat siedmdziesiąt, zjadł zęby, osiwiał?
Nie żeby się stanowi świętemu sprzeciwiał.
I wyście młynarzami; niech nikt nie potwarza —
Sami niosą mu ludzie, żeby kradł — młynarza
Wkrótce wam rzeka, wkrótce wyschną wam przykopy,
Że, coście miarką, weźmie to poganin worem,
Młyn spadnie. Tenże waszym ma być sukcesorem?
A bogdaj jeszcze nie ktoś gorszy, na me zdanie,
Strzeże na wasze zbiory niżeli poganie.
Przecież nie wszyscy świeccy, nie wszyscy duchowni
Tak chciwym na pieniądze, o jakich rzecz, równi.
Kopią się do komory i na to odważą,
Kiedy im drzwi zamknięto, oknem chłopi włażą.
Ze wsi od cep, od pługu, z miasta od warsztatu
Piszą szlachcie: „Mnie wielce mościwemu bratu!”
I daleko ich więcej niż przez sejmy do tej
Wchodzi prerogatywy, starej szlachty kwoty.
Kopie do tej komory leda miejski synek,
Któremu do baranów dobry był tuzinek;
Dziś sam wdzieje aksamit, a jego maczuga
Rysiami podszywaną jupę, koral sługa.
Szlachcic ubogi, że się przed nim nie dokupi,
I sam się baranami, i żonę ujupi.
I Żydzi z kupcami tę kopią i ubożą
Komorę, kiedy srebrną monetę wywożą
Za granicę; stąd droższe we dwoje towary;
Gorsza, gdy nie donoszą gatunku i miary.
I wojskowa starszyna, cudzoziemcy zwłaszcza,
Do tej kopie komory. Kapelusza, płaszcza
Więcej Niemiec nie miawszy, za rok się spanoszy:
Jednych wymorzy, drugich żołdatów rozpłoszy,
Bierze za nich pieniądze i znowu w rekrudy,
Włócząc po naszych wioskach, bierze ciało chudy.
Wyszedszy knechtem wróci do Prus kawalerem,
Choć się z swym w pół, co wydarł, dzieli oberszterem.
Kopią też naszy właśni, gdy z tych impet biorę,
Na borg służąc, żołnierze ciągnieniem komorę.
Jakoż, pytam, w tak strasznym zniszczeniu ojczyzny
Mogą się upominać tacy gotowizny?
Jedną tylko od Ordy rzeczą różni, że ci
Wołów, krów, koni, ludzi nie bierą od kmieci,
Lecz co tylko zostanie — mówić przyjdzie z żalem —
Zagrabi i chałupę zostawi szpitalem.
Czego zapomniał pierwszy, drugi i dziesiąty
Poprawi, że piec tylko w niej a cztery kąty.
Byłoćby jeszcze o czym psu staremu szczekać,
Ale podobno i z tym przyjdzie mu uciekać.
Jednak, żeby młodszy w swej przykład brali straży,
Szczeknąć, kto tę komorę kopie, raz odważy
Sądy niesprawiedliwe i krzywoprzysięgi,
Kiedy wszelakiej cnoty stargawszy popręgi,
Na Boga i na prawo obie oczy mrużą,
Same tylko respekty, same grzywny płużą:
Jeśli człowiek ubogi, chociaż w krzywdzie jawnej,
Ma w sądzie sprawiedliwą, ale nie ma prawnej;
Nie masz-li co z niego wziąć, nie ma sędziem brata,
Zepchną na koniec abo wymażą do kata,
Że ratusza cały rok pilnując o głodzie,
Musi na poniewolnej z szkodą przestać zgodzie.
Nie pamiętają sędzię, od narodu że się
Dla niesprawiedliwości królestwo przeniesie
Do inszego narodu wedle Salamona,
A zaś sprawiedliwością mocni się korona.”
Wydawszy, którzy cicho i nieodpowiednie,
Na tych, co gwałcą, szczeka pies, komorę we dnie,
Widząc, że się gospodarz domowym nie zbroni,
Że przed kim trzeba było kryć, dał klucze do niej.
Rozbierają ze wszech stron ściany źli sąsiedzi:
Śląsko i Prusy Niemcy, Inflanty mu Szwedzi,
Moskwa Kijów z Zadnieprzem krom zwady, krom bitwy
Wydarszy, jeszcze głębiej zamyśla do Litwy.
Turczyn, wziąwszy do swego Wołochy sekwestru,
W Podolu się z tej strony rozpościera Dniestru.
„Orda co rok zuchwale zagląda do Lwowa,
Niemiec na Spisz; ledwie nam zostanie połowa
Spustoszona; nie ma się kędy orzeł lągnąć,
Nie ma po co gospodarz do komory siągnąć.
Z kimkolwiek wchodzi w ligę – trzciną się podpiera,
Kiedy mu ściany każdy koligat rozbiera.
Tego złodziej i zbójca żaden nie uważa,
Że im też do komory śmierć węgły podważa
Wybierając po drzewie, co dzień kopie do niej,
Kędy, skoro ostatnia godzina zadzwoni,
Już kat gotowy czeka; gdy czas minie krótki,
Każdy nagrodę swojej odniesie robótki.
Darmo szczeka stary pies, to będzie miał zyskiem,
Że mu się wręcz abo też dostanie pociskiem.
Śpią wszyscy na obiedwie uszy jako w lesie,
Nikt nie wyńdzie, nie wyjźry; pies szczeka, wiatr niesie.
Darmo skomlą szczenięta po sejmikach młodsze,
powszednie to i w uszu gospodarskich zwiotsze.