Moim zdaniem dorośli są dziwni. Zakazują, nakazują, rzadko proszą. A kiedy już to uczynią, a my nie wykonamy danej czynności, rozpoczynają się krzyki i kazania. Przecież my, dzieci, też czasem ich o coś prosimy, a oni często są na te prośby obojętni. Tylko, że my nie możemy nic wyegzekwować krzykiem.
Dorośli nawet nie starają się nas zrozumieć. Chcemy trochę poszaleć, wrócić później niż zwykle, dostać „parę złotych” na lody czy batona. I bardzo często słyszymy: „Nie”. Dlaczego tak się dzieje? Dorośli zachowują się tak, jakby nigdy nie byli młodzi, myślą, że „pozjadali wszystkie rozumy”, a my mało wiemy o życiu. Przecież ich zakazy jeszcze bardziej zachęcają nas do ich łamania. Są też tacy dorośli, którzy w ogóle nie interesują się problemami dzieci. Ci są jeszcze bardziej dziwni. Kariera i własne troski są dla nich ważniejsze niż pociechy.
Słusznie, że dużo od nas wymagają. Ale jak my mamy dobrze postępować, kiedy oni sami prawie na każdym kroku robią różne złe rzeczy? Mówią, że powinniśmy odróżniać dobro od zła, wybierać lepsze. Ale jak, jeśli oni nie potrafią dać nam przykładu do naśladowania?
Oczywiste jest, że rodzice chcieliby, by ich pociechy miały najlepsze stopnie. Jednak, nawet kiedy dziecko osiąga wyniki, o których inne mogą tylko pomarzyć, oni są ciągle niezadowoleni, bo przecież „można było dostać lepszą ocenę”. Zastanówmy się jednak, czy oni sięgali tak wysoko?
Według mnie dorośli powinni bardziej starać się zrozumieć dzieci. Należałoby, żeby przypomnieli sobie, jak to było, kiedy oni byli młodzi, kiedy dopiero dojrzewali. Może wtedy udałoby się dojść do porozumienia między dziećmi a dorosłymi.