Książka Stefana Żeromskiego „Syzyfowe prace” opowiada o młodzieży kształcącej się pod zaborem rosyjskim. W szczególności ukazane są nam losy dwóch bohaterów: Marcina Borowicza i Andrzeja Radka. Obaj chłopcy nie mieli łatwego życia, jednak można powiedzieć, że „Syzyfowe prace” są „radosnym hymnem na przekór wszystkiemu”.
Młody szlachcic – Marcin Borowicz został wysłany do szkoły rosyjskiej w wieku 8 lat. Od początku był pod wpływem rusyfikatorów i władzy carskiej, która próbowała wyplenić w nim całą polskość. Na domiar złego w trakcie jego nauki w gimnazjum zmarła mu matka – jedyna ostoja w ciężkich chwilach. Kiedy Marcin zakochał się w Annie Stogowskiej, wiele wskazywało na szczęśliwe zakończenie jego historii. Ale także tym razem spotkał go smutny los – Anna wyjechała.
Andrzej Radek – syn biednego fornala miał o wiele gorszy „start” niż Marcin. Jego przeznaczeniem była praca na dworze i odrabianie pańszczyzny. Jedynie dzięki pomocy Antoniego Paluszkiewicza zdołał wyrwać się ze wsi i dostać do gimnazjum. Po śmierci profesora mógł liczyć już tylko na siebie. Miał również to nieszczęście, że sprowokowano go do bójki i nieomal został wydalony ze szkoły.
Gdzie jest więc ten „radosny hymn”? Otóż tkwi on w ich charakterze i usposobieniu do życia. Mimo wielu sprytnych i stanowczych zabiegów zaborców, chłopcy nie poddali się procesowi wynarodowienia. Owszem, na początku Marcin był bliski „rusofilstwa”, ale przełomowym momentem, który obudził świadomość jego i innych uczniów była recytacja „Reduty Ordona” przez Bernarda Zygiera. Potem wszystko potoczyło się automatycznie. Borowicz z przyjaciółmi założyli tajne koło samokształceniowe: „Czytano rzeczy „zabronione” ze zdwojoną starannością, uczono się ich umiejętnie i z uniesieniem, czego nie byłoby może, gdyby te dzieła były legalnymi, jak pisma Puszkina i Gogola”. Tak oto gimnazjaliści zaczęli poznawać prawdziwą polską kulturę i historię. W młodych sercach budził się patriotyzm.
Rusyfikacja pod zaborami polegała również na potępianiu katolicyzmu. Na szczęście byli uczniowie gotowi bronić swojej wiary, jak np. Walecki, który zapłacił za nią wysoką cenę. Po śmierci matki, Borowicz nie mogąc odnaleźć u nikogo pocieszenia, postanowił zaufać Bogu. Jego oddanie modlitewne pogłębiało się mimo surowych zakazów oraz ośmieszaniu Kościoła. Tak pustkę w duszy Marcina zaczęła wypełniać miłość, na której nie mógł się zawieść.
A jak było z Andrzejem Radkiem? Jak już wiemy, pierwszą życzliwą osobą na jego drodzebył nauczyciel „Kawka”. Stary profesor poświęcał swój czas i pieniądze dla niesfornego, chłopskiego dzieciaka. Opłacało się. Andrzej wyrósł na poważnego, ambitnego chłopaka, kierującego się w życiu słowami Paluszkiewicza: „nauka jest jak niezmierne morze… Im więcej jej pijesz, tym bardziej jesteś spragniony”. Tak, Radek pragnął wiedzy. W tym celu udał się do klerykowskiego gimnazjum, w którym kontynuował edukację. Po niefortunnym wypadku i usunięciu ze szkoły, jeszcze raz wyciągnięto do niego pomocną dłoń. Za wstawiennictwem Marcina Borowicza powrócił do swojej klasy, aby dalej walczyć o godną przyszłość. Jego upór w dążeniu do celu jest godny podziwu.
„Syzyfowe prace” są książką o dorastaniu w ciężkich czasach, są powieścią o patriotyzmie polskiej młodzieży. Ukazują przyjaźń Marcina Borowicza i Andrzeja Radka, ich losy i drogę do wyzwolenia spod władzy rusyfikatorów. Obaj nie poddawali się mimo przeciwności losu. Byli szczęśliwi „na przekór wszystkiemu”.