Pytanie powinno raczej brzmieć ?Dlaczego Kordian był głupi??, lub wręcz ?Powiedz, jak bardzo głupi jest Kordian?. Otóż głupi jest on niewiarygodnie. Mówię tu oczywiście o Kordianie, którego poznajemy na początku, w I akcie dramatu.
Bohater powieści Słowackiego jest bowiem nieznośny. Zalega pod drzewem jakby uważał się conajmniej za Kochanowskiego, tyle, że jego okupacja tego uroczego miejsca nie przynosi żadnego pożytku. Jako zaledwie piętnastolatek uważa się za dojrzałego, zmęczonego życiem mędrca. Nie widzi sensu egzystencji. Jest całkowicie odporny na wszelkie sugestie udzielane mu przez starszych od niego. Więcej-nawet nie próbuje zastanowić się nad radami osób bardziej doświadczonych. Po prostu odrzuca je jako z gruntu pozbawione sensu. Wobec Grzegorza i jego przypowieści odnosi się lekceważąco, wręcz bezczelnie.
Taki oczywisty brak szacunku w połączeniu z niezachwianym przekonaniem o własnej racji tworzy nam obraz impertynenckiego, zadufanego w sobie nastolatka. Co daje mu prawo do bycia takim pewnym siebie? Przecież nie doświadczenie życiowe. Chwilowo jeszcze zaliczam się do młodzieży, toteż bunt jest moim obowiązkiem:), ale bezkrytyczność bohatera wobec siebie jest skandaliczna. Mało tego. Kordian, obrawszy sobie za obiekt westchnień zimną, nieczułą i okrutną Laurę, przeżywa rozterki sercowe godne prawdziwego bohatera romantycznego-czyli przesadne. Choć nie mnie oceniać odpowiednią siłę odczuwania zawodów miłosnych, to kordianowską rozpacz uważam za mocno przejaskrawioną. Nie szuka racjonalnego rozwiązania swoich problemów-zamiast tego woli próżniaczyć pod lipą. Leży tam, przytłoczony ciężarem swej (jakże długiej i bogatej!) egzystencji i zachwyca się swoją wrażliwością. Pogrąża się w apatii, nienormalnej dla jego młodego wieku.
Kordian najwyraźniej uwielbia użalać się nad swym losem. Umartwianie się sprawia mu jakąś nienormalną, niezdrową przyjemność. W tym przypomina mi Wertera. I jest w tym równie żenujący. Postać taka nie wzbudza, tak jak powinna, współczucia, tylko irytację, a nawet agresję.
Tę tendencję do rozpamiętywania doznanych krzywd i nadawanie im większego znaczenia jestem w stanie złożyć tylko na karb młodego wieku bohatera i jego wyjątkowej *wrażliwości*. Jednakże należy rozgraniczać pojęcie wrażliwości i swoistego pozowania, udawania. Kordian, cokolwiek czynił, cokolwiek mówił, manifestował tym ogrom swego cierpienia. Czy było to szczere? Czy możliwe, ze bohater nieświadomie (a może podświadomie) upoetyczniał każde swe działanie, nie wiedząc nawet, że sam się oszukuje? Twierdzę, że tak. I nie jest to tendencja tylko epoki romantyzmu. Dotrwała ona do dziś. Osoby, zachowujące się jak Kordian, postrzegane są jako łaknące uwagi, zainteresowania otoczenia, które będzie sie nad nimi litować. Wyobrzymiając swoje nieprzystosowanie, oczekują w zamian zapewnień o swojej wrażliwości, odmienności, niepowtarzalności, którymi to będą mogli się później upajać. Postawa ?jakżeż ja cierpię! Nie powiemtego wprost tylko będe chodził ze strutą miną, aż zapytasz. Wtedy spuszczę oczy, i głuchym głosem wyznam, że umieram z miłości/życie mnie zabija. Powiedz, że jestem cudowny.? jest dla mnie niewiarygodnie denerwująca. Uważam to za zwykłe pakowanie czegoś niewypowiedzianie nędznego w kolorowy papierek skrajnych emocji. Zwykłe maskowanie ubóstwa ducha. Kolejna irytująca cecha romantyków-popadanie w skrajności. Niektóre uczucia są silne, zgoda; ale czy zdrowe jest reagowanie na najdelikatniejsze bodźce w sposób przesadny? Skoro coś nie wywołuje w nas pewnych uczuć, jak można je wymuszać, kolorować? Paradoksalnie, emocje tak piękne stają się wtedy powszednie, wyzute z całego uroku.
Moje rozdrażnienie może być spowodowane świadomościa, że i we mnie tkwił i może nadal tkwi taki Kordian. Świadomość ta bynajmniej nie jest komfortowa. Ale nie zmienia to faktu, że zachowanie głównego bohatera jest absolutnie nie do przyjęcia i z uporem maniaka będę twierdzić, że jest głupi.
Kordian, nie maniak.
😀