Skawiński, główny bohater noweli ,,Latarnik” nie wiedział, co ma dalej począć z kilkoma centami w kieszeni i polską książką, jednak bardzo pragnął wrócić do ojczystego kraju.
Dostał się na pokład statku płynącego do Polski. Morze kołysało statkiem to w lewą stronę, to znowu w prawą. Słońce chyliło się już ku zachodowi, rzucając słabe promienie na pierwsze słowa utworu. Skawiński przypomniał sobie moment, kiedy ostatnio czytał tą książkę. Był to właśnie ten dzień, kiedy to zapomniał zapalić latarnię, dzień, w którym po raz kolejny nie powiodło mu się w życiu. Zrozumiał,że przyjmując posadę latarnika w Aspinwall, popełmił może nie tyle błąd, a zboczył z trasy swej wędrówki przez życie. Teraz właśnie, u kresu swej drogi, dotarło do niego,ze jego przeznaczeniem jest nieustanna tułaczka.
Jego refleksję przerwał niski, męski głos:
-Przepraszam, czy Pan jest może polakiem?
-Tak,jestem-odparł Skawiński
-Cieszę się,że spotkałem brtnią duszę.
Czy Pn się może źle czuje?
-Nie, nic mi nie jest.
Powiedziawszy to, milczał przez całą drogę. Rozmyślał o Polsce,otym jaka ona teraz jest, czy ludzie się zmienili, czy jego rodzinny dom jestpusty, czy będzie miał dokąd wrócić.
Dopłynął na miejsce. Po kilkudziesięciu latach Skawiński pierwszy raz od niepamiętnych czasów stanął na ojczystej ziemi. Była to chwila wielkiego wzruszenia dla starego człowieka. Po policzkach zaczęły mu się toczyć wielkie łzy szczęścia. W jwgo sercu nie było już miejsca na gorycz, jaką czuł, kiedy sytuacja go do ucieczki Polski, od swojej rodziny. Uczucia, jakie nim zawładnęły były bardzo silne. Skawiński nie miał chwilowo kontaktu ze światem, jaki go otaczał. Był głęboko zamyślony, płakał i śmiał się równocześnie. Ludzie patrzyli na niego rozbawionymi oczyma, nie rozumiejąc dziwnego zachowania starca. W końcu, w wyniku uporczywych spojrzeń ciekawskich gapiów, Skawiński powrócił do otaczającej go rzeczywistości. Rozejrzał się po twarzach na niego patrzących i szeroko się do nich uśmiechnął. Następnie żwawym krokiem ruszył w głąb miasta, w poszukiwaniu informacji, w jaki sposób mógłby się dostać do swojego rodzinnego Krosna.
Trafił nieprzypadkowo na lokalny dworzec pociągów i tam zaciągnął informacji o możliwościach dostania się do miasta.
Pięć godzin później byłw swoim ukochanym Krośnie. Zewsząd dochodziły wrzaski roześmianychdzieci,słychać było odglos pocałunków, jakimi witali się bliscy ze swoją rodziną. Prawdziwie polska atmosfera panowała na peronie, wokół oszołomionego starca. Z jego oczu poczęły się toczyć wielkie łzy szczęścia. Nie wiedział, ile czasu stał na peronie, przypatrując się swoim rodakom. Czas się dla niego wtedy nie liczył. Po prostu: stał, myślał i płakał.
Jego dom stał opuszczony,co oznaczało,że ma gdzie mieszkać. Po pewnum czsie znalazł pracę w tartaku. Wiódł dogodne życie. Po kilku latach zmarł na polskiej ziemi, tam, gdzie się urodził.