„Diogenes pojawił się nagle w centrum miasta”, usłyszałam w radio nic nie mówiący mi komunikat. Było typowe niedzielne popołudnie. Mimo początku maja pogoda była fantastyczna. Słońce grzało jak oszalałe. Siedziałam sama na ławce, tuż przy fontannie, tak by wszystko widzieć co dzieje się dookoła. Obserwowałam co robią ludzie.
Myślałam o całym swoim życiu. O tym co robię źle. Zastanawiałam się kiedy wreszcie dostanę pieniądze na upragnione buty. Byłam strasznie nieszczęśliwa patrząc na dziewczyny ubrane w super ciuszki. Nie mogłam patrzeć na swoje stare, wydarte dżinsy. Z zamyślenia wyrwał mnie męski głos. Nieznajomy zapytał o powód mojego smutku. Kiedy opowiedziałam mu swoją historyjkę, powiedział spokojnie :
– Spójrz na mnie, mam na sobie łachmany ale jestem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Pójdź za mną, pokażę ci coś.
Byłam trochę przestraszona, ale ton jego głosu nie wskazywał żeby miał złe zamiary. Wystraszyłam się jeszcze bardziej, kiedy zaczęliśmy zmierzać do rzadko uczęszczanej przeze mnie dzielnicy miasta. Weszliśmy do jakiegoś budynku. Z pokoju wybiegła dwójka małych dzieci. Nieznajomy wyciągnął ze swojego tobołka jedzenie i rozdał je dzieciom. W domu panował ład i porządek mimo panującej tutaj biedy i ubóstwa. Po chwili wyszła do nas matka dzieci, drobna, chuda kobieta. Pokazywała nam dary, które dostała od dobrych ludzi. Cieszyła się z rzeczy, których ja prawdopodobnie nigdy bym nie założyła. Zrobiło mi się strasznie głupio i wstyd. Dotarło do mnie, że moje „wielkie” problemy są przy ich problemach naprawdę małe. Obiecałam im pomóc.
W milczeniu wróciliśmy z nieznajomym na ławeczkę przed fontanną.
– Nie poznałam nawet twojego imienia.
– Nazywam sie Diogenes.
W tej chwili ptaki wzleciały do góry i skierowałam uwagę na nie.
– Ładny widok- powiedziałam. Jednak do samej siebie, bo Diogenesa już nie było. Zrozumiałam, że nigdy więcej już go nie zobaczę, bo właśnie moje problemy się skończyły.