Dwa dni z dziennika pana Tomasza bohatera „Katarynki”.

Czwartek, 17 sierpnia 1891r.
Dzisiaj siedziałem i rozmyślałem nad sprawą. Aż nagle pod moim oknem odezwała się katarynka! Coś nieprawdopodobnego!! Rozumiem to, gdyby katarynka był włoska z przyjemnymi tonami fletowymi, grająca ładne kawałki! Ale gdzie tam! Ta katarynka była popsuta, grała fałszywie, a tak głośno, że aż szyby drżały. Na domiar złego, trąba, od czasu do czasu odzywająca się w niej, ryczała jak wściekłe zwierzę! Coś okropnego! Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Byłem tak zdenerwowany, że postanowiłem zwymyślać kataryniarza najgorszymi wyrazami. Już się wychyliłem i otworzyłem usta, aby krzyknąć na tego okropnego kataryniarza, gdy pomyślałem, że za moje nerwy jest winny stróż, któremu nie pozwoliłem wpuszczać kataryniarza. Tak zdenerwowała mnie ta katarynka, że postanowiłem jutro z nim porozmawiać.

Piątek, 18 sierpnia 1891r.
Dzisiaj rozmawiałem ze stróżem. Mówiłem mu, że ma nie wpuszczać tego kataryniarza. A on? Oczywiście mnie nie posłuchał! I za co mu płacę te dziesięć złotych?!
Gdyby nie ten gałgan siedziałbym sobie spokojnie. Ale nie! Przez niego tylko boli mnie głowa. Mam nadzieję, że już na takiego osła nie trafię!

Za powyższą pracę dostałam 5-.