W kaplicy stojącego obok cmentarza, z dala od wsi odbywał sie obrzęd Dziadów. Była noc. Zgromadzeni wieśniacy i wieśniaczki, stłoczeni w twożną gromadę, z zabobonnym lękiem czekali na pojawienie sie ducha. Z przerażeniem wpatrywali sie w Guślarza, bo wiedzieli, że za chwilę pojawi się zjawa. W kaplicy było ciemno, nie paliła sie ani jedna świeca. Okna zasłonięte caunami nie przepuszczały księżycowego światła.
Nagle za oknem słychać głos, z trzaskiem i brzękiem pęka rozbita szyba. W oknie ukazuje się makabryczny upiór. Twarz ma bladą jak kość, z otwartych ust buchają kłęby dymu, błyskają błyskawice. Upiór szarpie się, próbuje wedrzeć sie do wnętrza kaplicy. W jego spojrzeniu widać na przemian wściekłość i błagalną prośbę. Ludzie zamierają ze zgrozy. Widmo nie zjawiło się samo. Otacza je makabryczny korowód ptactwa- sowy, puchacze, kruki, orlice. Wściełe, zawzięte wbijają swoje szpony w ducha. W pewnym momencie otaczają Widmo czarnym kręgiem, trzymają, dziobią, szarpią. Nagle duch zaczyna opowiadać o swojej przeszłości oraz o karze, która spotakała go po śmierci. W pewnej chwili zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie zgromadzeni na uroczystości Dziadów mu nie pomogą.
Guślarz przegonił zjawę znakiem krzyża. Makabryczny duch wraz z korowodem towarzyszącego mu ptactwa zniknął. Zgromadzeni wieśniacy odetneli z ulgą.