Dzieci na wsi i w mieście

O, jak błogo, jak wesoło,
Kiedy przyjdzie wiosny pora,
Bujać w polach, bujać w łąkach
Od poranku do wieczora!
Na co spojrzysz — wszystko bawi:
Tu kukułka w lesie kuka,
Tu zapada sznur żurawi,
Tu swych jajek czajka szuka…
Na co spojrzysz — wszystko cieszy:
Tu jagoda już dojrzewa,
Tu wśród żeńców raźnej rzeszy
Przodownica głośno śpiewa…
Pierś nadychać się nie może
Balsamiczna, świeżą wonią.
Różą kwitnie liczko hoże,
Malowane słonka dłonią.
Ale w miastach, w izbach ciasnych.
Tysiąc biednych, słabych dzieci
Nie ogląda nigdy słońca,
Nigdy zorza im nie świeci.
Nie zaznają one wiosny,
Szumu lasów, kwiecia woni.
Wzrok ich smętny i żałosny
Za skowronkiem nie pogoni.
Nie wyciągną się ramiona,
Oko blaskiem nie zaświeci
Dla tej naszej ziemi ślicznej,
Co jest matką wszystkich dzieci…

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Weźmy na wieś, mamo droga,
— Weźmy jedno, drogi tato!
Niech sierotka się uboga
Cieszy słońcem — choć przez lalo!