Wieczór, młodzieńcy, przyszedł krom żadnej zabawy
Wieczór na niebie wyniósł swój promień łaskawy;
Czas powstać, czas na chwilę pokój dać tańcowi,
A zaśpiewać dawnemu g’woli zwyczajowi.
Panny! Młodzieńcy wstali, wstańcie ku nim i wy:
Oto widać na niebie Wieczór niewątpliwy.
Tak wierę! Jako prędko, patrzą], się porwały;
Nie darmo prędko: będą śpiewać, czym wygrały.
Trudna nasza, młodzieńcy, panny się zmawiają,
A zmowa tam nieprózna, zacnego coś mają,
Lecz nie dziw, rozum bowiem wszytek się ich sili
A my indziej myśl, indziej uszy zabawili.
Słusznie tedy przegramy, towarzysze moi,
Bo zwycięstwo przy prącej jako żywo stoi.
Przeto teraz przynamniej miejmy się na pieczy:
One śpiewać już poczną, nam milczeć nie k’rzeczy.
Wieczorna gwiazdo, której na okrągłym niebie
Ogień nad ziemią gore okrutniejszy ciebie,
Która dziewkę od matki, od matki przezdzięki
Dziewkę z łona wydzierasz, a dajesz do ręki
Panienkę młodzieńcowi nieubłaganemu;
Co Turezyn gorzej czyni miastu dobytemu?
Wieczorna gwiazdo, której na okrągłym niebie
Ogień nad ziemią gore przyjemniejszy ciebie,
Która swoim promieniem małżeńskie umowy
Utwierdzasz, co stanowią spoinę starsze głowy,
A nie złączą, aż kiedy płomień twój nastawa;
Co Bóg na szczęsną chwilę żądniejszego dawa?
Wieczór nam, siostry, porwał towarzyszkę z koła,
A nie dziw, bo złodziejom sam przyjaciel zgoła;
Bo skoro on nastaje, wnet i zbójcę wstają
A w nadzieję ćmy czarnej drogi zasiadają.
Wtenczas, kto co ma stracić, siadaj raczej doma;
Panno, uchodź, nie wychodź z gołymi rękoma!
Towarzysze, trudno kraść, kiedy Wieczór wschodzi,
Bo za jego płomieniem czujna straż wychodzi.
W nocy złodziei się tai, którego zaś rano
Tnszy złodziej wymaca wziąwszy insze miano,
A panny go zmyśloną szczypią skargą swoją;
Cóż chocia szczypią, o co potajemnie stoją?
Jako kwiat pewnym płotem roście ogrodzony,
Bydłu skryty a pługiem żadnym nie ruszony,
Którego słońce twierdzi, wiatr gładzi, deszcz żywi –
Wiele dziewek, wiele jest chłopiąt, co nań chciwi;
Ale skoro okwitnie, ostrym palcem zjęty,
Ani on dziewkom, ani chłopiętom jest wzięty:
Także i panna, póki trwa nienaruszona,
Poty łaską przyjaciół swych jest obdarzona,
Ale jako raz czystość swoje utraciła,
Ani już dzieciom wdzięczna, ani dziewkom miła.
Jako macica, która w prostym polu wschodzi,
Nigdy wzgórę nie idzie, nigdy gron nie rodzi
Dostałych, lecz, rózgami wisząc ku dołowi,
Sięga wierzchołkiem ziemie aż ku korzeniowi;
Żaden oracz, żaden wół o tym nie pracuje,
Ale jeśli się kiedy z klonem porębuje,
Wiele oraczów, wiele „wołów o niej chodzi:
Tak panna, będąc oanna. zaniedbana schodzi;
Ale gdy swego czasu w małżeństwo wstąpiła,
Ojcu więcej nie przykra, a mężowi miła.
A ty, panno, nie chciej się mężowi takiemu
Sprzeciwiać, bo nie służy sprzeciwiać się temu,
Któremu cię sam ojciec podaje w małżeństwo,
Sam ojciec z matką, którym winnaś posłuszeństwo.
Panieństwo nie wszytko twe, jeśli nie wiesz tego,
Lecz mają i rodzice po części do niego.
Jedna część jest ojcowska, drugą matka sobie
Przywłaszcza; trzecia tylko jest sama przy tobie.
Ze dwiema tedy walczyć nie ku rozumowi,
Którzy z posagiem dali swe prawa synowi.