Kapitoliński tańczy Faun,
Zaklęty w marmur boski,
Rozkoszą życia dyszy mu pierś,
Pierś naga i bez troski.
Miękką się linią grzbiet mu gnie,
Subtelne grają kości,
Uderza stopa w bachiczny rytm,
W bachiczny rytm młodości.
Na niskie czoło opadł włos,
Na wargach uśmiech leży,
Pręży się bioder napięty łuk.
Z którego Eros mierzy.
Dwa dźwięczne dyski w ręku wzniósł,
W takt je do skoku trąca,
Widać, jak w żyły nabiega krew,
Krew bujna i gorąca.
Zanim pogoni Nimfę w gaj,
Już w ogniach ku niej błyska,
Już czuje nagą, białą jej pierś
I miękkość wrzosowiska.
Jeszcze nie płomień, lecz już żar
W schylonym oku pała,
Jeszcze nie puchar, lecz woń i smak
Jagody winnej ciała.
Jak świeży gaj! Jak piękny świat!
Jak kipią życia miody!
W pląs nieśmiertelny puszcza się Faun,
Faun grecki, wiecznie młody.
Hellady śmierć, co białą skroń
Złożyła w mirt i róże,
I łoskot Romy zwalonej w gruz
Przetańczyl w tym marmurze.
Zmieniała ziemia bogi swe,
Zmieniało niebo pana,
A w białej willi wciąż tańczył Faun
Cezara Hadryana.
I padł na niego ruin pył,
Proch przysul go wiekowy,
A w nieśmiertelnym pląsie swym Faun
Nie podniósł nawet głowy.
Zaczem wyjawił kształty swe,
Z nieposkromioną siłą
Młodego piękna, co wieki trwa,
Jakby się dziś zrodziło.
I nad rozpaczą naszych dni,
Nad starym światem ducha
Kapitoliński tańczy znów Faun
I świeżym życiem bucha.