Znam kilka osób, dla których moda znaczy tyle, co nic. Ubierają się w to co lubią. Słuchają tego czego chcą i lubią tych, których warto lubić.
Znam także tych (niestety), którzy ubierają się tylko tak jak każe Beneton i Lewis. Słuchają piosenek z pierwszych miejsc na listach przebojów i lubią każdego kto chwali.
Ale co to za przyjemność mieć zawsze to co popularne? Wydaje mi się, że żadna. Ja nie zadaje się z takimi pierwszymi i modnymi. Dlatego wszyscy moi znajomi są oryginalni i wiedzą, co jest w porządku. No i o co chodzi ludzie?
Denerwuje mnie kiedy widzę 10 przyjaciółek w rybaczkach lub kumpli rozmawiających jednego dnia o genialnym Jordanie, a drugiego o beznadziejnym koszykarzem… o tym samym nazwisku. Podobnie nie mogę znieść osób, które udają, że znają się na wszystkim.
Jedna z moich koleżanek o wdzięcznym nicku Barbie bez przerwy rozprawiała z chłopakami o piłce nożnej, samochodach i komputerach. Jednym słowem szpanowała, to znaczy próbowała pokazać, że się na tym nie zna. Co nie było prawdą, bo gdy w jednej z takich rozmów zapytałam ją czy samochód jej rodziców ma ABS i wspomaganie kierownicy to spojrzała na mnie głupio i poprosiła o powtórzenie pytania…
W mojej szkole sporo jest takich ,,mądrych” naśladowców mody i szpanerów. Kiedyś dla żartów przyszłam w czerwonych spodniach! Wspomniałam, że tak nosi się ostatnio Angelina Jolie, co wiem z jej strony internetowej. Już następnego dnia 3 czy 4 koleżanki z klasy miały na sobie ciuchy w rażących kolorach.