Często, na swojej drodze życiowej spotykamy ludzi, którym spokojnie można by nadać miano Ikarów. Ludzie, niegdyś o wielkich ambicjach, planach, marzeniach – dziś utonęli… Przez swoją bezmyślność, a także przeciwności losu, z których nie potrafili wyjść z obronną ręką.
W literaturze, także zostały „uwiecznione” tego typu przypadki. Przykładem może być opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza, pt. „Ikar”. Autor, przekształca motyw ikaryjskiego lotu i osadza go w polskiej rzeczywistości okupacyjnej. „Ikar – Michaś”, to szesnastoletni chłopak, który zaczytany w książce, o mało nie wpada pod karetkę gestapo. Młodzieniec, zostaje aresztowany i wywieziony przez gestapowców. Za co? Cóż takiego zrobił?! Odpowiedź – nic. Nie zrobił nic. Co najwyżej – za bezmyślność. Przez małe głupstwo – pogrążył się.
W swoim życiu, byłam świadkiem upadku Ikara. Mój Ikar, miał na imię Piotr i mając 16 lat, był dobrym uczniem. Szczególnie zdolny był z matematyki. Skończył szkołę, wyjechał do wielkiego miasta, aby poznać smak samodzielnego życia, aby studiować… Przecenił swoje możliwości. Po pewnym czasie, porzucił studia, bo uznał je za zbędne. Zaczął za to grać w kasynie. Początkowo – wiodło mu się bardzo dobrze. Do czasu. Piotr, przegrywał coraz to większe sumy, aż w końcu zbankrutował. W międzyczasie zmarła mu jedyna rodzina – rodzice. Mimowolnie został zmuszony do powrotu do swej rodzinnej miejscowości. Został całkowicie sam. Bez rodziny, bez pieniędzy, bez wykształcenia. Dziś, pan Piotr należy do grona panów, którzy oblegają małe sklepy spożywcze w swoich wioskach, a do szczęścia potrzeba im jest paczka papierosów i butelka taniego wina.
Łatwo jest spaść z drabiny życia, na niższe szczeble. Trudniej jest się podnieść i wzbić wyżej. Człowiek musi się nauczyć patrzeć – bo wszędzie czyhają niby błahe, drobne zasadzki, prowadzące jednak do wielkiego upadku; i słuchać – bo szczęście puka bardzo cichutko…