Duch gór, duch szczytów woła mnie,
Głos jego mocny słyszę…
— Pójdź w moje zmierzchy, w moje dnie,
W moje rozwiane cisze!
Pójdź w zamki, którem z mgieł i chmur
Zbudował sam dla ciebie,
I oprzyj końce mdlejących piór
Na pochylonym niebie.
Wstąp w jary, kiedy srebrny pył
W sto tęcz się rozpromienia,
I pij z żywiących ziemi żył,
Z krynicy upojenia.
Kaskad mych struny lutni daj,
W wichrów je nastrój szumy,
A zaś dolinom pieśń szczytów graj,
Surową pieśń zadumy.
W grom się zasłuchaj moich burz,
Co skalne wstrząsa trzewa,
A zaś dolinom pieśń nową złóż,
Pieśń, co wskroś serc rozgrzmiewa.
W milczeniu moim zatoń tak,
Jak w oceanie nocy,
A zaś się zerwij — jutrzenny ptak —
Z zórz pieśnią, z pieśnią mocy!
Wzbij się nad siebie wzwyż a wzwyż,
Za moich tchów podmuchem…
A weź na czoło chryzmat mych cisz,
Aż się uczujesz duchem.
Pod tobą wicher, pod tobą grom,
Przepaści i urwiska,
A ty wstąp, cicha, w mój wieczny dom,
Skąd życia zdrój wytryska.
Nie ma tam błogich, miękkich gniazd,
Wysłanych w kwietne puchy,
Lecz bystrzej patrzą oczy gwiazd
I głośniej szepcą duchy.
Może obaczysz jutrzenki wschód,
Złocący czasów cieki,
Może zasłyszysz tej wieszczby cud,
Której czkają wieki.
Wyżej! Wstąp wyżej w mój tajny świat,
W krainę ukojenia…
Na szczytach moich zakwita kwiat,
Samotny kwiat natchnienia.