Jakie jest Twoje zdanie na temat postawy Ojca Maksymiliana Kolbego ? Czy dzis spotykamy sie z takimi postawami ?

Postawa Maksymiliana Kolbego

Rajmund Maksymilian Maria Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli. Kiedy miał 12 lat, objawiła mu się Najświętsza Maryja Panna. W 1907 roku Rajmund Kolbe wraz ze swoim starszym bratem Franciszkiem postanowił wstąpić do franciszkanów. W 1917 roku ojciec Maksymilian Kolbe założył Rycerstwo Niepokalanej. Po powrocie w 1919 roku do Polski, postanowił dołożyć wszystkich sił, aby Polska stała się królestwem Niepokalanej. Po wybuchu II wojny światowej, Niemcy już 19 września 1939 roku przystąpili do likwidacji Niepokalanowa. Wszyscy zakonnicy wraz z ojcem Maksymilianem zostali aresztowani i umieszczeni w obozie Amtlitz, a następnie zostali wywiezieni do Ostrzeszowa. W uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, 8 grudnia, wszyscy zostali zwolnieni z obozu. 17 lutego 1941 r. o. Maksymilian został ponownie aresztowany i skierowany najpierw na Pawiak, a trzy miesiące później do Oświęcimia. Pod koniec lipca 1941 roku uciekł jeden z więźniów z bloku o. Kolbego. Wściekły komendant nakazał zwołać na plac cały blok i co dziesiątego wytypowanego przez siebie więźnia skazać na śmierć głodową, w specjalnie na to przygotowanym bunkrze. Kiedy los pada na Franciszka Gajowniczka ten z rozpaczą w głosie wspomina o swojej żonie i dzieciach. Wtedy ojciec Maksymilian prosi, aby mógł pójść na śmierć w zamian za niego. Wszystko to jest szokujące dla świadków. Zuchwały „klecha” nie zostaje na miejscu rozstrzelany, co więcej, komendant obozu godzi się na zamianę. Gajowniczek uchodzi z życiem. Ojciec Kolbe umarł jako jeden z ostatnich, dobity zastrzykiem kwasu karbolowego. Był dzień 14 sierpnia 1941 roku, wigilia Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny. Maksymilian Kolbe poniósł śmierć. Właściwie to on oddał życie – za brata. Jako kapłan codziennie wznosił kielich Chrystusowej krwi przelanej na odpuszczenie grzechów.
Zgłaszając się na śmierć, o. Kolbe nigdy wcześniej nie spotkał się z panem Gajowniczkiem. Jedynie pełen bólu jęk: „Co się stanie z moją żoną i moimi dziećmi!” wystarczył, aby podjąć wyzwanie rzucone miłości, godności, wolności. Wewnętrznie czuł się przygotowany, dojrzały do decydującej bitwy swojego życia. Śmierć w obronie wolności i godności drugiego człowieka, oddanie życia w obronie rodziny było dla niego czymś wyjątkowym, najważniejszym, dającym prawdziwe szczęście. Na taki finał swojego życia przygotowywał się długo, bardzo długo, całe życie – 47 lat. Przez wszystkie te lata, we wszystkich swoich poczynaniach, szukał jedynie Boga i prawdziwego dobra człowieka.
Człowiek pragnie być wielkim, mądrym, bogatym, sławnym, szczęśliwym, kochającym i kochanym. Ale żadne szczęście tej ziemi go nie nasyca. Pragnie coraz więcej. Kiedyż się wreszcie nasyci?Chociażby i największe szczęście go spotkało, to jeżeli tylko dostrzeże w nim jakąkolwiek granicę, sięga pragnieniem poza nią i mówi: O gdyby i ta granica umknęła gdzieś w nieskończoność… Jakiegoż więc szczęścia pragnie? Szczęścia bez granic, bez żadnych granic i w intensywności, i w wielkości, i w trwaniu, w i czymkolwiek. Takim szczęściem jest tylko Bóg, nieskończone źródło wszelkiego szczęścia w różnych stopniach błyszczącego ze stworzeń. Więc Boga samego pragnie dusza posiąść.

Śmierć o. Maksymiliana nie była aktem rozpaczy czy protestu. Była afirmacją, heroicznym gestem miłości w odpowiedzi na pogardę godności człowieka. Gest ten uczynił Maksymilian nie przed światem, aby poruszyć jego ospałe sumienie i zmusić niejako do wydania sądu, ale przed Bogiem, który jest źródłem autentycznego szczęścia i autentycznej godności człowieka. Umierał z dala od prasy, radia czy telewizji. Nie mógł liczyć, że świadkowie jego ofiary przeżyją i opowiedzą światu o jego heroicznym geście miłości. Jedynej nagrody oczekiwał od Boga. Idąc na śmierć głodową, miał ponadto wielką radość z uratowania życia człowieka-bliźniego i życia jego rodziny. Dla Maksymiliana najważniejszy był człowiek jako człowiek. Nie pytał, kim on jest i jaka jest jego pozycja społeczna. Sam człowiek stanowił największą wartość. W śmiertelnym niebezpieczeństwie stanął w obronie jego godności, której dawcą jest Bóg i stając w obronie człowieka, Maksymilian „bronił” jednocześnie godności samego Boga.
Oświęcimski czyn Maksymiliana był konsekwencją jego zaangażowanej wiary, esencją jego życia. To właśnie uczyniło go „Patronem naszych trudnych czasów”.

A my, czy możemy przypuszczać, że ominie nas wezwanie do dawania świadectwa wierze, prawdziwej wolności, godności, miłości, kapłaństwa czy rodziny? Czy możemy ufać, że nic nie zagrozi bezpieczeństwu naszego życia? Czy liczymy się z koniecznością dania świadectwa Ewangelii? Czyn Maksymiliana zachowuje ciągle swoją aktualność. Sytuacja, w jakiej się znalazł może stać się również i naszym udziałem, wówczas sprawą ważną będzie, aby była w nas ta sama głęboka wiara, ten sam ogień miłości, gotowej przyjąć każde wezwanie.

Pragnieniem moim było, aby przykład życia ojca Maksymiliana nie zniechęcał nas do świętości, ile raczej mobilizował nas do poświecenia, pomagania bliźnim.