Jako ten jeleń…

Jako ten jeleń, co lecąc do zdroju
Z diamentów rosy otrząsa krzew młody,
Do żywych źródeł tęskni dusza moja,
Do żywej wody!

Pragnę i jestem, jak trawa mdlejąca,
Na posieczysku skwarnym rozesłana,
Którą źrenica rozogniona słońca
Pali od rana.

A gdzie strumienie, a gdzie są te rzeki,
Co mnie napoją w porannych zórz ciszy?
Jako huk morza, tak huk ich daleki
Ucho me słyszy!

Z gór wielkich spłyną, jak płaszcze błękitu,
Przybiorą z jarów i źródlisk tajemnych
I w pierwszych blaskach nowego rozświtu
Napoją ciemnych.

I srebrnym skrzydłem uderzą o gmachy
Spróchniałe w sobie, stojące bez duszy,
I pójdą dreszczem po ludach przestrachy
I grom je ruszy.

A zaś na pola i łąki uderzą,
Gdzie siew przyszłości przysuły mdłe pyły:
I zielonością rozkwitną nam świeżą
Stare mogiły.

I precz poniosą, aż w ocean siwy,
Fale łez ludzkich – i krwi ludzkiej rzeki;
I nowe światy powstaną z głębiny,
I nowe wieki.