Jest noc. Ach, już nie mogę się doczekać kiedy postawię stopę na ziemi Feaków! Boska Kalipso nigdy mnie nie zawiodła. Za jej radą podczas podróży Niedźwiedzicę mam po lewej stronie. Ach te gwiazdy są prawie tak piękne jak mój dom.
Już osiemnaście dni minęło od odtatniego wpisu. Dzisiaj ujrzałem szczyty gór mojej upragnionej ziemi. Bogowie kochani, co się dzieje? Nie mogę teraz pisać bo niebo zachmurzyło się dziwnie.
Nie uwierzysz drogi pamiętniku! Jestem właśnie u celu. Ziemia Feaków „ugina się” pod moimi stopami. Ale trudno było mi tego dokonać. Opowiem Ci jak to się wydarzyło. Gdy skończyłem poprzedni wpis, zapadła noc (!) i wszystkie istniejące wiatry rozchulały się na morzu, targając moją tratwą. W tamtej chwili żałowałem, że nie poległem na służbie u Atrydów, bo czekała mnie tu nędzna śmier w samotności. Zaraz po tych przemyśleniach przykryła mnie wielka fala. Długi czas nie mogłem się wydostać z pod wody. Zmobilizowała mnie chęć życia – w końcu nie mogłem zginąć zapomniany! Pochwyciłem tratwę i ledwo żywy, usiadłem na środku. Szczęśliwie zlitowała się nade mną syrena Ino. Dała mi namiotkę i kazała natychmiast opuścić tratwę i zawiązać chyustę pod piersiami. Jednak nie uwierzyłem jej od razu. Skąd mogłem wiedzieć, czy Ino nie jest przeciwko mnie? Odczekałem, aż tratwa rozpadnie się całkowicie, zdjąłem szaty od arcyboskiej Kalipco i rzuciłem się w morze. Trzeciego dnia mojego „rejsu” morze objęła kojąca cisza. Ujrzałem wreszcie ląd! Resztkami sił przypłynąłem do niej, i oto jestem!!! Czuję przepełniającą mnie radość – wreszcie zaznałem spokoju. Już nigdy nawet ie spojrzę na morze.