Pan Tadeusz jest niezwykle utalentowanym przezenterem i prowadzącym program telewizyjny. Znamy go najlepiej z cotygodniowego cyklu ambitnych krótkometrażowych filmów dokumentalnych pt. „Śmiechu warte”. Program zajmuje się tematyką bólu i cierpienia jednostek w dzisiejszym społeczeństwie, a sam pan Tadeusz dodaje od siebie po każdym fragmencie dokumentu zapisanego na kamerze amatorskiej stosowny komentarz. Na przykład po scenie, w której trzyletnie dziecko spada z huśtawki, łamiąc sobie zapewne kości trzewioczaszki i tracąc zęby (na szczęście jeszcze mleczne), możemy usłyszeć wypowiadane drżącym głosem słowa: „Patrzcie, jak to można nisko upaść”, publiczność z kolei, przejęta sytuacją i dramatycznym komentarzem wydaje z siebie dźwięki do bólu przypominające histeryczny śmiech. Można przyjąć, że po prostu nie wytrzymuje psychicznie, a może śmiechem próbuje stłumić pesymistyczne myśli ukochanego prowadzącego, który stoi z nerwowym grymasem na twarzy i uświadamia sobie zapewne, że to samo mogło przytrafić się i jemu.
Pan Tadeusz w swoim programie nie unika jednak możliwości porozmawiania z załamaną po obejrzeniu kolejnego filmu publicznością. Często błyśnie inteligentnym dowcipem, czy opowie niezwykle zabawną anegdotkę. Oczywiście zdarzają mu się kawały z brodą (w 90% przypadków), lecz nikt nie zwraca na to uwagi. Reakcja obecnych w studiu na dowcip, zawsze do złudzenia przypomina ów nerwowy śmiech. Należałoby zauważyć, że intensywność nieskoordynowanych ruchów obydwu dłoni uderzających o siebie nawzajem i odgłosów wśród publiczności zależna jest od dwóch świecących parę metrów ponad głową pana Tadzia neonów, podświecających napisy: „Śmiech” i „Oklaski”. Często jeszcze przed taką reakcją pan Drozda próbuje wprowadzić atmosferę tajemniczości, tworząc na scenie zdecydowanymi ruchami swoje animowane podobizny, w zależności od sytuacji skaczące, pływające, czy też jadące miniaturową parodią Bentleya, a także wywołując z eteru magicznym sposobem cudowne dźwięki, gestykulując przy tym i sugerując jednocześnie, że jest w tym jakieś głębsze przesłanie. Tak więc słyszymy coś w stylu „dong! dong! dong!”, a pan Tadzio trzepie w rytm swoją obrośniętą i wystrzyżoną na wzór sznaucera fryzury wzorcowej głową. Takich przypadków jest dużo więcej.
Ale jeszcze kilka słów o wyglądzie naszego ulubionego prowadzącego. Starannie dobrane garnitury różnorodnością kolorów (jaskraworóżowy, jaskrawofioletowy, jaskrawoturkusowy) i blaskiem porażają obecnych na sali widzów, oraz operatorów kamer, którzy co jakiś czas muszą zmieniać się przy aparaturze. Widoczne gołym okiem fizyczne aspekty budowy zewnętrznej postaci pana Drozdy świadczą o jego poważnym podejściu do sprawy zdrowego odżywiania. Rzekłoby się przesadnym- można stwierdzić, że nadmiernie tym przejęty, pałaszuje zdecydowanie zbyt duże ilości komponentów żywnościowych, tak bardzo potrzebnych do prawidłowego przebiegu procesów życiowych. Pan Drozda wykazuje też zamiłowanie do różnych dziedzin sportowych, między innymido wymyślonej przez siebie gry, polegającej na rzucaniu piłeczkami tenisowymi w ludzi, którzy w odruchu obronnym łapią je, by nie dostać nimi w twarz. Póki co, trafione ofiary zostają mianowane członkami jury i z lizakami w rękach wpuszczane są do sąsiadujących ze sobą boksów. Miejmy nadzieję, że te brutalne praktyki zostaną wkrótce zabronione, bowiem dla przeciętnego widza taki stres w połączeniu z poprzednim (projekcja filmów podczas programu) może okazać się zabójczy.