Komar, niewielkie licho

Komar, niewielkie licho, lecz bardzo czupurne,
Wyciągnąwszy nożęta i skrzydła poczwórne,
I żądełko krwi chciwe, latał ponad śpiącym
I „Krwi, krwi, krwi, [krwi]!” — wołał głosem bzykającym.
„Drżyj, człowieku, wybiła ostatnia godzina,
Jestem Marat owadów, lotna gilotyna”.
Az przebudził się człowiek, czatował po głosie
I za pierwszym ukłuciem pac, zabił na [no]sie.
Szedł z nieboszczykiem w okno, nie mógł znaleźć śladów
Tej lotnej gilotyny, Marata owadów,
Człowiek, gniotąc go w palcach: „Nie budź śpiących, bracie,
Atomie terroryzmu, owadów Maracie
Kiedy[ś] tak małe licho, nie rób tyle krzyku,
A kiedy chcesz ukąsic, kąsajże bez bzyku.
Jeśli ci krwi potrze[ba], gdzie chcesz nos mi wtykaj,
Tylko, kiedyś tak mały, kąsaj, a nie bzykaj”.

[1832-1833]