Hej! puszczę ja oczy daleko od siebie!
Niech lecą, polecą, jak ptaki po niebie,
Aż do tej krainy,
Gdzie pada zmierzch siny
Od Karpat — ku starej kolebie!
Tam Kraków siadł cichy, w głębokiej zadumie,
Kto spojrzy — zapłacze — i smutek zrozumie…
Jak duch nad mogiłą,
Rozmyśla, co było —
I tęskno mu w obcym dziś tłumie…
Ku niebu strzeliście, w poranne błękity,
Podaje swych wieżyc krużganki i szczyty…
I gra z nich hejnały
Na rozświt, na biały,
Co wstaje rosami nakryty…
A góra tam stoi, co Wawel się zowie,
I dźwiga pamiątki po starym Krakowie,
Tam w grobach podziemnych,
Wśród lochów tych ciemnych
Śpią króle w koronach na głowie…
A Wisła tam szumi i prawi powieści —
Wiatr kędyś od kopca Kościuszki szeleści —
I kamień tam gada,
I dziwy powiada
O dawnej wielkości i części.
A kiedy się nocą gwar miasta uciszy,
Ten, kto się zaduma — westchnienie posłyszy…
To skarżą się groby —
To murów żałoby —
To przeszłość w mogile tak dyszy.
Hej, czasy, wy czasy, hej, stare wy wieki.
Płyniecie, jak woda tej Wisły, tej rzeki.
Na morze, na sine,
Na czarną głębinę —
I tylko szum słychać daleki…