Krótka rozprawa między trzema osobami, Panem, Wójtem i Plebanem – Rzecz Pospolita narzekając mówi

Rzecz Pospolita narzekając mówi

Ja już jedno zaglądam z daleka,
Znajdzie li też jeszcze gdzie człowieka,
Aby mię wżdy kto z łaską wspomionął,
Bacząc, że mój stan prawie utonął.
Bo gdziekolwiek mię dziś wspominają,
Prawie o żelaznym wilku bają.
Wszytcy na ten nierząd narzekają,
Widzą, iż źle, coż, gdy nic nie dbają.
Ach, niestotyż, jakaż to ma żałość,
Patrząc na swych przełożonych słabość!
A snadź mię ci więcej opuszczają,
Którzy ze mnie dobrodziejstwo znają.
A mnie nie lza, jedno w swych tesknicach
Jęczeć, wołać, skarżyć po ulicach,
Bom się w rynku barzo omyliła,
Wszytkęm tam swą nadzieję straciła.
Byli ludzie, którzy prawdę znali,
Ci mię zawsze miłą matką zwali,
A gdym przyszła na tę sprawę płochą,
Zdałam się wszem niewdzięczną macochą.
A z jakąż też czcią na świecie byli,
Którzy jedno w cnotach się ćwiczyli,
Mało o swych pożytkoch wiedzieli,
Moje dobro za wieczny skarb mieli.
Więc też się ich mężni ludzie bali,
W wielkich sławach za swych czasów stali,
A ich sprawy po światu słynęły,
I bogactwa zewsząd im płynęły.
Dzisia za osobną rozkosz mają,
Iż, gdzie mogą, tu mię rozciągają,
Czynią sobie rozliczne pożytki,
Zabaczając inne rzeczy wszytki.
Ale kto zna krótkość wieku swego,
I oznaki upadu przyszłego,
Widzi jawnie, iż źle czyni duszy,
Przedsię sobie jednak dobrze tuszy.
Dzisia prawie się wszytcy w to wdali,
W rozkoszach wieczne dobro obrali,
Nie bacząc, że ty krótkie rozkoszy
Z nimi razem szczęście z czasem spłoszy
Prawie według zakonu bożego
Patrzmy swego, nic nam do cudzego.
Ano na nasze ze wszech stron ćchają,
Za nic sobie ty ustawy mają.
Lecz coż po tym, chocia wszytcy widzą,
Iż chocia źle, przedsię się nie wstydzą.
Upad bliski a gniew boski baczą,
Przedsię jednak bujno na to skaczą.
Zaż się u nas wżdy kto w sprawach ćwiczy?
Snadź to rycerz, kto więcej naliczy,
A gdzie sobie hojniej nalewają,
Tu każdego za hetmana mają.
Abo owi w naszym prawie mistrze
Są dziś u nas za zacne rotmistrze.
Każdy buja, by ludzi poraził,
Żeby komu sprawiedliwość skaził.
Coż mnie po tym, ubogiej sierocie!
Widzę ludzi w rozkoszach a w złocie,
Widzę, iż dzwonicę odzierają
Zawżdy, gdy ten kościół pobijają.
Ano to snadź niespora robota,
Gdy dziurawe w onym płocie wrota,
A prawie się snadź z rozumem mija,
Kto jedno drze, a drugie pobija.
A tak, proszę, pomni na to każdy,
Iż za czasem wszytko ginie zawżdy.
A iż skokiem prędkość wieku bieży,
W tym się kochaj, co czynić należy.
A baczysz li, iż cię szczęście wzniosło,
Mądrze pływaj a dzierż się za wiosło,
Bo nie zwiesz, gdyć się łodzia zachwieje,
Ochyniesz się iście bez nadzieje.
Bo jestli cię Bóg na to przełożył,
Aby przez cię w ludzioch sprawę mnożył,
Proszę, bądźże wżdy pilen urzędu,
A ukracaj, kędy możesz, błędu.
Baczysz li, iż źle wnętrzny rząd stoi,
Jestli się też nieprzyjaciel stroi,
Czyń, co słusze, a nie folguj sobie,
Boć się hojniej to nagrodzi tobie.
Za żywota używiesz pokoja,
Sława wiecznie będzie stała twoja,
A wielki skarb po sobie zostawisz,
Gdy potomkom co dobrego sprawisz.
W nic nie pójdą u Boga przysługi
I będziesz miał żywot sławny, długi.
Nie myśl na to doczesne zbieranie,
Wie Bóg, kto w nim będzie miał kochanie.
Wszytko się więc to marnie rozchodzi,
Jedno cnota, ta w dział nie przychodzi,
A snadź ten swój stan nalepiej sprawi,
Kto ją po sobie w skarbie zostawi.
A tak proszę, abyście baczyli,
Ocz mamy przyć wszytcy w krótkiej chwili.
A wszakeśmy nie Żydowie sobie!
Pomóż ty mnie, ja, co mogę, tobie.