Księga ubogich – V

W niejednej – ci ja biesiedzie
Uczestniczyłem wesołej –
Słuchajcie mnie, przyjaciele! –
Uczeń aż nazbyt pojętny
I z nie najgorszej szkoły…

Gdy powszedności zbyt wiele
Zalazło w progi otwarte –
Hej, utęskniony wieczorze! –
Serca wszelakie złoto
Na jedną rzucałem kartę.

Nigdy się, było, nie drożę:
Upust dający wymowie –
Fala o falę uderza –
Kielich wznosiłem do góry.
By wasze wychylić zdrowie.

Mieliście grubego zwierza,
Wielce mu radzi, przeradzi –
Bezdenne są źródła troski –
Że ogień skrzył się nam w oczach
Jak wino płynące z kadzi.

Że jakiś wysłaniec Boski
Chwytał nas wszystkich w ramiona –
Lubię ja zorze, gdy gasną –
Tłumacząc, iż nie ma różnicy,
Czy ktoś pożyje, czy skona…

Byliście wdzięczni, że własną
Możecie rozrządzać duszą –
O płodne w owoce lato! –
Bez onych względów, zastrzeżeń,
Co bujność rozkwitu głuszą.

Wdzięczni byliście i za to,
Że godnych ja chwil nie pominę –
Człek nie wie, gdzie znajdzie radość –
Aby was wszystkich raz jeszcze
Zaprosić kiedy w gościnę.

I oto czyniący zadość –
Danemu tak szczodrze słowu –
Nie dla mnie ten grób się tam kopie –
Korzystam ze sposobności,
Wzywam i witam was znowu.

Zaiste, na wielką stopę
Żyję w tym moim salonie –
Lubi się chełpić me serce:
Obszerny po widnokręgi,
U stropu słońce płonie.

Patrzajcie, co za kobierce!
Tkane rękami Boga! –
Innym nie sprzyjam warsztatom! –
Robota ogromnie wzorzysta,
Materia przedziwnie droga…

Za legowisko światom
Od wieków ci one służą –
Na przemian sen mija się z jawą –
Śmierć chodzi po nich i życie
Stopą ponadmiar dużą…

Siądźcie tu, pod tą złotawą,
Lśnistą koroną jaworu –
Żywizno błękitnych pował! –
Lub pod tym smrekiem, pod brzozą
Pod baldachimem boru.

Sam On ci je wyhodował
Na wasze dziś odwiedziny –
Oczu przymglonych ślepoto! –
Jeśli wam nie w smak przyjęcie,
Nie z Jego to będzie winy.

Jest i kapela!… Są oto
Gęśle wybrane z gęśli –
Pieśń bywa bezbożna i święta –
Snadź aniołowie te dźwięki
W bród po przestworzach roztrzęśli.

Owady brzęczą, ptaszęta
Z drzewem i kwiatem świergocą –
O duszo ty nieobyta! –
I pierś człowieka rozbrzmiewa
Niedoli i doli swej mocą.

Chłońcie ten napój do syta!
Innego wina tu nie trza! –
Zagadki czekają w otchłani… –
Wymowy waszej upusty
Napełnią kręgi powietrza.

Rozgrzani i rozśpiewani
O mego gazdostwa cudzie –
Odkryją się kiedyś tajnie –
Ujmiecie prawicę Bożą,
Choć tylko jesteście ludzie.

Po ziemi chodząc zwyczajnie,
Przecież swój ślad poznaczycie –
Godzina goni godzinę –
Krokami jak śmierć wielkimi,
Krokami wielkimi jak życie…

O chodźcie do mnie w gościnę!…