Księga ubogich – XXIII

Takiego, jak kiedyś, zachodu,
Odkąd żyw jestem, nie pomnę:
Fale się ognia rozlały
Na chmur kłębiska ogromne.

Objęły w okrąg niebiosa,
Czerwienią przygniotły wzgórza —
W niesamowitych połyskach
Snadź cała ziemia się nurza.

Trwoga wstrząsnęła ludźmi —
Pytali się przerażeni:
„W jakąż się grozę nieszczęsną
Krwawa ta wróżba zamieni?

Czy może głód się przyczołga
Z lebiodą i zwiędłym jarmużem?
Lecz przecież pola w tym roku
Ziarnem sypnęły dużem.

Czy jakiś Szatan zawistny
W jesiennym zjawi się wichrze,
Podpali pełne stodoły,
W perzynę obróci śpichrze?

Może w śmiertelnej koszuli
Przez świat przebiegnie powietrze
I zasób jego żywota
Jak pyłek nadrożny zetrze?

Czy nie chcąc, aby się kiedy
Sny wypełniły spokojne,
Bóg, żądny pomsty i kary,
Okrutną ześle nam wojnę?

Lecz za cóż by mścił się i karał?
Czy za to, że w walce widomej
Dla ostatniego ślepca
Ścigają nas same rozgromy?

Czy za to, że w tych rozgromach,
Gdy żadna nam gwiazda nie świeci,
Patrzymy już tylko w nadzieję,
Jak ufne, pokorne dzieci?

Hej! wszechpotężny ty Królu!
Rozgromicielu otuchy!
Nie daj, by po tym zachodzie
Przepadły o Tobie słuchy!

Nie daj, by w ludzkiej rozpaczy,
Głębokiej, jak wielkie morze,
Zatonąć miało Twe imię,
Twoje Królestwo Boże!”

Tak z lękiem kłonili się jedni,
Tak drudzy się odgrażali
Z przestrachu, gdy niebo w tej krwawej,
Złowieszczej tonęło fali.

I oto jakżeż się sprawdza
Ten zachód dziwnie proroczy:
Po krańce niepewnej ziemi
Wojna swój rydwan toczy.

Mordercze rozsiewa kule,
Niszczące wszczyna pożary,
A za nią, któż wie, czy nie pełznie
Głód, ten przyjaciel jej stary.

Któż wie, czy nie zechce dopomóc
W tym światoburczym jej dziele,
Choć rok ten pod stopy żniwiarzy
Tak bujnym się żniwem ściele?

A za nim, któż nie wie, że losy,
Na jedną rzucone kartę,
Przyślą nam w straszną gościnę
Powietrze, z rodzeństwa czwarte?

A kiedy takie potęgi
Obejmą tu panowanie,
Czyż dla Bożego Królestwa
Choć jedno serce zostanie?…