Księga ubogich – XXIV

Niedługo trwała ma radość
Zrodzona z radości słońca —
Smutek się rozszedł po ziemi,
Żałoba wędruje bez końca.

Wloką się za nią me kroki,
Wzrok mój niepewny się wlecze,
Choć innym by razem świat ten
Weselić mógł serce człowiecze:

Złocą się jeszcze pola,
Pełnią zieleni lśnią drzewa,
Nad owsem niepokoszonym
Ptak mój kochany śpiewa.

Jeszcze mi błękit niebiosów
Wdzięczy się jak najcudniej
I świerszcze głośno ćwierkają
W żarze sierpniowych południ.

Gdzież powód jakiej żałoby?
Gdzież jest przyczyna smutku?
Ni jedno kwiecie nie zgasło
W naszym przydrożnym ogródku.

I owszem, coraz ich więcej
Jarą płonieje krasą;
W królewskiej iście purpurze
Maki się słońcem pasą.

Malwy pieśń nucą rozkwitu,
Pękami bieli strojne,
Jak panny, wielbiące zwycięzców,
Gdy zakończyli wojnę.

Nasturcje aż zbyt natarczywie —
Tyle ich w roku tym mamy! —
Cały nam ganek obległy,
Pchają się w okien ramy.

Zaprawdę! innego czasu
Z podziwu byś stawał niemy
Na widok tych naszych georgiń
Puszystych jak chryzantemy!

Nagietki, astry i bratki —
Z wszystkimi wzrok się twój spotka —
Błyszczą jak ciżba weselna
Pośród naszego opłotka.

Przebujnie się złotogłowiów
Rozsłoneczniła gromada,
Waha się tylko słonecznik,
Choć kwitnie już u sąsiada.

Dlaczego tak się opóźnia
Z wyjawem swojej urody?
Czy skarlał, Bóg wie, z jakich przyczyn?
Czy może jeszcze za młody?

Może o przodku swym słyszał,
Co kiedyś zginął z mej dłoni,
I tak się, tając swe skarby,
Przed ludzką rozpaczą broni?

Może się lęka, by człowiek,
Gdy taka groza nad nami,
Nie zdeptał mu jego korony,
Nie wyrwał go z korzeniami?

Drży, aby go nie oślepił,
Sam on dziś ślepy straszliwie
Na przyszłość, co dzisiaj tak krwawo
Na naszej rodzi się niwie?

Niedługo trwała ma radość
Zrodzona z radości słońca —
Smutek się rozszedł po ziemi,
Żałoba wędruje bez końca…