Moim zdaniem w tym konflikcie żadna ze stron nie posiada stuprocentowej racji. Zarówno Kreon jak i Antygona kierowali się ważnymi dla siebie wartościami. Nie można ich podzielić na bohatera negatywnego i bohatera pozytywnego.
Antygona miała na względzie rodzinę. Pragnęła dopełnić swego siostrzanego obowiązku, który polegał na pochowaniu Polinejka. Bracia byli dla niej po prostu braćmi, chciała potraktować ich sprawiedliwie, nie widziała w nich zdrajcy i bohatera. Nie oddanie ostatniej przysługi Polinejkowi spowodowałoby u niej olbrzymie wyrzuty sumienia, a tego chciała uniknąć.
Ponadto, wedle wierzeń greckich niepochowane ciało skazuje duszę ludzką na błąkanie się po świecie. Antygona uważała, że prawo boskie jest ważniejsze od prawa ludzkiego. Najważniejszymi wartościami były dla niej: rodzina, wola boska, tradycja. Do walki o ratunek dobrego imienia brata po cichu zagrzewali ją mieszkańcy Teb. Bali się jednak wypowiedzieć swe myśli na głos.
Kreon zmuszony został wyzbyć się wszelkich uczuć. Gdyby tego nie zrobił, nie byłby dobrym władcą. Twierdził, że zdrajców należy karać. Nie można traktować ich na równi z bohaterami. Ukaranie Polinejka miało być przestrogą dla innych buntowników. Kreon postępował zgodnie z prawem ludzkim, które notabene sam ustalał.
Jako władca musiał być konsekwentny w swych działaniach, przeto zmuszony był przestrzegać własnych dekretów. W przeciwnym razie mógłby utracić swój autorytet. Od króla oczekuje się przede wszystkim sprawiedliwości, żadne uczucia wyższe nie wchodzą w grę. Interes państwa zawsze jest na pierwszym miejscu. Rodzinę spycha się na dalszy plan. W rządzeniu państwem należy kierować się rozumem, słuchając serca nie zajdzie się daleko.
Powyższe argumenty potwierdzają moją tezę. Żadna ze stron konfliktu nie ma racji. Lub rację mają oboje. To już zależy od tego, w jaki sposób zapragniemy na to spojrzeć.