Ktoś mi pomógł. Opowiadanie

Ktoś mi pomógł?

Pewnego dnia, kiedy wszyscy ludzie w okolicy spali, Klara wykradła się z domu. Ubrała na siebie spodnie, buty i bluzę. Na wszelki wypadek wzięła ze sobą komórkę i latarkę. Po ciemku nic nie widziała i postanowiła wybrać się do lasu z najlepszą przyjaciółką. Kiedy doszła pod jej dom usłyszała jak ktoś biega po podwórku. Pech chciał, że w tym momencie w latarce zasłabła bateria i nie świeciła. Nie wiedziała, co ma robić. Serce zaczęło jej walić młotem, ręce drżały, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Nagle coś ją złapało od tyłu za ręce. Klara zaczęła krzyczeć, a osoba za nią zasłoniła jej usta dłonią. Kiedy się odwróciła, zobaczyła swoją koleżankę, z którą chciała się wybrać na nocną przechadzkę?
– Jeny, Debi, ale mnie wystraszyłaś! Oszalałaś?! Zawału przez ciebie dostanę!
– Spokojnie, nie krzycz. To tylko ja, a nie jakiś duch! Tak w ogóle, co cię tu sprowadza w środku nocy?
– Pamiętasz jak kiedyś się umawiałyśmy na nocną schadzkę w lesie?
– Tak, a co?
– No chciałabym dziś sobie pospacerować po lesie tym bardziej, że jest taka piękna pełnia Księżyca?
– Dobra. Zaraz będę. Czekaj tu na mnie i się nie ruszaj. Pójdę się przebrać, bo nie pójdę w pidżamach. Wielmożnej pani zachciało się spacerów po północy.
– Nie marudź i biegiem do domu po ciuchy.
Po dziesięciu minutach dziewczyny wyruszyły na podbój lasu. Były ubrane prawie tak samo. Obie na czarno, włosy spięte w koński ogon i za głowie czapki Nike. Strasznie się bały, ale przysięgały sobie jakiś czas temu, że po raz pierwszy z domu wykradną się 13 w piątek, kilka minut po północy. Debora i Klara były strachliwe. Przed wszystkim i wszystkimi się bały, ale postanowiły to skończyć.
– Klara, boisz się? Bo ja bardzo. A jak nas ktoś napadnie? I to na dodatek jest teraz piątek trzynastego, bo po północy jest? Panicznie się boję?
– Nie ty jedna się boisz. Masz koleżankę po fachu. Ale przecież po północy nikt nie powinien pałętać się po lesie. Miejmy nadzieję, że nic nam się nie stanie.
Dziewczyny szły przed siebie, bojąc się o własne życie. Były spokojne, a zarazem zżerał je strach przed ciemnymi zagajnikami i stworzeniami żyjącymi w lesie. Kiedy się już uspokoiły zaczęły biegać, śmiać się i krzyczały z radości.
– Debi, ciii, nie jesteśmy same. Ktoś tu jest. Słyszałam. BOJĘ SIĘ!!!
– Nie żartuj. Wiem, że chcesz mi tylko napędzić stracha. Ha ha ha. Mnie tak szybko nie wystraszysz.
– Spójrz!
– O nie! Mówiłaśseryjnie! WIEJMY!!!
Klara zaczęła biec przed siebie ciągnąc za sobą przyjaciółkę. Biegły coraz szybciej, aż się przewróciły. Klara straciła przytomność uderzając głową o drogę, a Debi złamała sobie nadgarstek.
– Klara! Słyszysz mnie?! Nie żartuj sobie ze mnie! Teraz to nie są przelewki! KLARA!!! Jeny, ludzie pomóżcie!
Debora obszukała wszystkie kieszenie koleżanki w poszukiwaniu telefonu komórkowego, ale go nie znalazła.
– Najwidoczniej zgubiła, kiedy uciekałyśmy. ? Powiedziała sama do siebie.
Debi zaczęła biegać i szukać telefonu. Po pół godzinie szukania, znalazła ją. Pech trafił, że nie miała pieniędzy na koncie.
– Ale pech!!! Czemu to właśnie ja?! To nie fair! Ale zaraz? numer 112! Jesteśmy uratowane! ? Mówiła do siebie. ? Halo, jest tam ktoś? ? Powiedziała do osoby mówiącej po ?drugiej stronie? telefonu.
– Dobry wieczór. Tu numer alarmowy 112. W czym możemy pomóc? Halo? Proszę pani? Proszę nie żar? – Rozmowa w tym momencie się urwała.
– Halo! Halo! HALO!!! ? Debora krzyczała w niebogłosy. ? O Matko Najświętsza? Nie mam zasięgu? I jeszcze bateria siadła? No nie! Boże, czemu ja? Czemu to właśnie nas tak pokarałeś?
W pewnej chwili usłyszała jak ktoś niedaleko niej chodzi. ?Klara chyba się ocknęła i teraz mnie szuka. Teraz to ja kompletnie zwariuję! Bóg mnie wysłuchał i teraz sprzyja mi szczęście?, pomyślała. Kiedy dotarła na miejsce gdzie leżała przyjaciółka, Klara leżała w takiej pozycji jak po upadnięciu. Debora była cała w błocie i nikogo nie widziała w zasięgu oka. Była przerażona. Serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi. Zobaczyła mężczyznę bez jednej ręki. Miał około 49 lat. Miał na sobie podartą koszulę, spodnie bez kawałka nogawki i sandały.
– Kim jesteś? Proszę powiedz? Nie zrób nam nic złego. Moi rodzice się martwią o mnie i przyjaciółkę.
– Nie bój się mnie. Nic wam nie zrobię. Jestem dobrym duchem?
Na te słowa Debi zbladła. Prawie zemdlała, ale Dobry Duch ją w ostatniej chwili złapał. Kiedy odzyskała przytomność, jej ?wybawiciel? nadal czuwał nad nimi.
– E, facet, nie udawaj dobrej duszyczki i najlepiej teraz zabij mnie i koleżankę bez owijania w bawełnę. Nie każ nam cierpieć tylko od razu to zrób jak przystało na mężczyznę.
– Deboro, uwierz mi. Jestem duchem, który pomaga osobom zagubionym w tym lesie. Chcę teraz wam pomóc. Przeżyłem to, co twoja koleżanka. Biegłem bardzo szybko, bo ścigałem się z kolegą. W pewnej chwili zahaczyłem o korzeń drzewa i BACH! Tak skończyła się moja przygoda 111 lat temu. Aha, na pewno nie wierzysz, bo ta ręka? już cito tłumaczę. Więc zaczęło się od tego, że znalazłem pracę na plantacji drzewa kauczukowego, pewnego dnia ubrałem się odświętnie, bo chciałem wyglądać dobrze ten jeden raz. Wtedy zaczęła się ciężka praca. Znudziło cię? Pewnie za długo ci opowiadam. Już skracam moje opowiadanko. No, więc zaprzyjaźniłem się z pewnym chłopakiem i pracowałem obok niego. Zobaczyłem, że niesie kosę. Spytałem go: ?Po co ci ta kosa? Tu pracuje się rękoma.?, w tej samej chwili wystawiłem rękę, a on zamachnął się i wbił mi kosę w rękę. Trochę wyglądało to jak Krwawa Mary, ale mniejsza z tym. Nawet nie wiedziałem za co mi to zrobił. I jak? Wierzysz?
– O mamuniu. Ciarki mi przeszły po plecach. No dobra, powiedzmy, że ci wierzę. Jak jesteś taką dobrą duszyczką to musisz mnie z Klarą wyprowadzić z tego paskudnego lasu.
– No dobra. Wstawaj. Najpierw ci mocno ścisnę rękę, bo zauważyłem, że masz złamaną.
– Ale skąd wi?
– Ciii?
Tak dziewczyny wydostały się z lasu. Klarę rodzice zawieźli do szpitala, a kiedy się obudziła powiedziała:
– Ktoś mi pomógł?

KONIEC