Scena I
Pole nad Gopłem.
LECH, GWINONA, SYGOŃ, GRYF wchodzą zbrojni.
LECH
Zapalić ognie na pobojowisku
I tu mi wzięte przyprowadzić jeńce.
Wchodzą DERWID z harfą złotą w ręku, LELUM i POLELUM w łańcuchach.
SYGOŃ
Z ręki mu złotej harfy nie wydarto.
Jest to Wenedów król z dwoma synami.
LECH
do DERWIDA
Cóż myślisz, starcze, o ludach zachodnich?
Wczora ty byłeś panem tej krainy,
Dzisiaj do ciebie nie należy głowa,
Która rządziła wczoraj tymi ludy.
Szaty na sobie teraz porozdzieraj,
Okup się, starcze, łzy brylantowymi,
Bo ci czekanem łeb roztrzaskam siwy. —
do LELUM i POLELUM
Cóż to szczekacie jak psy łańcuchami?
Cóż to, niedźwiedzie, uczcie się pokory!
Gdzie mój kat? — Ten mi człowiek plunął w oczy.
Że ja maleńki, to on mną pogardza,
A wiem, że mego miecza nie udźwignie. —
Gwinono, patrzaj, jaki to lud rosły.
Ja komar i krew z niego wycedziłem,
I wycisnąłem w ręku jak cytrynę.
Jak się Czech dowie, to nie będzie wierzył.
Poszlę mu tego starca w podarunku
I tych dwu młodych poszlę królewiców,
Niechaj porobi z nich obudwu psiarzy.
GWINONA
Ja chcę usłyszeć ich glos. Każ, niech mówią.
LECH
Psy — łatwiej zmusić ich, aby jęczeli.
GWINONA
Ta harfa musi być zaczarowana.
LECH
Na Boga! prawdę mówisz, moja lwico,
Ta harfa musi być zaczarowana —
Stary! czy w harfie twojej siedzi diabeł,
Że tak o nią dbasz?… Na Boga! to mruki!
My tu przed nimi jak na nitce wróble,
A oni patrzą z góry jak na frygi.
Gryfie, odprowadź ich do Rzymskiej wieży,
Jak się wygłodzą, to głos odzyskają.
DERWID, LELUM, POLELUM wychodzą pod strażą.
To głuchoniemy jakiś lud, Gwinono,
I głuchoniemy król. — Na koń! hej, na koń!
Ufundujemy na trupach królestwo.
Wychodzą wszyscy.
Scena II
Cela pustelnika, podobna kształtem do wnętrza czaszki olbrzymiej.
W głębi obraz N. Panny na dnie złotym.
ŚWIĘTY GWALBERT i ŚLAZ.
ŚWIĘTY GWALBERT
Splamiłeś moje oczy, mości Ślazie;
Wlazłem za twoją poradą na sosnę —
Splamiłeś moje oczy krwi widokiem.
To sprawa diabla; przybyłem nawracać,
A jacyś ludzie przybyli wycinać:
Wycięli prędzej, niż ja nawróciłem;
Za to się trzeba aż do krwi biczować
Mnie, jako panu, tobie, jako słudze,
A obu jako sługom Pana Boga.
ŚLAZ
Et fit voluntas tua.
ŚWIĘTY GWALBERT
Tak, tak, Ślazie,
Et fit voluntas Tego, co na niebie.
A jednak szkoda, że ten lud wycięto,
Bo lud był dobry, choć niechrześcijański.
ŚLAZ
Domine, wszyscy więc poszli do piekła?
ŚWIĘTY GWALBERT
Ziemia przed krzyżem krwią czerwoną ściekła,
Z tej krwi wybuchnie płomień w kształcie krzyża.
Śmierć kruszy ciała, lecz wieczność przybliża.
Narody będą wkrótce okupione;
Widziałeś, Ślazie, komety czerwone
Z długimi chwosty — co tu wróżą zmianę,
Komety, co jak wiedźmy rozczochrane
Goniły za mną aż do Jeruzalem,
Grożąc mi chłostą, krzyżem albo palem.
Cóż mi zrobiły?! — Kiedy będzie trzeba,
Te straszne gwiazdy palcem zetrę z nieba.
Bóg swemu słudze za wiek długi trudów
Przerażających da godzinę cudów.
Cóż mi ten mocarz, co tu krwawi lasy?
Nowy faraon, wejdę z nim w zapasy,
Złamię i różdżkę ognistą otrupię;
A potem jedną łzą gorącą kupię
Żywot dla niego wieczny i zbawienie.
ŚLAZ
Domine, z czego, proszę, są promienie,
Które ty nosisz na głowie?
ŚWIĘTY GWALBERT
Są ze mnie,
Z mojej wewnętrznej wiedzy, i z anioła,
Co w ciele moim pali się tajemnie.
ŚLAZ
Myślałem, że te płomieniste koła
Są z włosów?
ŚWIĘTY GWALBERT
Ergo nie byłyby z duszy?
ŚLAZ
Domine, a kot kiedy się napuszy,
To mu tak iskry z włosów wylatują.
ŚWIĘTY GWALBERT
Są ludzie głupi jak ty, co się trują
Porównywaniem dwóch natur w stworzeniu.
ŚLAZ
Domine, wiara jest w moim wątpieniu.
ŚWIĘTY GWALBERT
Wątpienie z diabła jest.
ŚLAZ
Więc mię on szuka.
ŚWIĘTY GWALBERT
Obacz no, Ślazie, ktoś do chaty stuka.
ŚLAZ otwiera. Wchodzi LILLA WENEDA.
LILLA WENEDA
W imię Maryi.
ŚWIĘTY GWALBERT
Patrzcie, to królewna,
To neofitka moja. — Cóż tak rzewna?
Cóż tak spłakana? Córko, czemuś drżąca?
LILLA WENEDA
Przyszłam do ciebie, mój ojcze, płacząca,
Mój ojciec, bracia moi są w niewoli,
Chcę ich ratować, lecz mi serce boli,
A nie podaje żadnej mądrej rady.
Świat cały teraz dla mnie smutny, blady,
Za łez strumieniem nie widać mi słońca.
Ty mój poradnik jedyny, obrońca.
Nieszczęśliwego ojca mam w niewoli,
Braci w kajdanach.
ŚWIĘTY GWALBERT
Cóż ja ci poradzę?
LILLA WENEDA
Już w ostatecznej się widzę niedoli.
Powiedz, o! powiedz, czy ten Lech ma władzę
Ojca mojego zabić?
ŚWIĘTY GWALBERT
To człek srogi.
LILLA WENEDA
Powiedzże, czym są twoje wielkie bogi,
Jeśli nie mogą mi dopomóc biednej?
ŚWIĘTY GWALBERT
Bluźnisz, dzieweczko Bóg w osobie jednej.
LILLA WENEDA
O! ja wiem! ja wiem! ty mnie uczył długo,
Nie zapomniałam wcale twej nauki;
Lecz teraz naucz, jak ocalić ojca.
ŚWIĘTY GWALBERT
Gotowaś jest ślub czystości uczynić?
LILLA WENEDA
Mój ojcze, jeśli tym ojca wybawię,
Ja będę czystą jak marcowe śniegi,
Jak po moczarach białe konwalije
Albo te kwiatki, co ze śniegu wstają
I brudnej ziemi nie widzą, i giną.
Dosyć mi będzie, że mi starzec siwy
Pobłogosławi i obleje łzami.
ŚWIĘTY GWALBERT
Zrób więc intencją przed obrazem Matki
Boga, na krzyżu — ukrzyżowanego.
Zrób jej ofiarę z dziewiczego serca.
LILLA WENEDA
Jakże mam mówić? — O! niebios Królowo!
Oddaj mi ojca, a ja Ci dam siebie
Jako białego gołębia bez plamki,
I nic nie będę więcej pożądała,
I nic mię nigdy na świecie nie splami.
ŚWIĘTY GWALBERT
Teraz, dzieweczko, ona będzie z nami. —
Ślaz, daj mi kostur. — Gdzież obozem leży
Ten Lech?
LILLA WENEDA
On, ojcze, mieszka w Rzymskiej wieży,
ŚWIĘTY GWALBERT
Na stare nogi droga niedaleka.
ŚWIĘTY GWALBERT i LILLA WENEDA wychodzą.
ŚLAZ
sam
Diabeł mi każe służyć u człowieka,
Co mnie suchymi korzonkami głodzi.
Wychudłem jak szczep… Człowiek się raz rodzi —
Pamiętaj o tym dobrze, mości Ślazie,
Żeś się urodził — i raz więc umiera —
Pamiętaj dobrze na to, mości Ślazie,
Że raz umiera i że się raz rodzi.
Ergo — ponieważ się już urodziłeś,
Więcże korzystaj z tego, mości Ślazie.
Ergo więc, nogi za pas i w świat jasny! —
A zrób intencją z czystości. — A na co? —
Czy masz w niewoli ojca, panie Ślazie?
A jak się w tobie zakocha królewna,
A ty w czystości jak w błocie po uszy! —
Chciałbym coś znaleźć niepotrzebniejszego
I z tego zrobić votum Panu Bogu,
Aby mi trochę sprzyjał na początek. —
Na przykład — zróbmy votum z przywiązania
Do mego pana — ot i lżej na sercu…
A teraz niech tę celę biorą diabli,
Już niepotrzebna mi — niechaj się pali!
Podkłada ogień pod ściany… i z zapalającej się celi wychodzi.
Scena III
Sala w Rzymskiej wieży.
LECH i GWINONA wchodzą.
LECH
Cóż robić z tymi ludźmi żelaznymi?
Ulec mi nie chcą. — Cóż robić, Gwinono?
GWINONA
Rada jest moja, zbyć się ich na zawsze.
LECH
Co? — pozabijać?
GWINONA
Znów się wzdrygasz, mężu,
I w czynach boisz się ostateczności.
Dwa razy przez tę naturę kobiecą
Straciłeś kraje już podbite prawie;
Rycerzy ledwo ci zostaje garstka:
Ty zawsze ufasz w szczęście i fortunę,
I w tę gorącość krwi, co ciebie rzuca
W niebezpieczeństwa; a nie myślisz o tym,
Że mamy dzieci, które pójdą z torbą
I miecz ojcowski przedadzą za szeląg,
Jeśli ich w życiu nie postanowiemy
Na dobrze, stale zbudowanym tronie.
LECH
To wszystko prawda.
GWINONA
Patrz na brata Czecha;
Jemu się także ty oszukać dałeś;
Toteż postąpił z tobą jak z dzieciną,
Sam zabrał kraje we dwóch pokonane,
A ciebie wysłał aż w północne lody.
Cóż, moja frygo z rozpalonej stali,
Kto cię pokręci, choć dłoń sobie sparzy,
Kontent, bo ty się kręcisz za to długo.
LECH
Widzę to czasem, że mnie oszukują.
GWINONA
Kto z boku patrzy, ten to widzi zawsze.
LECH
Cóż ty ze starym zamyślasz Derwidem?
GWINONA
Co? — Zdaj to na mnie, sam idź do sokołów;
Ty dobry w boju i na polowaniu:
Ale gdy trzeba robić to, co nudzi,
To się ty wzdrygasz. — Ty masz lwią naturę.
Albo spać… albo krew pić lubisz ciepłą.
LECH
Ja to do siebie znam.
GWINONA
Cóż, mój tygrysie!
Dajże na moją już odpowiedzialność
Tych jeńców — jeśli zrobię źle, wyłajesz.
LECH
daje znak, że zezwala, i wychodzi.
Gryf… przyprowadzić mi tutaj Derwida.
DERWID
wchodzi jako więzień z harfą w ręku. — GRYF.
Jeszcze mu z ręki harfy nie wydarto!
Wy się boicie wszyscy tego starca.
Przystępuje do DERWIDA i chce mu harfę wyrwać. — DERWID podnosi harfę, jakby ją chciał uderzyć.
DERWID
Precz!
GWINONA
O! widzicie! on mię chciał uderzyć.
Nie zabijajcie go — ja z nim pomówię.
Człowieku! chcesz ty mnie nauczyć czarów?
Słyszałam, że ty masz w tej harfie ducha,
Który zgaduje przyszłość; czy to prawda?
DERWID
Mam w harfie ducha, co zgaduje przyszłość.
GWINONA
Każ mu wystąpić, niechaj go zobaczę.
DERWID
Póki ja żyję, ten duch w harfie będzie.
GWINONA
A jak ty umrzesz?
DERWID
Do nieba uleci.
GWINONA
Ja mogę ciebie dziś pozbawić życia.
Ja tego ducha widzieć chcę. Rycerze,
Przynieście jemu pić, niech się ożywi.
do DERWIDA
Ty mi wywołasz z harfy tego ducha,
Inaczej — klnę się na Hekate i trzy
Starki, co w piekle krwawymi nożami
Nić przecinają ludzkiego żywota,
Że zginiesz.
DERWID
Nigdy! o! nigdy, piekielna!
Ty nie usłyszysz pieśni niewolnika,
Nigdy ta ręka od łańcuchów sina
Strun się nie dotknie! Nigdy moje oczy
Łez nie wyleją, póki te łzy moje
Mogą posłużyć wam na wywołanie
Z ust okrwawionych serdecznego śmiechu.
O! nie — nigdy wy z króla niewolnika
Nie uczynicie służalca harfiarza.
Ta pieśń, co do krwi pędziła rycerze,
I w miecze kładła dusze nieśmiertelne,
I wścieklizną swą ducha ojczystego
Dawała mieczom ząb, co gryzł wam kości
I truł wam rany: nie zabrzmi w niewoli.
Możecie wy tę harfę wziąć i rzucić
W ogień i ogrzać przy niej ręce wasze,
I wasze trupie twarze rozczerwienić,
Możecie spalić ją, ale nie zgwałcić.
O! sprobuj — połóż twe palce na strunach,
Czy wywołają z nich co więcej niż dźwięk
Śmieszący ludzi? — I ty myślisz, że ja,
Gdy na mym sercu położysz twe szpony,
Poddam się palcom targającym żyły
I z mego jęku zrobię pieśń? — O! jędzo!
Ty myślisz, że ja, gdy dziś jeszcze z góry
Widziałem lud mój — co jak jeden człowiek —
O, nie! jak jeden trup leżał na polu,
Myślisz — że takim okropnym widokiem
Rozhartowany będę i pokorny?
Sprobuj, czy ze mnie co więcej wyciśniesz
Nad krew — co będzie przeciw tobie świadczyć
Przed mymi ludy. — Nie, ja nie mam ludu! —
Lecz po narodach już wymordowanych
Jeszcze zostaje jakaś moc, przed którą
Ty musisz bladnąć i ciągle twe lica
Strupiałe nową krwią farbować musisz:
Weźże krew moję do twej gotowalni,
Czarna kobieto, i co dnia jagody
Czerwień krwią moją, aby cię mąż kochał
I nie zobaczył, że masz krew zieloną.
GWINONA
Skończyłeś, starcze?
DERWID
Nie jeszcze! nie jeszcze!
Ja czuję w sercu jakąś moc zabójczą,
Która mym słowom da moc zabijania
I ciebie mi tu da za niewolnicę,
I z twego trupa mnie pokonanemu
Tron nowy zrobi. Stój tu! ja ci łono
Osuszę, piersi napełnię popiołem,
W żywot nasypię gadzin. — O! gdybyś ty
Była kobietą — gorzej niż to wszystko,
Bobym ci oczy twe napełnił łzami,
Opowiadając ci moje nieszczęście —
Ale ty jesteś nie z tych, które płaczą.
Ciebie zabijać trzeba przekleństwami;
I piekło całe zakląć przeciw tobie,
Ażeby piekło całe było w tobie.
GWINONA
Ten starzec śmierci chce. Wydrzeć mu oczy!
DERWID
Czekaj, niech jeszcze raz spójrzę na ciebie
Tymi oczyma, co będą wydarte.
GWINONA
Precz z nim!
DERWID
Przez oczy moje wyłupione
Niechaj na ciebie patrzy Bóg!
Żołnierze wyprowadzają DERWIDA.
GWINONA
To dziwne,
Te oczy siwe ze srebrnymi rzęsy
Serce mi do krwi ugryzły. — Mój Gryfie,
Zawołaj mi tu Kraka i Arfona,
Niech się z tą złotą harfą przyjdą bawić.
A najmłodszemu Gwinonkowi zanieść
Oczy wydarte, niech z nimi poigra.
Wchodzi ŚWIĘTY GWALBERT — LILLA WENEDA
ŚWIĘTY GWALBERT
Czy tu znajome jest Chrystusa imię?
GWINONA
Cóż to za człowiek? czemu tu wpuszczony?
ŚWIĘTY GWALBERT
Straż twoja, cudem pokonana, drzymie.
GWINONA
Ty jak Hekate masz księżyc czerwony
Na siwych włosach. — Co to jest za człowiek?
ŚWIĘTY GWALBERT
Ja ciemne chmury zdzieram z ludzkich powiek
I światło niosę dla duszy słoneczne,
Ja ludziom biednym daję życie wieczne.
Ktokolwiek jesteś, schyl przede mną głowę.
GWINONA
Jakiś czarownik.
LILLA WENEDA
do ŚW. GWALBERTA
O! panie, mów za mną.
ŚWIĘTY GWALBERT
Przyszedłem tutaj w imię Boga mego
O pognębionych ludzi się upomnieć.
Oto jest córka króla tej krainy,
Która ma braci i ojca w niewoli
I przyszła prosić za nimi.
LILLA WENEDA
O, pani!
Ja przyszłam prosić za ojcem i braćmi.
Nie patrz ty na mnie srogo — ja pokorna.
Ja przyszłam twoje nogi rosić łzami,
Ja będę za to twoją sługą; będę
Płótno twe bielić, twoje krowy doić,
Twe szpaki takich nauczę wyrazów,
Że w dzień i w nocy będą dziękowały
Za moich braci, za mojego ojca.
Ja z moich oczu ci zrobię źwierciadła,
W których się będziesz ty widziała piękną,
Wesołą, dobrą i pełną litości;
I sama siebie widząc, będziesz kochać;
A ja cię więcej jeszcze będę kochać,
Niż się ty możesz kochać sama siebie.
GWINONA
Za późno przyszłaś.
LILLA WENEDA
O! nie mów! o! nie mów!
Ja tu leciałam jak gołąb do dzieci.
I gdyby nie ten stary człowiek, pani,
Już bym tu była dawno zawieszona
na szyi mego ojca. — Gdzie mój ojciec?
DERWID wchodzi z wyłupionymi oczyma i podnosi ręce nad LILIĄ WENEDĄ.
DERWID
Puśćcie mnie! krwią chcę ją widzieć i mózgiem.
Ona tu musi być. Tu, tu ją widzę —
O! bądź przeklęta!
LILLA WENEDA
Ojcze! to ja, ojcze.
DERWID
Co? — To głos mojej córki, o! niebiosa!
Ja córki mojej nie widzę!
LILLA WENEDA
Mój ojcze,
Tobie wydarto oczy! — Czy zupełnie?
Czy ty zupełnie mnie nie widzisz, ojcze?
Poczekaj, krew ci obetrę włosami
I nigdy moich włosów nie obmyję;
Lecz je rozpuszczę do ziemi czerwone
I w tej koszuli okropnej uklęknę
Skarżyć się Bogu. Ojcze nieszczęśliwy!
O! srodzy ludzie! o! ludzie okrutni!
Pani! ty jesteś niewinna? co — prawda?
Tego nie mogła uczynić kobieta?
Ty sama teraz cierpisz! — o! na Boga!
Dajże mi teraz, pani, tego starca!
Wszakże ty widzisz, że on nie ma oczu,
Tylko te biedne moje dwie źrenice,
Które łez pełne. O, dajże mi teraz
Mego ślepego ojca!
DERWID
Mój słowiku!
Cicho bądź! jędzy tej nie ruszaj.
do GWINONY
A ty,
Wściekła kobieto! jeśli cię ten widok
Ślepego starca i córki, co widzi
Czerwone ojca swego oślepienie,
Dręczy? jeśli cię dręczy ta męczarnia? —
A musi dręczyć — bo cóż ty zdobyłaś
Tym okrucieństwem prócz kilku perełek,
Co z oczu mojej córki upadają,
I kilku tych łez okropnych, co ciekną
Z mej próżnej czaszki? — Więc jeśli cię dręczy
Ta niemoc twoja, ta bezsilność twoja —
Sprobuj, czy moja cię śmierć nie uleczy
I tygrysiego serca nie nakarmi.
GWINONA
Pamiętaj, że ja mam cię zabić władzę.
LILLA WENEDA
Okrutna pani! nie, ty nie masz władzy!
O, nie! ty nie masz w sobie takiej władzy;
Ja ci powiadam z głębi rozdartego
Serca, że nie masz nad nim władzy żadnej.
Wymyśl trzy razy śmierć najokropniejszą —
I trzy razy wszystko wymyślisz na próżno.
do ŚW. GWALBERTA
Nieprawdaż, starcze, że matka Chrystusa
Będzie mnie bronić razem z aniołami
I da zwycięstwo nad tą dumną, krwawą?
Trzy razy będę ojca zbawicielką,
A ty się spłonisz, żeś taka bezsilna
Przeciw rozpaczy mojej ostatecznej.
GWINONA
Dziwne wyzwanie! słyszeliście wszyscy:
Ta mnie dziewczyna wyzywa. — Już miałam
Oddać ci ojca, bo ten łachman stary
Stał mi się wcale niepotrzebny: teraz
O niego będą toczyć się turnieje.
Gryfie, weź starca, za włos jego siwy
Uwieś na drzewie, niech słońce go pali
I dziobią kruki; dla większej męczarni
Niech końcem stopy ziemi się dotyka.
LILLA WENEDA
Gdzie król? ja pójdę do króla ze skargą.
GWINONA
Idź.
ŚWIĘTY GWALBERT
Klątwa Boga na tym krwawym domie.
Wychodzą.
CHÓR DWUNASTU HARFIARZY
Oczy wydarto staremu królowi,
Pęka się córki bursztynowe serce,
A w naszą starą kość strach idzie mrowi,
Lecz nie lejemy łez, bo ci morderce
Gotowi ludom rzec: Zwycięstwo nasze!
Zwątpił o sobie lud! Harfiarze płaczą!
Niech spojrzy w piersi wróg, niech patrzy w czasze,
Czasze nalane krwią, serca rozpaczą,
Z ust się wydziera krzyk o zemstę Boga,
Czekamy wszyscy drząc na piorun z chmur —
A kiedy milczy niebo — śpiewa chór. —
A kiedy śpiewa chór — drży serce wroga!
KONIEC AKTU PIERWSZEGO