Scena I
Sala w zamku LECHA.
LECH, GWINONA, GRYF. Wchodzi LILLA WENEDA.
LILLA WENEDA
W nie zawiązanej przychodzę koszuli,
Nie niosę chleba, nie mam nic przy sobie,
Lecz wy mnie puśćcie do ojca mojego,
Który od dwóch dni jest morzony głodem.
Ja go zobaczyć chcę tylko przed śmiercią,
Jam go nie mogła zbawić — więc pożegnam.
Dlatego głowę ubrałam w lilije,
W te wodne kwiaty, które u nas kładną
Dziewicom zmarłym na ostygłe czoła.
O! pani! spuść ty ze swojej srogości!
Ja biedna zimne węże rozczuliłam,
I tak się do mnie gady przywiązały,
Że za mną cały kłębek biegł i syczał
Jak pies wyjący smutnie z przywiązania.
I cóż ja winna, że węże wolały
Słuchać mej pieśni niż mojego płaczu?
A żem ja węże zimne rozczuliła,
Dlaczegoż w tobie powiększyłam srogość?
Czy ty zazdrościsz mi, pani, zwycięstwa,
Które mi ojca mego wybawiło?
O! jeśli tak jest, to weź go za ojca,
A ja go będę na śmierć skazywała,
A ty go będziesz bronić — i zwyciężysz,
Bo ten zwycięża tu zawsze, kto broni. —
Lecz nie, ja teraz jestem zwyciężoną,
Mój ojciec pewnie już od głodu skonał;
A ja chcę tylko widzieć jego ciało,
W czoło chcę tylko pocałować zimne;
Powiedzieć jego głuchemu trupowi,
Że go nie mogłam zbawić — lecz kochałam.
O! patrz: koszula moja nie związana,
Nie niosę chleba ani żadnej strawy —
Może się boisz, że jak drzwi otworzę,
To wleci ze mną jaka muszka złota
I ten ją starzec zje? — O, pani moja!
Bóg muchy strzeże od śmierci — ta muszka
Będzie mieć jaką córkę, co ją zbawi.
Ja tylko jedna, ja nie mam nikogo
I nikt się o mnie biedną nie upomni.
O! proszę ja was, każcie wy mnie wpuścić
Do mego ojca głodnego.
LECH
Gwinona,
Na Boga, te łzy miecz mi rozhartują.
GWINONA
I ty jej wierzysz? — to są łzy zmyślone,
Ona dwa razy tak płakała głośno,
Za te trzy płacze ona się trzy razy
Odśmieje ze mnie, jeśli ojca zbawi.
LECH
I cóż ci ludzki śmiech, Gwinono, szkodzi?
GWINONA
Lechu, śmiech ludzki jest zabójczą bronią,
Więcej on strącił koron z głów posępnych,
Niż ci się zdaje: o! śmiech to gadzina,
Która się w sercu wyśmianego kryje
I tam go kąsa, kąsa, do krwi kąsa,
Aż wreszcie siły w człowieku omdleją
I powie sobie: Jestem zwyciężony.
Śmiech nas pozbawia zaufania w sobie
I rodzi niemoc; ja znam takich ludzi,
Z których się żaden żywy śmiać nie waży;
Ci ludzie mają królestwo nad tymi,
Którzy są śmiechu ludzkiego poddani.
LILLA WENEDA
Królowo! Czegoż ty się teraz boisz?
Czy tu są tacy, co wyśmieją litość?
Widziałam w twoim sypialnym pokoju
Okno, którego nigdy nie zamykasz,
Bo w nim jaskółka uwinęła gniazdo;
Więc ty masz litość; a czy się kto śmieje,
Że ty masz litość nad jaskółką? — Pani,
Więc ja znalazłam w twoim sercu litość!
Trzebaż być jeszcze, jeszcze nieszczęśliwszą,
Ażebyś ty się, pani, zlitowała?
Więc każ mi wydrzeć te spłakane oczy,
A potem zlituj się nade mną ślepą
I każ mnie wpuścić do ojca ślepego.
O! proszę! proszę! każ mi wydrzeć oczy.
GWINONA
Smutny to żebrak, co grosz wydrze nudą.
LILLA WENEDA
O! będę nudzić, nudzić, aż zezwolisz.
GWINONA
Gryfie, każ wpuścić ją do tej ciemnicy,
Gdzie siedzi ojciec jej, morzony głodem.
LILLA WENEDA i GRYF wychodzą.
Lechu! na twoją to zrobiłam prośbę.
Cóż mi tak smutny stoisz i ponury?
LECH
Gwinono, syn nasz w niewoli.
GWINONA
W niewoli?
Mój syn w niewoli? mój Lechon w niewoli?
Nie — ty mię straszysz. — Nie wiesz sam, co mówisz.
On mi się dzisiaj śnił. — O! Boże! Boże!
Na syna mego zgubę pracowałam.
Syn u Wenedów! Lechon u Wenedów!
Lechon — on nie ma takiej córki!
LECH
Żono,
Ja go odbiję.
GWINONA
Trupa ty odbijesz!
O! Lechu, na koń! na koń! na koń, Lechu!
Wszyscy rycerze! zbierz wszystkich rycerzy!
Jeśli wrócicie żywi bez Lechona,
Ja się zabiję — będę plwała w oczy!
Ja się zabiję… Cóż, wy tchórze? na koń!
Wybiega.
LECH
Niech się wykrzyczy, krzyk nic nie pomoże.
Dziś za mego Lechona stu trupem położę.
Wychodzi.
Scena II
Błonie.
ŚLAZ wchodzi.
ŚLAZ
Moja nieboszczka matula mówiła,
Że kłamstwem wyjdę na pana — to kłamstwo,
Co mi matula mówiła o kłamstwie —
Ergo: jeżeli więc mówiła kłamstwo,
Powinna była zrobić tym fortunę —
Umarła goła jak Lazarus — a ja
Ledwom się kłamstwem nie usalmonował
Na wieki wieków; to szczęście, że jakoś
Mojego pana zrobiwszy Salmonem
(Niechaj mu światło wiekuiste świeci),
Uciekłem z zamku i dobrze się stało;
Gwalbertus, mój pan, został męczennikiem
I pod imieniem świętego Salmona
Króluje w niebie, więc dobrze się stało —
Lecz to jest kwestia… quomodo uniknąć
Głodu na puszczy i zrobić fortunę?
Już próbowałem chrześcijańskiej paszy,
Już próbowałem rycerskiego chleba
I zawsze chudy jak słomka… więc ergo,
Pan Ślaz niech rusza do dziczy — rzecz prosta!
Pan Ślaz niech rusza prosto do Wenedów —
W jakim kolorze? — w kolorze Wenedów —
Jako szpieg? — a fuj — nie szpieg, lecz nowiniarz,
Zemsty nowiniarz, blekotnik nowiniarz;
Człowiek ognistej mowy, krwawych zębów
I czerwonego języka — więc ergo,
Gdy zapytają: „Czy widziałeś Lecha?” —
Widziałem. — „A co robi?” — Gdym go widział,
To jadł Weneda z solą. — „A Gwinona?” —
Gwinona we krwi się dziatek kąpała. —
„A cóż się stało z naszym starym królem?” —
A ja pokażę tak, język wywalę
I zamknę oczy: Wasz król est finitus.
„A jego córka?” — A ja łzy jak z wiadra
Popuszczę na to i nic nie odpowiem
Albo odpowiem jakie nowe kłamstwo,
Takie żałośne kłamstwo, że uwierzą
I jeść mi dadzą — za to, żem się spłakał.
Wychodzi.
Scena III
Sala w zamku Lecha.
LECH, GWINONA, RYCERZE.
LECH
Na Boga! bądźże cierpliwą! na Boga!
Mój oddział jeszcze z podjazdu nie wrócił.
GWINONA
Ty gadasz! a tam mój syn roztargany?
O! straszna! głupia jest cierpliwość twoja!
Jak nienawidzę w ludziach cierpliwości!
Często im wcale czekać nie potrzeba,
Ale dlatego, że ktoś prosi: „Śpiesz się”:
To oni różne wynajdują zwłoki,
Aby pokazać wyższość i rozwagę
I nad palącym się sercem panować.
Lechu! czy wiesz ty, ile chwil potrzeba,
Aby zabito bezbronnego jeńca?
Dziwna cierpliwość! okropna cierpliwość!
O, Lechu! jeśli mój syn biedny zginie,
To w dzień i w nocy będę ci krzyczała:
Tyś syna twego zabił cierpliwością!
Ja wtenczas będę w wyrzutach cierpliwą,
Cierpliwie będę ci kąsała serce,
We mnie ty zbrzydzisz cierpliwość — o, kacie!
O! kacie twego nieszczęsnego syna!…
Ach, Boże! daj co gryźć mojemu sercu,
Bo ja bym teraz serce męża gryzła.
Ja wiem, co powiem: Lechu! — jesteś tchórzem!
LECH
Tchórzem nie jestem.
GWINONA
Więc ojcem nie jesteś!
Czymże ty jesteś? — kawałkiem żelaza?
LECH
O! tego nadto! — nadto! — Ty dotychczas
Byłaś w domostwie samowładną panią.
Jam ci ulegał, bojący się wrzasku;
Ty napełniałaś mój dom okrucieństwem.
Na Boga! już mi to się wreszcie nudzi.
Rycerzy moich garsteczka maleńka,
Podjazdem i te siły rozerwane;
A ci Wenedzi z dwunastu się krain
Zeszli i całe okrywają pole.
Tam są olbrzymie Scyty, co krew piją
W człowieczych czaszkach, wyznawce Odyna;
Tam. są Lehoni, co na hełmach noszą
Rogi żywemu wyrwane turowi;
Tam jest Mazonów lekkie pokolenie,
Co głowy jako szczygły ubierają
W czerwoną krasę i pomiędzy hełmy
Migocące się niosą pióra pawie;
Nad tymi tłumy dwunastu harfiarzy;
Nad harfiarzami straszna prorokini,
Na samym szczycie ludzkiej piramidy
Błyskawicami gadająca — a ja
Z rycerzy garstką mam wstąpić w mrowisko?
Ja, co te ludy chcę wyciąć do szczętu?
Nie czekać, aż mi w noc błyskawicową
Z nieba lejące pomogą pioruny?
Szalona jesteś — szalona, kobieto!
GWINONA
O! widzę, że już ciebie nie przełamię!
Widzę już! widzę mego syna trupem!
LECH
Syn twój powróci, syn powróci, nie płacz!
GWINONA
O! jużem ja go teraz opłakała.
O! rozpacz! rozpacz!… o! rozpacz! on skonał.
LILLA WENEDA wchodzi bez wianka liliowego na głowie.
LILLA WENEDA
Królowo! ojca mego nakarmiłam.
Mój ojciec do mnie należy, królowo!
Widzisz, powracam bez kwiatów, bez wieńca,
W lilijach było mego ojca życie;
Ja życie ojca przyniosłam na głowie,
Jego zbawieniem ukoronowana.
Nie wierzysz? spytaj każdego Weneda;
Lilije wodne nas od głodu bronią,
Ilekroć zboże roku nie dotrzyma.
Ty nie wiedziałaś, że ten wieniec biały
Zdziecinniałemu będzie piersią matki,
Że on go będzie ssał, śmiał się i płakał
Podnosząc puste powieki do nieba,
Bogu dziękował za córkę i kwiaty.
O! teraz ojciec mój! — jam go zbawiła.
Lechu, słyszałeś, jaki był warunek?
Nie pozwól, królu, żonie łamać wiary.
GWINONA
Patrz! patrz! patrz! ona ojca wybawiła
I tu mię przyszła zagłuszyć radością;
A kiedy ona mówiła o ojcu,
To ja nieszczęsna myślałam o synie;
A kiedy ona lała łzy rozpaczy,
To ja nieszczęsna krwią płakałam w sercu. —
Weź ojca swego! weź! — ja potrzebuję
Nauczyć teraz was wszystkich litości.
Ja bym głaskała ręką wasze tury,
Prosząc o łaskę ich nad moim synem;
Ja bym szczepiła wasze kwaśne grusze
Miodem litości — a sosen szumowi
Dałabym matki głos, jęki i prośbę.
O, każcie tutaj starca przyprowadzić,
Ja go odeszlę ojcem memu dziecku.
Rycerzy kilku wychodzi.
LILLA WENEDA
Pani! ty dobra jesteś, o! ty dobra.
Już ja nie powiem, żem ojca zbawiła,
Ale że ty mi dałaś mego ojca.
Obaczysz! jak to serce drży z radości
Temu, kto biednym ludziom dopomoże.
DERWID wchodzi i RYCERZE.
Ojcze, wracamy do nas — ta królowa
Dała mi ciebie. Ojcze, chodź na słońce —
Bądźcie mi zdrowi, królu i królowo —
Chodź, ojcze! — Bądźcie zdrowi! bądźcie zdrowi!
DERWID
Córko! a moja harfa?
LILLA WENEDA
O! królowo!
Widzisz, mój ojciec cały drży z radości.
Aleś ty pewnie, pani, zapomniała,
Że ci nie może dziękować oczyma,
Więc ja za niego leję łzy — i jeszcze
Za ojca mego muszę być natrętną:
Ja ciebie proszę, wróć mu harfę złotą,
Którą mój ojciec miał od swego ojca;
O! wróć mu, pani, tę harfę! o, wróć mu!
GWINONA
Przynieście harfę, którą ja kazałam
W cedrowej skrzyni uśpić rozpłakaną.
LILLA WENEDA
Ojcze, ty harfę mieć będziesz.
DERWID
Oddała?…
GWINONA
na stronie do LECHA
Widziałeś, Lechu, gdy wspomniał o harfie,
To z jego powiek wybiegły czerwone
Dwie łzy, ogromne łzy — czy uważałeś?
To były straszne łzy…
LECH
I cóż, kobieto?
GWINONA
Co? — nie rozumiesz?… Córka albo harfa
Zostanie tutaj zakładnicą — widzisz,
Ten człowiek musi wybrać między dwoma,
A ja w zakładzie wezmę rzecz wybraną:
Rozumiesz? Gdyby nie te łzy czerwone,
Anibym kiedy była pomyślała,
Że tu jest wybór.
LECH
Już widzę, już widzę.
GWINONA
Milcz.
do DERWIDA
O, Derwidzie! czy Wenedzi macie
Nienasycone serca? — przed godziną
Wiercony srogim głodem aż do kości,
Byłbyś poprzestał na kawałku chleba…
Lecz teraz, w miarę łask, żądania rosną,
Dałam ci wolność, tyś harfy zażądał —
A otrzymawszy wszystko, będziesz mścił się…
DERWID
Każ odprowadzić mnie więc do więzienia;
Trupi się nie mszczą.
GWINONA
O! twardy człowieku,
Nigdyż twe serce przede mną nie zadrży?
DERWID
Wyjm je i zobacz.
GWINONA
Ja ci daję wolność…
DERWID
I chcesz tu z króla uczynić żebraka?
Już mię z postaci masz prawie żebrakiem,
Jeszcze chcesz serca mego żebraniny?
Na moje ciało ty liczysz zgrzybiałe?
Na me kolana ty rachujesz drżące,
Że mnie przed tobą powalą? — Nie, jędzo!
Nie! nie! nie! — Córko, daj mi rękę. — Jędzo!
Przed tobą skonam stojąc i zastygnę,
Wtenczas twe dziecko mnie paluszkiem trąci
I padnę — padnę: — ale pókim żywy,
To jestem równy tobie — król i człowiek.
GWINONA
do wnoszących harfę
Postawcie przy nim bliżej harfę złotą,
Niechaj się na niej oprze ręką drugą.
Stawia harfę przy DERWIDZIE. Starzec jedną rękę na harfie, drugą kładzie na głowie córki.
Widzisz, ta harfa równa córce wzrostem,
A gdyś w niewoli był, obie zarówno
Płakały — obie jak córki — o! teraz
Wybierz pomiędzy płaczkami, Derwidzie,
I niech wybrana idzie z tobą w lasy,
A druga córka twoja odrzucona
Ze mną zostanie — i będzie zakładem.
DERWID
Córko! co ona mówi?
LILLA WENEDA
Ojcze drogi!
Ta pani harfę ci oddaje złotą.
DERWID
Tę harfę?
LILLA WENEDA
Ojcze, harfę.
DERWID
Już oddała?
To chodźmy, córko.
LILLA WENEDA
do GWINONY
Pani, ja powrócę
I będę twoją niewolnicą. — Ojcze!
Chodźmy już.
GWINONA
Harfę porzucasz, Derwidzie?…
LILLA WENEDA
Nie mów tak głośno — jam cię zrozumiała.
Okropną jesteś — zlituj się nade mną.
Jeśli mię żywą chcesz mieć, to nie żądaj
Mieć porzuconą przez własnego ojca.
Serce mi pęknie i będziesz tu miała
Trupa, nie córkę; o! bo w moim sercu
Jest tyle złotych strun, jak na tej harfie,
Lecz wszystkie pękną od razu z boleści,
Jednym wyrazem ojcowskim stargane —
I nad nim także litość miej, i nad nim!
Proszę cię, sroga, miej i nad nim litość!
GWINONA
Będzieszli zawsze jak mała ptaszyna
Skrzydełkiem w oczy bić błyszczące węża?
Jeślim wyrzekła — to chcę. Kto mi wzbroni
Spróbować serca ojcowskiego? i tu
Usprawiedliwić siebie, żem je gryzła?
Wytłumacz ojcu sama, czego pragnę.
LILLA WENEDA
O, nielitośna! — Ojcze, ta królowa
Oddaje tobie tylko jedno dziecię.
Ty wybierz sobie dziecko, które śpiewa,
A zostaw dziecko, które tylko płacze —
Ja wiem, że ty mnie kochasz, ojcze drogi,
Lecz nie wybieraj mnie, bo nieszczęśliwy,
Jeżeli zechcesz o nieszczęściu śpiewać,
To znajdziesz we mnie tylko echo płaczu,
A w harfie echo nieśmiertelne. Ojcze,
Wybierz, co kochasz, a to, co odrzucisz,
Kochaj…
DERWID
Niebiosa! — córko, gdzie ty jesteś?…
Ja kocham moją córkę. — O, gołąbku!
Chodź i ślepego prowadź… Córko — prowadź
I wyjdźmy prędzej stąd. — Córko, a harfa?
LILLA WENEDA
O! harfa skarzy się, żeś ją opuścił.
Trąca o struny.
DERWID
Harfa się skarzy na mnie?
LILLA WENEDA
Ojcze, jęczy.
DERWID
Jęczy! — Gdzie moja harfa? — czy to mara,
Czy to duch mojej harfy rozpłakanej
Stoi przede mną w promieniach? i skrzydła
Roztworzył, jakby z płaczącymi jęki
Już odlatywał da nieba. — Ha! —
LILLA znów porusza struny.
I znów.
Słyszycie? harfa jęknęła — słyszycie?
O! dajcie, niech ją obejmę w ramiona!
Dajcie! to córka królów rozpłakana.
Chwyta harfę, obejmuje i ucieka z nią.
Gdzie drzwi? — rycerze, gońcie mnie z mieczami!
O! ja tej harfy nie dam! — Harfy nie dam!
Pada piersią na harfie.
LILLA WENEDA
Widzicie! ręce pokrwawił na strunach.
Wstań, dobry ojcze. — O! patrzcie! o! patrzcie!
Usta położył na strunach, całuje,
A te niedobre struny i niewdzięczne
Usta mu krwawią. — O, struny! o, struny!
Wy nie jesteście córkami. — Królowo,
Widzisz, mój ojciec wybrał; lecz jeżeli
Myślisz ty, pani, że ja teraz płaczę
Dlatego, że mnie ojciec mój porzucił:
O! bądź przeklęta za tę myśl! — To radość
Wyrywa z oczu moich łzy; to radość.
Niechaj nikt ojca mojego nie sądzi.
Dzisiaj karmiony starzec lilijami
Mnie tak całował w usta i we włosy
I do mnie tak się przytulał rozpacznie,
Jak się do harfy odzyskanej tuli.
A że ja płaczę, to tylko dlatego,
Że przypominam ojca pocałunki
W ciemnym więzieniu… i łzy moje głupie
Pytają same serca, czemu płacze.
GWINONA
Odedrzyć starca od harfy!
LILLA WENEDA
podnosząc ojca
Widzicie,
On już łagodny jak baranek.
GWINONA
Starcze!
Syn mój najstarszy, Lechon, syn mój drogi,
Jest niewolnikiem twoim — a ta harfa
W zakładzie, moją będzie niewolnicą,
Aż mi żywego wrócisz syna.
DERWID
Harfa?
Ja stąd bez harfy nie wyjdę.
LILLA WENEDA
O, pani!
Więc jeszcze raz się rzucę na kolana
I będę ciebie prosiła ze łzami:
Oddaj mu harfę… a mnie weź. Czy myślisz,
Że twego syna, jeśli jeszcze żywy,
Ten starzec nie da za córkę? O! pozwól!
Niech tylko mego ojca odprowadzę,
On ślepy — tylko odprowadzę ojca,
A sama wrócę; a że ja powrócę,
To niech ci harfa ta będzie zakładem.
Ale przysięgnij, że za niewolnicę
Królewnę harfę wypuścisz z niewoli:
A gdy przysięgniesz, to ja pewnie wrócę.
Bo cóż mi teraz życie! cóż mi życie!
O! ty wiesz sama, że ja pewnie wrócę.
GWINONA
Jakiż mi zakład z córki niekochanej?
LECH
Na Boga! dosyć, Gwinona! już dosyć!
Ta córka warta dziesięciu Lechonów.
Przysięgam, jeśli z Lechonem powróci,
To weźmie harfę, Lechona i moje
Błogosławieństwo; jeśli wróci sama —
To i tak za nią, przysięgam na bogi!
Oddasz kawałek płaczącego drewna.
GWINONA
Słyszysz? jak mówi mój mąż, tak się stanie.
LILLA WENEDA
Dzięki wam! dzięki! — Ojcze, dziś wieczorem
Harfę ci twoją postawię do grania.
Ty wiesz, ja dotąd nigdy nie skłamałam.
A teraz — o królowie: do widzenia.
Przyjdzie po harfę Lilla niewolnica. —
Chodź, dobry ojcze.
DERWID
A harfa?
LILLA WENEDA
Ta idzie
Za nami, ojcze.
do LECHA
Szlachetny rycerzu,
W twoim więzieniu został smętny starzec,
Także niewinny.
Odchodzi z ojcem.
LECH
Ha… to ten czarownik. —
Sygonie, każ go wypuścić na wolność.
W ludziach anielstwa tyle, że nie można
Traktować jak psów — wypuścić go z wieży,
A teraz chodźmy stroić się do walki.
Wychodzi.
GWINONA
Połóżcie harfę w skrzyni cedrowej — ta harfa
Dla mnie jest teraz Lechonem. — Nie kładźcie
W tej trumnie z drzewa harfy… bo pomyślę,
Że syn mój drogi Lechon w trumnie leży;
A jeśli stanie się jakie nieszczęście
Z moim kochanym dzieckiem, to przypomnę
Tę harfę w trumnie i będę myślała,
Że sama syna położyłam w trumnie.
Natura może stąd wziąść pochop i te
Wtrumnienie harfy strasznie naśladować
Rzeczywistością. — Wynieście ją za mną. —
Okropny zachód słońca i te mury
Zdają się krwawe od promieni. — Gryfie,
Dziś w nocy będzie burza — chmury warczą.
Wy się będziecie dziś bić ostatecznie.
Wychodzą.
Scena IV
Grota wróżki, oświecona czerwonym blaskiem.
ROZA WENEDA stoi przy otworze groty i do zachodzącego słońca śpiewa runiczną inwokacją.
DWUNASTU HARFIARZY.
ROZA WENEDA
Do krwi, złote słońce! do krwi, słońce!
Ty, ostatnie słońce, we krwi gaśnij!
Tu na walkę, wrony! kruki! orły!
Tu na walkę, psy wyjące smutnie!
Tu na walkę, chmury z piorunami!
Tu, szumiące wichry! — słońce, gaśnij!
Kruki! orły! wichry i pioruny,
Dajcie hasło! chmury, dajcie hasło!
Słychać daleki grom.
HARFIARZ
Grom usłyszał i odzywa się głucho.
ROZA WENEDA
Do mnie! do mnie! do mnie! tu pioruny!
Tu nad głową moją jak wieniec.
Niech ja mściwa z was mam włos, pioruny!
Kiedy wyjdę z groty w krew rozlaną,
Gdy za ojca mego stanę tronem,
Słuchająca jęków i czerwona
W krwi wyziewach, w koronie z błyskawic.
HARFIARZ
Cóż ci mówią wróżby? cóż wyrzekły?
ROZA WENEDA
Człek na człeka jak pies pójdzie wściekły.
Grom czerwony się gryźć będzie z błękitnym.
Krew poniesie z sobą tron Derwida
I król będzie płynął z harfą, z tronem
Jako kawał kry.
HARFIARZ
O! biada! biada!
ROZA WENEDA
Okropniejszą rzecz widziałam blada.
Krew podmyła tron i wzięła z sobą.
Król na tronie włosy rwał i rzucał,
A pioruny je paliły w powietrzu. —
Lecz nie mówcie nic jutrzejszym trupom.
HARFIARZ
Cóż wyrzekły wróżby? powiedz, straszna!
ROZA WENEDA
Wczoraj kości warzyłam na polu,
Mózg gotował się w czaszkach człowieczych
I wilgotna kość jęczała na ogniu.
Słuchająca wrzasku tych umarłych;
Pomazałam krwią zamknięte oczy —
I nagle!
Widmo straszne wyszło z ognia do mnie
I zawiodło mnie na walkę duchów.
Słuchajcie!
Wódz dwie głowy miał: wtem jedna głowa
Oczy nagle jako trup zawarła,
Spadła na nią iskra piorunowa;
I ta głowa smętna, już umarła,
Jęła smutnie mówić z drugą żywą,
Aż skry zjadły jak smolne łuczywo
Rozpłakaną tułowu koronę.
I spojrzałam w drugą walki stronę,
Odwróciwszy się jak od gasnącej główni
Od półmartwej osoby.
I tam stali ludzie w szyku, równi,
Równi, zimni, biali jako groby,
Miecz je walił, gdy piorun był niemy,
Czasem walił piorun i miecz razem.
Wtem ktoś cicho wykrzyknął: „Giniemy!”
I tysięcy sześć — nie tkniętych żelazem —
Sześć tysięcy bez ducha upadło,
Jakby je kto struł. — Nadeszłam z nożem —
Otworzyłam jeden tułów trupowy
I znalazłam, że w nim serce zbladło
I tak trzęsło się jak liść olchowy:
Więc plunęłam temu sercu w usta
I rozcięłam drugą pierś dla ptaków;
Lecz znalazłam w niej kłębek robaków
Zamiast serca. — I pierś trzecią rozdarłam,
I spojrzałam w nią — lecz była pusta!
I nie było w niej serca! — Jak chusta
Zbladłam we śnie i we śnie umarłam
Widząc, że w niej serca nie było!
HARFIARZE
Cóż to znaczy?
ROZA WENEDA
Nad naszą mogiłą
Wzejdzie słońce, lecz nie mówcie ludowi!
DWUNASTU WODZÓW wchodzi do groty. Wszyscy różnie ubrani. Jedni na hełmach turze, drudzy jelenie mają rogi, u innych tylko pióro pawie lub czaple. Pancerze z siatki lub z łuski. Miecze olbrzymie w rękach.
ROZA WENEDA
Oto wodze są. — Cóż, piorunowi?
Wiele ludu?
WÓDZ
Dwanaście tysięcy.
ROZA WENEDA
Pijcie z czaszek tych i bladej śmierci
Urągajcie się pijąc; niech wyje.
WÓDZ
Cóż ci mówiły wróżby?
ROZA WENEDA
Jeśli podczas walki
Ojciec mój z harfą złotą na kamiennym tronie
Zagra pieśń, ową straszną pieśń, od trzech pokoleń
Nie słyszaną: to przy nas zwycięstwo.
WÓDZ
Twój ojciec
I harfa jego złota w niewoli.
ROZA WENEDA
Bez wiary! —
Ojciec mój na tronie czarnym stoi,
Za swą harfą jak za słońcem czerwonym.
Każdy harfy ton, jak rycerz w zbroi
Na rumaku wybiega szalonym;
Jako rycerz duch głos każdy leci
I obbala z rumakami rycerzy.
Ile strun, tyle wężów wybieży
Z harfy ojca i oczyma zaświeci,
I skrzydłami ognistymi okręci
Wojsko Lecha.
WÓDZ
Gdzież wódz jest dwugłowy?
ROZA WENEDA
Nie wierzycie mi, ludzie przeklęci?
Rzućcie czary te w krąg Derwidowy.
W kręgu trupich głów, wodza postawię.
WÓDZ
Nie uwierzym, aż ujrzym oczyma.
ROZA WENEDA
Ty, co nosisz złote piórko pawie,
Migocące od pierwszych błyskawic,
Odwal kamień, ten kamień olbrzyma. —
Cóż? nie możesz? — Więc dwanaście prawic
Niech ten kamień odwali — choć ruszy.
WODZE
Nie możemy.
ROZA WENEDA
Więc rękami go duszy
Ja podniosę — i niech idzie do piekła.
WODZE
Cudy! słowo zaklęte wyrzekła
I ten kamień wstał.
ROZA WENEDA wchodzi, odwaliwszy kamień, do podziemnego lochu i wyprowadza LELUM i POLELUM, przykutych za ręce łańcuchem do siebie.
ROZA WENEDA
I wódz się zjawił.
Patrzcie! łańcuch, co ręce pokrwawił,
Z dwóch uczynił jednego człowieka. —
Chodź tu między czaszki, wodzu blady,
Bo już piorun niespokojny szczeka. —
Włożę wam zbroję.
Kładzie na czoła braciom dwa hełmy i złączonych razem uzbraja jak jednego rycerza. — Tarcza olbrzymia, na ręku LELUM zawieszona, obu, braci zakrywa. POLELUM w prawą rękę, wolną od łańcucha, miecz bierze — ROZA WENEDA zawieszając tarczę mówi do LELUM.
Ty będziesz bronił swego brata tarczą.
do POLELUM
Ty go zakryjesz miecza błyskawicą. —
Biada, kto swego nie dopełni! biada!
Jesteście jednym rycerzem, mścicielem;
A gdy nie będzie was, to jęk żałośny
Przeleci wieki i zwiąże imiona.
Jęk jeden będzie po dwu zgonach waszych;
Po waszych sercach roztrzaskanych w piersi
Jedna zostanie żałość w tej ojczyźnie,
Nie rozróżniona, jako w sercu matki. —
Krwi! krwi ofiarnej!
POLELUM
Weź z mojego łona.
ROZA WENEDA
Tu krwi potrzeba obcej, z niewolnika.
Wchodzi do lochu i wyprowadza na scenę LECHONA.
To syn królewski. Patrzcie, jaki blady.
LECHON
Zlitujcie wy się, ludzie, mej młodości!
Ta grota pełna przerażeń i wasze
Twarze są blade i przygotowane
Do zemsty. Wiem ja, że wy macie prawo
Mścić się nade mną i odebrać życie:
Lecz gdyby tutaj była moja matka,
Królowa dumna i sroga kobieta,
Ona by was tu przekonała łzami,
Że ja potrzebny jestem na tym świecie
Jak słońce, księżyc — jej i wam potrzebny,
Że wam śmierć moja na nic się nie przyda,
A życie moje jeszcze może zdać się. —
Nie zabijajcie mnie, nie zabijajcie!
Król wasz u mego ojca niewolnikiem,
Za syna swego ojciec odda króla;
Za mój włos każdy da wam ziemi włokę —
A patrzcie, jakie ja mam gęste włosy,
Matka je moja nieraz całowała.
Czy tu nikt nie ma matki?… A więc jeszcze
W sierotach większa być powinna litość.
ROZA WENEDA
Krwi tej nie wezmę — za podła. Idź jęczyć!
Wpycha Lechona do lochu.
Czerwieńszą znajdę krew w sercu gołębia.
ŚLAZ wchodzi, prowadzony przez dwóch WENEDYJSKICH RYCERZY.
Cóż to za człowiek?
ŚLAZ
Ja tu dobrowolnie
Przychodzę, proszę wierzyć — dobrowolnie.
ROZA WENEDA
Lechitą jesteś?
ŚLAZ
O! gdyby nie respekt
Dla was, rycerze, i dla tej mocarki,
Wziąłbym pytanie za obelgę. Mówcie,
Że ja pies — dobrze; mówcie, że ja sowa —
Dobrze; mówcie, że bocian — doskonale! —
Lecz mówić, że ja Lechita! — mnie? — w oczy! —
Gdybym nie mienił to być uchybieniem,
Plunąłbym w oczy temu, kto zapytał,
Czy ja Lechita. — Cóż to? czy mi z oczu
Patrzy gburostwo, pijaństwo, obżarstwo,
Siedem śmiertelnych grzechów, gust do wrzasku,
Do ukwaszonych ogórków, do herbów;
Zwyczaj przysięgać in verba magistri;
Owczarstwo — czy to wszystko mam na twarzy?
Jeśli tak, wodą mię zlejcie gorącą,
Niechaj oblezie ze mnie pierwsza skóra.
ROZA WENEDA
Milcz!
do wenedyjskich rycerzy
Gdzie pojmaliście tego człowieka?
RYCERZ
Dążył od strony Lechitów; i wiele
Okropnych rzeczy w drodze opowiadał.
On widział króla naszego Derwida
Zamęczonego, siostrę twą zabitą.
ROZA WENEDA
do Ślaza
Piekielny, kłamiesz!
ŚLAZ
Klnę się na te czaszki!
Ja sam wrę zemstą, ja sam zemstą płonę…
Dajcie mi w ręce cokolwiek, miecz, rożen,
Pierwszą broń dajcie, a ja mścić się będę…
ślochając
Ten król szanowny! ten starzec sędziwy!
Ta niebotyczna królewna! — miecz dajcie!
Jeśli potrzeba wodza — będę wodzem;
Jeśli człowieka tylko trzeba — jestem;
Jeśli tygrysa — adsum; jeśli księdza —
Do usług; jeśli Ganimeda — zgoda.
ROZA WENEDA
Mówisz o zemście? — tu zemsta pod ziemią.
Bierze nóż i wchodzi do lochu, gdzie LECHON zamknięty.
POLELUM
Lelum, noc bliska.
LELUM
Umarła — słyszałeś.
Cicho, mój bracie, zda mi się, że duch jej
Tu, na łańcuchu, stoi między nami
I lekką śmierci dłoń na głowy kładnie.
Czy ty nie czujesz umarłej dotknięcia?
Ona tak pójdzie z nami w bój okropny
I serca nasze przejrzawszy do głębi,
Pogardzi, jeśli serca zadrżą strachem.
O, Lillo! tobie ślubuję dziś duszę!
Ducha ty weźmiesz ulatującego.
O, śmierci! śmierci! krwawej śmierci, Boże!
Jakże to łatwo być odważnym w boju!
Nieszczęśliwego Bóg nie zrobi tchórzem.
Gdzie są harfiarze? niech idą za nami
Z harfy złotymi! — nie trzeba harfiarzy!
Umarli lepiej widzą i śpiewają
Tę pieśń o sercach strzaskanych boleścią,
O ściętych mieczach i zgasłych nadziejach.
Oni jedynie wiedzą, ile warte
Życie człowieka, ile ulatuje
Ludzkiego szczęścia w czerwonych płomieniach,
Które trzaskają ciało bohatera.
Już o umarłych tylko dbam i Boga,
O nic na ziemi.
ROZA WENEDA wychodzi z lochu z dymiącym się nożem.
ROZA WENEDA
Patrzcie! nóż czerwony,
W sercu Lechona był… patrzcie, czerwony;
Pomażę sobie brwi tą krwią — zobaczę
Dusze umarłych… i wy zobaczycie…
Tam w szczerwienionej ciemności powinni
Zjawić się krwawi, król harfiarz z dziewczyną —
Lecz kto przemówi do umarłych, skona…
Wchodzi DERWID i LILLA WENEDA.
Widzicie! o! widzicie, idą trupy!
Ja wywołałam je spod ziemi — przyszli.
LILLA WENEDA
Przyprowadziłam wam ojca z niewoli.
Oto wasz ojciec.
DERWID
Cóż to? nie poznali?
Posadź mię, córko moja, na kamieniu —
Cóż? — nie poznali!
ROZA WENEDA
Bez harfy przyszedłeś.
DERWID
Niebiosa!
zrywając się
O! ja przyszedłem bez oczów!
Wydarte moje oczy płakać będą,
Jak się dowiedzą o tym. — O ! gadzino,
Czy ty się z harfy mojej urodziłaś,
Że ty mię witasz tak? — Lilla, daj rękę.
Prowadź mnie dalej.
LILLA WENEDA
Gdzie, ojcze?
DERWID
Do wężów,
Które ty pieśnią tak ułaskawiłaś,
Że mi nie będą gryzły serca.
LILLA WENEDA
Ojcze!
DERWID
Gadzina córka — gdy mi darto oczy,
Myślałem, że ta córka wydrze oczy
I włoży w moją czaszkę swoje oczy:
A teraz widzę, że mi wydrze serce
I włoży w swoje piersi puste. — Harfo!
Ty jesteś harfą bez strun! czarownico!
Tak witać ojca? Kiedym tu przychodził,
Skakały na mnie psy wyjąc z radości;
A ty jako kruk, widząc te czerwone
Oczy, zaglądasz w nie i głodnym dziobem
Wyjadasz mi łzy czerwone, ostatnie.
O! Bogdaj pierwszy z tych piorunów złotych
Pomścił się za mnie!…
ROZA WENEDA
O! Bogdaj mię piorun!…
Bo ty bez harfy przyszedłeś, o królu!
I dziś upadniesz na stos — bez królestwa.
LILLA WENEDA
Nie, on zwycięży dziś bez młodszej córki.
Ale przez córkę młodszą dziś zwycięży…
Widzisz, płaczący usiadł na kamieniu
I duma jako stary bocian ślepy.
Bądź ty mu córką! — Niech kto pójdzie za mną
I złotą harfę przyniesie…
ROZA WENEDA
Co mówisz?
Harfę odzyskasz?… jak?
LILLA WENEDA
Za harfę złotą
Sama się oddam Lechom… i zostanę…
ROZA WENEDA
Więc idź… bo harfa zwycięży…
LILLA WENEDA
O, siostro!
Jeśli chcesz harfy — i mnie pragniesz widzieć
Żywą… Lechona mi daj, niewolnika:
Za mnie królowa wydać obiecała
Harfę — a moje życie da za syna.
ROZA WENEDA
Więc zginęliśmy, bo Lechon zabity.
Do Ślaza
Kłamco ohydny! rzucić go ze skały.
LILLA WENEDA
Nie plamcie wy krwią tej godziny smętnej
I mej śmiertelnej koszuli — ten człowiek
Niech idzie ze mną po harfę.
ROZA WENEDA
Co mówisz?
Ty nie odważysz się wrócić do Lecha.
LILLA WENEDA
O! siostro moja, jam się obeznała
Ze śmiercią; wierzaj, ja wam harfę przyszlę.
Mówisz, że harfa ta wam da zwycięstwo? —
O! zwyciężajcie i bądźcie szczęśliwi! —
Klęka przed ojcem.
Ojcze! błogosław mi — może nie wrócę —
Ale ci lutnię twoją przyszlę złotą;
A jeśli jaka struna z najmaleńszych
Zajęczy, kiedy zagrasz pieśń tryumfu,
Pomyśl, że struna ci ta przypomina
Najmłodsze dziecko, i uderz ją ręką,
Niechaj nie płacze.
Wstaje i do Ślaza mówi.
Chodź ze mną, człowieku.
Chodź! chodź! pójdziemy po harfę.
Wychodzi ze Ślazem.
ROZA WENEDA
Zwycięstwo!!!
Ten starzec usnął córki swojej płaczem
Ukołysany — patrzcie! Cóż jest ojciec!!!
Nieście spiącego na tron Derwidowy!
Zwycięstwo! Sto serc ludzkich — za zwycięstwo!
Wychodzą.
CHÓR DWUNASTU HARFIARZY
O! ileż trzeba ofiar! ile jęku!
Nim zemsty straszna noc jak piorun błyśnie!
Oto zwycięstwa moc w gołąbki ręku,
Tu wodza rąk dwie bratnich łańcuch ciśnie;
Tu król, co jękiem harf zwyciężyć mniema
I głośniej grać — niż mrący ludzie jęczą;
Tu wróżka z krwią na rzęsach stoi niema
I słucha, jak na mieczach miecze brzęczą;
I widzi strasznych czynów ludzkich końce,
Przeczuwa Boży sąd. — A gdy noc głucha,
To z wiary mrących ludziom robi słońce;
Woła piorunów, patrzy, jak biją — i słucha.
KONIEC AKTU CZWARTEGO