List do Romea

Werona, 15 marca 1587r.
Ukochany!

Już dwie doby minęły od kiedy rzekłeś mi: „Żegnaj” i tajemnie wymknąłeś się z pokoju, w którym nadal unosi się Twój zapach mieszający się ze wszystkimi subtelnymi słowami, jakimi mnie raczyłeś. Najmilszy! Kiedy znów dane nam będzie się tak spotkać? Za dzień? Za dwa? Za tysiąc? Za milion przepełnionych pustką miesięcy? A moja miłość do Ciebie, zamiast więdnąć, jak niepielęgnowany kwiat, z każdą minutą spędzoną samotnie coraz gorliwiej i głośniej krzyczy: „Wróć! Zostań!”. Nigdy jednak jej nie słyszysz, chociaż mnie jej krzyk odbiera rozum.

Wiem, że tak być nie powinno, że nie wolno nam się spotkać, lecz właśnie to rozpala we mnie uczucie. Mimo naszych ulotnych chwil, przelotnych spojrzeń, przypadkowych dotknięć. O Romeo! Jakże trudno jest mi teraz zasypiać nie czując Twojej obecności. Przeklęta noc, którą z Tobą dzielę, za jej kruchość i skończoność! Znienawidzony księżyc, który nawet w połowie nie może dorównać Ci swoim blaskiem, chowa się tak szybko! Oni także, chociaż niebiańscy, nie rozumieją naszej miłości. Z jednej matki zrodzeni, a wzajemnie się kąsają. Ich obecność jest zbędna przy naszym spotkaniu. Przyjdź więc, gdy na niebo najdą ciemne chmury. Ode jedne są naszymi sprzymierzeńcami, chroniąc nas niczym parawan. Przyjdź i zgaśmy wreszcie te obłędne uczucie lub ginąc nadajmy mu kres, by oddychać pełną piersią i czystym sumieniem.

Na miłość moją zaklinam Cię jednak, byś wcześniej niż przed pierwszym kura pianiem nie opuszczał swojej kryjówki. Pod żadnym pozorem nie wolno nam również zdradzić powodów naszej bezsenności, abyśmy nie musieli umierać ze wzajemnej tęsknoty, kiedy nasze rody się o naszym romansie dowiedzą. Czekam więc na ciebie niecierpliwie zaraz po północy przy zachodnim skrzydle dworu.
Twoja Julia