List Romea do rodziców.

Mantua,
czwartek
Drodzy Rodzice!

Na początku mojego listu chciałbym was bardzo gorąco pozdrowić. Przepraszam was również za moje zachowanie, które sprawiło, że zostałem wygnany z Werony. Gdy będziecie czytać ten list, będzie to oznaczało, że ja już nie żyję, za co was serdecznie przepraszam i liczę na to, że będziecie w stanie mnie zrozumieć. Teraz wyjaśnię Wam wszystkie powody mojej decyzji.
Wszystko zaczęło się od balu w domu rodziców Julii, nie wiedziałem o niej wiele, a jednak pokochałem ją od pierwszego wejrzenia. Wcześniej nie widziałem świata poza Rozaliną. Była dla mnie najcudowniejszą i najpiękniejszą kobietą. Aż tu nagle ta Julia, która odmieniła całe me życie. Dopiero po chwili, gdy już miałem wychodzić dowiedziałem się, że ona jest z rodu Capulettiego, wtedy pokochałem ją jeszcze bardziej. Byłem równocześnie przerażony, że kocham córkę największego wroga mej rodziny, ale też byłem szczęśliwszy, że może uda mi się pogodzić te dwa rody i poślubić tę najcudowniejszą. Postanowiłem się z nią spotkać, ryzykując życiem. Przybyłem do ogrodu Capulettiego, pod jej balkon. Tam sobie oboje wyznaliśmy miłość i zdecydowaliśmy o tym, że się pobierzemy. Wiem, że to była bardzo szybka i pochopna decyzja, lecz z pewnością słuszna, gdyż naprawdę ją wtedy kochałem. Miałem powiadomić Martę, nianię Julii, o której i gdzie odbędzie się ślub. Stało się to w celi ojca Laurentego, w poniedziałek, w południe. Miała tam przyjść pod pretekstem spowiedzi. I tak też się stało, połączyliśmy się węzłem małżeńskim.
Śmierci Tybalta nie chciałem ani przez chwilę, wierzcie mi rodzice. On był mi bardzo bliski, przez wzgląd na Julię. Tybalt się ze mnie naśmiewał, krytykował to, że nie chcę się z nim pojedynkować. Chciałem jakoś załagodzić sprawę, ale wszystko poszło inaczej. Próbowałem powstrzymać Merkucja, jak mogłem. To zamieszanie wykorzystał Tybalt, który pod moim ramieniem, jednym pchnięciem ranił śmiertelnie mego najlepszego przyjaciela. Z zemsty zabiłem Capulettiego, czego teraz głeboko żałuję. Zostałemwygnany z Werony, więc poszedłem do Mantui. Przed tym jednak postanowiłem się pożegnać z mą ukochaną. Ciężkie to było rozstanie i już na zawsze chciałbym tam ozostać, lecz musiałem odejść. Wtedy to po raz ostatni widziałem mą Julię, moje słońce na tym ciemnym niebie. Wydawało mi się, że wygnanie jest gorsze od śmierci, miałem nie zobaczyć mej złotej dopóty, dopóki ojciec Laurenty nie oznajmi wszystkim o naszym małżeństwie. To była rzecz straszna. Odszedłem do miejsca mego wygnania.
Dziś, Baltazar przyniósł mi wieść o śmierci i pogrzbie Julii. Jestem bardzo zrozpaczony i przygnębiony. Dlatego postanawiam się zabić, przy boku mej ukochanej, wWeronie, zrobię to jeszcze dziś. Już kupiłem silną truciznę od aptekarza, który zajmuje się zbieraniem ziół. Drogo za nią zapłaciłem, bo aż czterdzieści dukatów, dlatego że w Mantui prawo zabrania handlowania śmiertelnymi środkami. Aptekarz na początku się opierał ze względu na prawo, lecz ubóstwo, głod i niedostatek kazały mu zmienić decyzję. Dał mi tę truciznę, co rozejść się ma od razu po wszystkich żyłach.
Wybaczcie mi matko i ojcze. Wiedzcie, że wciąż kocham Julię i nie żałuję żadnej z mych decyzji, łącznie z tym, że chcę właśnie umrzeć. Bardzo rozpaczam i ubolewam nad tym, że wam przysparzam tye kłopotów. Pragnąłbym z całego serca, byście się pogodzili z Capulettimi. Ta kłótnia jest bezsensowna i nikomu nie potrzebna. Przysparza jedynie samych kłopotów. Gdyby nie ona, moje i Julii losy potoczyłyby się całkowicie inaczej, nie byłoby teraz tego listu, mej śmierci i Julia żyłaby dalej. Wszyscy byliby szczęśliwi. Jestem pewny, że nawet nie pamietacie, od czego się to wszystko zaczęło. Rodzina Capuletti wcale nie jest taka zła, moja żona z niej ochodzi, a mimo to wciąż bardzo ją kocham. Wasza kłótnia uśmierciła zbyt wiele osób, które wcale nie powinny zginąć, nawet nic z tym sporem nie miały wspólnego.
Jeszcze raz Was przepraszam, pozdrawiam i proszę byście me słowa wzięli pod uwagę.
Wasz Romeo