Scena pierwsza
Dunzynan. Komnata w zamku. Lekarz i Jedna z dam pałacowych.
LEKARZ
Jużem z panią czuwał przez dwie noce
i przekonać się o prawdzie jej twierdzenia nie mogę.
Dawnoż się to zdarzyło po raz ostatni?
DAMA
Zaraz po wyjściu jego królewskiej mości w pole.
Widziałam na własne oczy, jak wstała z łóżka,
zarzuciła na siebie nocny ubiór, otworzyła szkatułę,
wyjęła papier, złożyła go, napisała coś na wierzchu,
przeczytała potem i zapieczętowawszy położyła się znowu:
wszystko to we śnie jak najgłębszym.
LEKARZ
Dziwne zboczenie natury!
Zostawać pod dobroczynnym wpływem snu
i pełnić zarazem funkcję czuwającego.
Ale pominąwszy jej przechadzkę i inne czynne manifestacje,
nie słyszałażeś, pani, aby w tym sennym stanie co mówiła?
DAMA
I owszem, takie rzeczy, których za nic nie powtórzę.
LEKARZ
Mnie możesz, pani; potrzeba nawet, abyś to uczyniła.
DAMA
Nie powtórzę nikomu w świecie;
nie mam bowiem świadka, który by to potwierdził.
Lady Makbet wchodzi ze świecą w ręku.
Patrz pan, oto idzie!
Tym samym trybem jak zawsze i najzupełniej uśpiona.
Uważaj tylko, stój cicho.
LEKARZ
Skąd ona wzięła tę świecę?
DAMA
Stała przy jej łóżku.
Ciągle musi mieć światło przy sobie.
Taki wydała rozkaz.
LEKARZ
Widzisz, pani – oczy ma otwarte.
DAMA
Tak, ale ma zawartą ich władzę.
LEKARZ
Cóż to ona robi? Patrz, pani, jak sobie ręce obciera.
DAMA
To jej ruch zwyczajny; zdaje się jej,
że tym sposobem umywa sobie ręce; widziałam ją to
robiącą, bywało, przez cały kwadrans.
LADY MAKBET
Jeszcze jedna plama.
LEKARZ
Cicho, zaczyna mówić;
muszę sobie zapisać wszystko,
co usłyszę, abym mógł lepiej spamiętać.
LADY MAKBET
Precz, przeklęta plamo! precz! mówię.
Raz dwa – czas działać. –
Piekło ciemne. – Wstydź się, mężu, wstydź się!
Żołnierzem jesteś, a tchórzysz?
Cóż stąd, chociażby się wydało?
Nikt nas przecie nie pociągnie do tłumaczenia. –
Jednakże kto by się był spodziewał tyle krwi w tym starcu!
LEKARZ
Słyszysz, pani?
LADY MAKBET
Tan Fajf miał żonę; gdzież ona jest?
Cóż to? Czyliż te ręce nigdy obmyć się nie dadzą?
Dość tego, mężu, dość tego!
Wszystko popsujesz tym obłąkanym wzrokiem.
LEKARZ
Nieszczęsna, wiadome jej są rzeczy, których nie powinna wiedzieć.
DAMA
Powiedziała, czego nie powinna była mówić; to rzecz pewna.
Bóg raczy wiedzieć, co jest jej wiadome!
LADY MAKBET
Ciągle ten zapach krwi!
Wszystkie wonie Arabii nie odejmą tego zapachu z tej małej ręki.
Och! och! och!
LEKARZ
Co to było za westchnienie!
Ciężkież musi być brzemię na sercu.
DAMA
Nie chciałabym mieć jej serca w moim łonie za wszystkie zaszczyty tego świata.
LEKARZ
W rzeczy samej.
DAMA
Nie daj mi Panie, tego dożyć!
LEKARZ
Choroba tego rodzaju leży za obrębem mojej umiejętności.
Znałem jednakże ludzi, co śpiąc chodzili, a mimo tego skonali bogobojnie na łożu.
LADY MAKBET
Umyj ręce, weź szlafrok; nie wyglądaj tak blado.
Powtarzam ci.
Banko pogrzebany, nie powstanie więcej.
LEKARZ
Czy tak?
LADY MAKBET
Do łóżka! do łóżka! kołatają do bramy.
Pójdź, pójdź! pójdź! daj rękę!
Co się stało, odstać się nie może.
Do łóżka! do łóżka! do łóżka!
Wychodzi.
LEKARZ
Teraz się idzie położyć?
DAMA
Nie inaczej.
LEKARZ
Zły to stan. Czyny przeciwne naturze
Rodzą przeciwny naturze niepokój;
Skrycie dręczone sumienie powierza
Nieraz poduszce tajemnice duszy.
Jej potrzebniejszy ksiądz niż lekarz, Boże
Przebacz nam grzesznym! Nie odstąp jej, pani;
Miej ją na oku i pochowaj wszystko,
Czym by się mogła uszkodzić. Dobranoc.
To, co widziałem, i to, co słyszałem,
Wprawiło umysł mój i zmysły moje
W niewysłowione odurzenie. Myślę,
Lecz nie śmiem mówić.
DAMA
Dobranoc ci, panie.
Wychodzą.
góra strony
Scena druga
W okolicy dunzynańskiego zamku.
Menteith, Caithness, Angus, Lennox i żołnierze z muzyką i chorągwiami.
MENTEITH
Angielskie wojska nadciągają. Malkolm,
Wuj jego Siward i dzielny nasz Makduf
Są na ich czele. Zemsta wre w ich piersiach,
I nie dziw: bowiem to, co oni znieśli,
Trupa by mogło wściekłością zapalić.
ANGUS
Pod lasem Birnam zejdziemy się z nimi:
Tamtędy idzie ich droga.
CAITHNESS
Nie wiecież,
Czy jest Donalbein z bratem?
LENNOX
Że go nie ma,
Mogę zapewnić: mam spis wszystkich osób
Przy nim będących. Jest tam syn Siwarda
I siła młodzi gołobrodej, która
Pierwszy raz teraz ma dać walną próbę
Swojego męstwa.
MENTEITH
Cóż porabia tyran?
CAITHNESS
Obwarowywa dunzynański zamek;
Niektórzy mówią, że oszalał; inni,
Mniejszą żywiący ku niemu nienawiść,
Zwą to rycerskim zapałem. Z tym wszystkim
Pewną jest rzeczą, że chorej swej sprawy
Nie może oprzeć na karbach porządku.
ANGUS
Czuje on teraz u rąk ciężar swoich
Kryjomych mordów; ustawiczne bunty
Odpłacają mu jego wiarołomstwa.
Ci, co są pod nim, spełniają rozkazy
Z musu jedynie, bynajmniej z miłości.
Teraz on widzi swą dostojność luźnie
Wiszącą na nim, jak suknię olbrzyma
Na nędznym karle.
MENTEITH
Nie dziw więc, że zmysły
Zakłopotane mieszać mu się muszą,
Gdy wszystko zgoła, co w nim jest, złorzeczy
Samemu sobie, że jest w nim.
CAITHNESS
Nie traćmy
Czasu, panowie. Idźmy dań wierności
Wypłacić temu, komu się należy;
Ramieniem naszym poprzeć siły tego
Lekarza naszej schorowanej ziemi,
Z nim działać i z nim przelać za jej sprawę
Wszystką krew naszą.
LENNOX
Lub taką jej ilość,
Jaka wystarczy do nadania wzrostu
Królewskiej róży i zalania ostu.
Ruszajmy tedy ku Birnam!
Wychodzą przy odgłosie muzyki.
góra strony
Scena trzecia
Dunzynan. Jedna z komnat zamkowych.
Wchodzi Makbet, a za nim przyboczny orszak.
MAKBET
Już mi języka nie przynoście! niech mię
Wszyscy odstąpią! Dopóki las Birnam
Pod dunzynański nie podstąpi zamek,
Urągam trwodze. Czy ten dzieciuch Malkolm
Nie wyszedł z łona kobiety? Potęgi
Świadome losów ludzkich najwyraźniej
Mi powiedziały: „Nie bój się, Makbecie,
Nikt z ludzi, których rodziła kobieta,
Nie weźmie nigdy przewagi nad tobą.”
Precz więc, odstępcy, precz! Łączcie się z tymi
Niewieściuchami Anglii; nie dbam o was.
Duch mój i serce pod wyższą załogą
Nie zwątpi nigdy ani zadrży trwogą.
Jeden ze sług wbiega.
Żeby cię szatan poczernił! Nieszczęsny,
Skąd ci się wzięło to gęsie oblicze?
SŁUGA
O panie, zbliża się dziesięć tysięcy. . .
MAKBET
Gęsi, hultaju? hę?
SŁUGA
Żołnierzy, panie.
MAKBET
Idź, potrzyj sobie twarz, pomaluj ćwikłą
Ten blansz tchórzostwa. Co? dziesięć tysięcy
Żołnierzy? Żeby ci język skamieniał!
Blejwas lic twoich jest trwogi doradcą.
Jacy żołnierze? mów!
SŁUGA
Angielskie wojsko,
Do usług waszej wielkości.
MAKBET
Uciekaj
Sprzed moich oczu! Gdzie Sejton? Sejtonie!
Słabnę na sercu, widząc… Hola! Sejton!
To najście albo dźwignie mnie na zawsze,
Albo powali. Dość już żyłem; wiosna
Życia mojego prędko przeszła, prędko
Żółtym, zwarzonym pokryła się liściem,
A to, co miało być działem starości:
Cześć, posłuszeństwo, miłość, grono wiernych
Sług i przyjaciół – wszystko to nie dla mnie.
Raczej przekleństwo, nienawiść, tym głębsza,
Że cicha, cześć ust, posługi służalców,
Którzy by radzi mię odbiec, lecz nie śmią.
Sejton!
Sejton wchodzi.
SEJTON
Co wasza królewska mość każe?
MAKBET
Cóż tam nowego?
SEJTON
To, co doniesiono,
Sprawdza się, panie.
MAKBET
Walczyć będę, póki
Mi nie odrąbią mięsa z wszystkich kości.
Podaj mi zbroję!
SEJTON
Jeszcze niepotrzebna.
MAKBET
Wdzieję ją. Idź, zbierz co najwięcej koni,
Przebiegnij w okrąg całą okolicę!
Kto bądź da hasło popłochu, niech wisi
Na pierwszym drzewie. Podaj mi hełm, pancerz.
Lekarz wchodzi.
Jak się ma waści pacjentka?
LEKARZ
Nie tyle
Chora jest, panie, ile udręczona
Osobliwszymi widzeniami, które
Nie pozwalają jej użyć spoczynku.
MAKBET
Wylecz ją z tego! Nie jesteśli zdolnym
Poradzić chorym na duszy? Głęboko
Zakorzeniony smutek wylwać z myśli?
Wygnać zalęgłe w mózgu niepokoje?
I antydotem zapomnienia wyprzeć
Z uciśnionego łona ten tłok, który
Przygniata serce?
LEKARZ
W takich razach chory
Musi sam sobie radzić.
MAKBET
Rzuć więc w śmietnik
Swoje dryjakwie; nie chcę wiedzieć o nich.
Jest tam kto? Podać mi zbroję, buławę!
Sejtonie, wyślij ludzi. – Patrz, doktorze,
Tanowie przeszli na stronę najeźdźców!
Dalej, Sejtonie, śpiesz się! – O! doktorze.
Gdybyś mógł zbadać wodę mego państwa,
Poznać z niej jego defekt i przywrócić
Jej dawny kolor, zwiastujący zdrowie,
Stałbym się echem, które by rozniosło
Po całym świecie poklask dla twej sztuki.
Sejtonie, śpiesz się! Żeby znaleźć jaki
Senes, jalapę albo rumbarbarum,
Co by stąd wyparł tych Anglików! Pomyśl,
Słyszałeś o ich najściu?
LEKARZ
Z mowy waszej
Królewskiej mości doszło o tym nieco
Do mojej wiedzy.
MAKBET
Zanieście to za mną.
Drwię z klęsk i śmierci, póki cię, Birnamie,
Przy dunzynańskiej nie zobaczę bramie.
Wychodzą wszyscy prócz Lekarza.
LEKARZ
Gdybym się za tę bramę raz wydostał,
Sam diabeł by mnie zawrócić nie sprostał.
Wychodzi.
góra strony
Scena czwarta
Okolica w pobliżu Dunzynanu. Las opodal.
Przy odgłosie trąb wchodzą z wojskiem i chorągwiami Malkolm, stary Siward z Synem, Makduf, Menteith, Caithnes, Angus, Lennox, Rosse i inni.
MALKOLM
Wkrótce, spodziewam się, nadejdą czasy,
Że człowiek będzie bezpieczny pod dachem.
MENTEITH
Nie wątpim o tym, panie.
MALKOLM
Jak się zowie
Ten las?
MENTEITH
Las Birnam.
MALKOLM
Niech każdy wojownik
Utnie w nim gałąź i przed sobą niesie:
Przez taki fortel ukryjemy naszą
Istotną siłę i sprawim, że szpiegi
W błąd wprowadzeni będą.
ŻOŁNIERZ
Tak się stanie.
Żołnierze wychodzą.
SIWARD
Nie powzięliśmy innego języka,
Jedno że tyran, zaufany w sobie,
Zamknął Dunzynan i chce oblężenie
Nasze wytrzymać.
MALKOLM
W tym ci jest ostatnia
Jego ucieczka, gdziekolwiek się bowiem
Zdarzy sposobność, tak mali, jak wielcy
Powstają przeciw niemu i obecnie
Służą mu tylko najemnicy, obcy
Rodem i sercem.
MAKDUF
Schowamy na później
Uwagi nasze i sądy, a teraz
Mężnie i czynnie weźmy się do dzieła.
SIWARD
Zbliża się chwila mająca nam wskazać,
Co mamy nazwać naszym lub wymazać
Z ksiąg należności. Rozbiór nie zwycięża,
Rękojmia skutku jest w sile oręża,
Dalej więc, naprzód!
Wychodzą przy odgłosie muzyki.
góra strony
Scena piąta
Dunzynan. Wewnątrz zamku.
Makbet, Sejton i żołnierze wchodzą z muzyką i chorągwiami.
‚MAKBET
Zatknijcie sztandar na wałach. Wciąż słychać
Ten przeraźliwy okrzyk: Idą! idą!
Warowny zamek nasz szydzi z ich groźby.
Niech go obiegną, niechaj leżą pod nim,
Dopóki ich głód i mór nie wytępi.
Gdyby nie byli wsparci przez tych, którzy
Tu być powinni, wyszlibyśmy na nich
I dalibyśmy im poczuć na karkach
Hart naszych mieczów.
Krzyk kobiet za sceną.
Cóż to znów za wrzawa?
SEJTON
To krzyki kobiet, miłościwy panie.
Oddala się.
MAKBET
Dawno już smaku trwogi zapomniałem:
Był czas, gdym drętwiał, słysząc głos puszczyka,
Gdy przy słuchaniu powieści o strachach
Włos mi się jeżył i prężył na głowie,
Jakby był żywy; czas ten prędko minął;
Przeładowałem się okropnościami:
Spoufalone z zgrozą zmysły moje
Stępiały na wpływ wrażeń.
Sejton powraca.
Co znaczyły
Te krzyki?
SEJTON
Panie, królowa umarła!
MAKBET
Powinna była umrzeć nieco później;
Czego się było tak śpieszyć z tą wieścią?
Ciągle to jutro, jutro i znów jutro
Wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia
Aż do ostatniej głoski czasokresu;
A wszystkie wczora to były pochodnie,
Które głupocie naszej przyświecały
W drodze do śmierci. Zgaśnij, wątłe światło!
Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada – powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.
Żołnierz wchodzi.
Przyszedłeś zrobić użytek z języka,
Mów prędko!
ŻOŁNIERZ
Panie, przychodzęć oznajmić
Coś, co powiedzieć mogę, że widziałem,
Ale sam nie wiem, jak powiedzieć.
MAKBET
Powiedz,
Jak możesz.
ŻOŁNIERZ
Kiedy odbywałem wartę
Owdzie na wzgórzu, spojrzałem ku Birnam:
Wtem las, zdawało mi się najwyraźniej,
Zaczął się ruszać z miejsca.
MAKBET
chwytając go za pierś
Kłamiesz, łotrze!
ŻOŁNIERZ
Wywrzyj, o panie, na mnie swój gniew cały,
Jeśli tak nie jest. O trzy mile w dali
Widać go, jak się rusza i posuwa
Prosto w tę stronę.
MAKBET
Jeśli fałsz donosisz,
Dopóty żywcem wisieć nie przestaniesz,
Aż umrzesz z głodu; jeśli prawdę mówisz,
Wolno ci będzie tak uczynić ze mną.
Teraz poznaję dwuznaczność wyrazów
Wiecznego mego wroga, który, kłamiąc
Pozorem prawdy, mówił mi zdradziecko:
„Nie bój się, póki las Birnam nie przyjdzie
Pod mury twego Dunzynanu. ” Otóż
Zbliża się jakiś las do Dunzynanu!
Dalej, do broni! do broni! i naprzód!
Jestli to prawda, nie mam czego czekać,
Na nic mi zostać, na nic mi uciekać,
Zbrzydło mi słońce; rad bym, żeby cała
Budowa świata w proch się rozleciała.
Uderzcie w dzwony! Dmij, wichrze! wrzej, toni!
Mamli umierać, umrę z mieczem w dłoni.
Wychodzą.
góra strony
Scena szósta
Tamże. Równina przed zamkiem.
Przy odgłosie muzyki wojennej wchodzą z chorągwiami: Malkolm, stary Siward, Makduf i żołnierze z gałęziami w ręku.
MALKOLM
Jesteśmy już dość blisko; rzućcie teraz
Precz te zielone zasłony i w całym
Blasku okażcie się tym, czym jesteście.
Ty, mój szanowny wuju, wespół z swoim
Szlachetnym synem, stoczysz wstępną bitwę,
A zacny Makduf i my baczyć będziem,
Co pozostanie dalej do zrobienia
Zgodnie z przyjętym planem.
SIWARD
Bądźcie zdrowi.
Jeśli wróg tylko czekać nam nie każe,
Czy walczyć umiem, wnet plac boju wskaże.
MAKDUF
Zadmijcie w trąby! zlejcie wszystkie tchnienia
W tych krwi heroldów, śmierci i zniszczenia.
Wychodzą.
Okrzyk wojenny i odgłos trąb nieustający.
góra strony
Scena siódma
Tamże. Inna część równiny.
Wchodzi Makbet.
MAKBET
W ostęp mnie wzięli: nie mogę uciekać,
Jak niedźwiedź muszę psiarni stawić czoło.
Któż jest ten, co się nie rodził z kobiety?
Tego się tylko mam bać lub nikogo.
Młody Siward wchodzi.
MŁODY SIWARD
Jak się nazywasz?
MAKBET
Zadrżysz, gdy usłyszysz.
MŁODY SIWARD
Nie, choćbyś gorsze nazwisko wymienił
Od wszystkich w piekle znanych.
MAKBET
Makbet jestem.
MŁODY SIWARD
Makbet! Sam szatan nie mógł wyrzec nazwy
Nienawistniejszej dla mojego ucha.
MAKBET
Straszniejszej chyba.
MŁODY SIWARD
Kłamiesz, podły zbóju!
Zaraz ci zadam fałsz tym mieczem.
Walczą.
Młody Siward pada.
MAKBET
Tyś był z kobiety zrodzon: leż junaku!
Igraszką dla mnie miecze i sztylety,
Póki je dzierży mąż zrodzon z kobiety.
Wychodzi.
Makduf wchodzi.
MAKDUF
Zgiełk był w tej stronie. Ukaż się, zbrodniarzu:
Gdybyś legł z innej dłoni, a nie z mojej,
Duch mojej żony i duchy mych dziatek
Wiecznie by za to mnie prześladowały.
Nie mogę godzić w czerń, co swoje dłonie
W najem oddała. Albo się na tobie,
Makbecie, stępi ostrze mego miecza,
Albo nietknięte powróci do pochwy.
Tam on być musi: ta donośna wrzawa
Wskazuje, że tam rzeź toczy się krwawa
Pod wodzą kogoś niepospolitego.
O losie, daj mi go znaleźć! niczego
Więcej nie żądam.
Wychodzi.
Malkolm i stary Siward wchodzą.
SIWARD
Tędy, milordzie; zamek już się poddał,
Ludzie tyrana walczą po dwu stronach,
Ale i tanom nie brak animuszu.
Sam dzień po twej się opowiada stronie.
Już prawie koniec.
MALKOLM
Spotkaliśmy wrogów,
Co zamiast przeciw nam walczyć, walczyli
Przy boku naszym.
SIWARD
Wnijdź, panie, do zamku.
Wychodzą.
Makbet wraca.
MAKBET
Mamli rzymskiego głupca naśladując
Przebić się własnym mieczem? Nie! dopóki
Życie przed sobą widzę, wolę raczej
Przeszywać cudze piersi.
Makduf wraca.
MAKDUF
Stój, psie z piekła!
MAKBET
Nie unikałem nikogo prócz ciebie:
Odstąp! krew twoich i tak mi już dosyć
Cięży na duszy.
MAKDUF
Nie mam słów: mój wszystek
Głos jest w tym mieczu; okrutniku, sroższy
Nad wszelki wyraz ludzkiego języka!
Walczą.
MAKBET
Próżno się trudzisz: równie byś potrafił
Przeciąć powietrze mieczem jak mnie zranić;
Zwróć więc to ostrze na tych, których ciała
Ciosy się mogą imać; moje życie
Zaczarowane: nikt zrodzon z kobiety
Nie zdoła mi go odjąć.
MAKDUF
Zwątp więc w czary!
Zapytaj tego anioła, któremu
Sprzedałeś duszę, toć powie, że Makduf
Przedwcześnie z łona matki był wypruty.
MAKBET
Przeklęty język, co mi to powiada!
Czuję, jak męska dzielność we mnie mięknie.
Przekleństwo owym szalbierskim potęgom,
Które nas duszą dwuznacznymi słowy!
Przynoszą złote obietnice uszom,
A odbierają je oczekiwaniom.
Nie walczę z tobą.
MAKDUF
Więc poddaj się, tchórzu,
I żyj, by palcem cię pokazywano.
Obraz twój, niby arcyrzadkiej bestii,
Jakie nam w budach są pokazywane,
Na drągu zatknąć każem i pod spodem
Położym napis: Tu jest do widzenia
Krwiożerczy podlec!
MAKBET
Nie poddam się! nie chcę
Całować ziemi u nóg tego żaka
Malkolma ani motłochowi służyć
Za przedmiot obelg. Nie! Chociaż las Birnam
Przyszedł pod mury Dunzynanu, chociaż
Ty się z kobiety nie zrodzonym mienisz,
Dotrwam do końca. Pod schroną tej tarczy
Bezpieczna moja pierś; złóż się, Makdufie!
Niech potępiony będzie, kto się znuży
I pierwszy krzyknie: „Stój! Nie mogę dłużej! „
Walcząc, wychodzą. Odwrót.
Przy odgłosie trąb i kotłów wchodzą z wojskiem i chorągwiami Malkolm i stary Siward , Rosse, Lennox, Angus, Menteith i Caithness.
MALKOLM
Rad bym tu widzieć tych, których nam braknie.
SIWARD
Ktoś musiał ubyć; ale dzień tak piękny
Tanio, jak widzę, został okupiony.
MALKOLM
Makdufa braknie i waszego syna.
ROSSE
Syn wasz, milordzie, wypłacił dług męstwu:
Póty żył, póki nie wyszedł na męża;
Zaledwie tego walecznością dowiódł,
Nie ustępując na krok z miejsca walki,
Padł jak bohater.
SIWARD
A więc zginął?
ROSSE
Tak jest.
I z pola bitwy został uniesiony;
A gdyby boleść wasza wyrównała
Wartości straty, nie miałaby granic.
SIWARD
Gdzież on ma rany? z przodu?
ROSSE
Tak, na czole.
SIWARD
Niechajże będzie wojownikiem Boga!
Choćbym miał tylu synów, ile włosów,
Piękniejszej dla nich nie żądałbym śmierci:
W ten sposób nucę mu hymn pogrzebowy.
MALKOLM
Godzien on, żeby bardziej go żałować,
I ten żal serce moje uzupełni.
SIWARD
Dlaczego bardziej? powiedziano przecie,
Że dług żołnierza sumiennie wypłacił;
Bóg więc z nim! Oto przybywa pociecha.
Makduf wchodzi niosąc głowę Makbeta zatkniętą na włóczni.
MAKDUF
Cześć ci, o królu! bo teraz nim jesteś.
Przywłaszczyciela głowa na tej włóczni
I uciśniony kraj nasz znów jest wolny.
Widzę wokoło ciebie perły państwa,
Serca ich wtórzą memu pozdrowieniu,
Niechże i głosy ich złączą się z moim,
Wołając: „Witaj! witaj, królu Szkocji! „
WSZYSCY
Witaj nam! witaj, witaj, królu Szkocji!
Odgłos trąb.
MALKOLM
Nie potrzebujem długiego namysłu
Do porachunku z waszymi zasługi
I skwitowania się. Zacni tanowie
I mili bracia, bądźcie od tej pory
Hrabiami, którym to mianem zaszczytnym
Nikogo jeszcze nie nazwała Szkocja.
Co pozostaje więcej do zrobienia
I czego może stan rzeczy wymagać
Jak przywołanie na powrót do kraju
Wygnanych naszych przyjaciół, co zbiegli
Przed zasadzkami czujnego ciemięstwa,
Wyśladowanie krwawych pomocników
Tego zmarłego oprawcy i jego
Szatańskiej żony, która jak słyszałem,
Sama gwałtowną sobie śmierć zadała –
To i co jeszcze prócz tego wypadnie,
Przy łasce nieba spełnić tuszym sobie
W właściwym czasie, miejscu i sposobie.
Wam, ile wydać pierś nasza sposobna,
Składamy dzięki, każdemu z osobna
I wszystkim, których na dzień wyznaczony
Na koronację wzywamy do Skony.
Odgłos trąb.
Wychodzą.