Scena I
Teatr wystawia salę gotycką. W głębi wielki hebanowy krucyfiks, przed nim zawieszona lampa srebrna. Noc. Przez okno wpada blask księżyca.
MARIA, PAŹ
MARIA
Paziu! wszak już wybiła godzina północy?
Pogaś wszystkie pochodnie, zasłoń okna sali,
Nikt wiedzieć nie powinien, że ja czuwam w nocy.
PAŹ
gasi pochodnie i pokazuje na lampę przed krucyfiksem.
Czy i tę lampę zgasić?
MARIA
Lampa niech się pali…
Jej blask mię przed obcymi zdradzić nie powinien,
Chyba przed Bogiem zdradzi, ale boskie oko
I w cieniach nocy widzi winnego.
PAŹ
Któż winien?
MARIA
Czy król wypił lekarstwo? zasnąłże głęboko?
W Botwelu powolnego znalazłam mściciela;
Gdzież się on dotąd bawi?
PAŹ
Widziałem Botwela;
Błąkał się w zaciemnionej drzewami ustroni
Koło wiejskiego domu, gdzie Henryk przebywa.
MARIA
Widziałeś! Miałże sztylet?
PAŹ
Żadnej nie miał broni,
Ale twarz jego była blada i straszliwa.
MARIA
Jakże nagle czas płynie! Jak straszna odmiana
Teraźniejszość zatruła! przyszłość zatruć może!
Niedawno w kraju Franków, na królewskim dworze,
Kochałam wszystkich, równo od wszystkich kochana;
Z dziecinnym śmiechem nowe widziałam klejnoty,
Z dziecinnym śmiechem ciche słyszałam westchnienie,
Z uśmiechem przed źwierciadłem trefiłam włos złoty,
Przeplatając różami trefione pierścienie…
A dziś…
PAŹ
przynosząc zwierciadło
Dzisiaj, królowo, spojrzyj w to zwierciadło,
Czy mogłaś być piękniejszą?
MARIA
O! tyś mię obraził
Pokazując w źwierciedle mają twarz wybladłą.
PAŹ
To może blask kryształu oczy twoje raził?
Lecz tu ciemność głęboka, jedna lampa płonie…
Czy ci przykre to światło? — ja lampę zasłonię…
Pani! ty mię przerażasz! coraz bardziej blada;
Czymże ten czarny smutek serca rozweselę?
Lubisz powieści? — oto ciekawa ballada,
Dotąd krąży śpiewana między szkockim gminem.
Pozwól, królowo! milczysz? A więc się ośmielę…
Posłuchaj! stara matka tak rozmawia z synem.
Królowa siedzi zamyślona. Paź dziecinnym etosem mówi następująca balladę:
— „Synu mój! synu! czemu od rana
Jesteś tak smutny? twarz obłąkana,
Miecz krwawą splamiony skazą?” —
— „O, matko! syn twój zabił sokoła,
Dlatego dzisiaj twarz niewesoła,
Dlatego we krwi żelazo”. —
— „Synu mój! synu! po twym; sokole
Nie miałbyś takich zgryzot na czole:
I miecz nie taki czerwony”.
— „O matko! matko! zabiłem konia!
On mię tak szybko nosił przez błonia,
Z wiatrami biegał w przegony”.
— „Synu mój! synu! źleś się obronił,
Może byś po twym koniu łzy ronił,
Bladości inna przyczyna”
— „O matko! matko! ojca zabiłem!
Bladością zgryzot czoło splamiłem,
I we krwi ojca miecz syna”.
— „Synu znój! synu! po takim czynie
Gdzież się obrócisz? w jakiej krainie
Schronisz się, synu mój miły?”
— „O matko! matko! na świata kraniec
Pójdę wzgardzony, tułacz wygnaniec,
Spokojnej szukać mogiły”.
— „Synu mój! synu! Idź — w obce strony!
Lecz cóż zostawisz dla dzieci, żony?
Pod obce uchodząc nieba?”
— „O matko! matko! niech — na nich spada
W dziedzictwie nędza, pod próg sąsiada
Niech idą, niech żebrzą chleba”.
— „Synu mój! synu! w czarnej żałobie
Została matka, i cóż po sobie
Zostawi matce zabójca?” —
— „O matko moja! o matko miła!
Przekleństwo tobie! Tyś mnie namówiła,
Żem zabił ojca”. —
MARIA
obudzona nagle z zamyślenia
Przekleństwo? co? przekleństwo mnie, żem namówiła
Na zabicie — coś wyrzekł? ojca! męża! króla!
Paziu, czyś do mnie mówił? twoich przekleństw siła
Zabije mnie!
PAŹ
Ballada smutna mnie rozczula,
A ciebie przeraziła?… Dziś cierpi królowa.
MARIA
Paziu mój! kto ci w usta włożył takie słowa?
Ty mnie przeklinasz! kto cię nauczył przeklinać?
Jam dotąd przed tym paziem czarny zamiar kryła,
Nie śmiałam go przerazić, nie śmiałam wspominać.
Przekleństwo! tak, przekleństwo mnie, żem namówiła
Na zabicie — to Botwel mówi do mnie, Boże!
To Botwel mówi!
PAŹ
Pojąć nie mogę przyczyny,
Czym ją mogłem obrazić?
MARIA
On pojąć nie może?
A właśnie mię przeklinał? wyrzucał mi winy.
Dziecko, jeszcze tak młode, a tak się ukrywa.
PAŹ
Królowo! oto Botwel w te progi przybywa.
Scena II
MARIA, PAŹ, BOTWEL
MARIA
wpatrując się w Botwela
Botwelu!… Cóż to? milczysz…
BOTWEL
Czas wszystko odkryje,
Czas złym jest powiernikiem…
MARIA
Botwelu!… On — żyje?…
BOTWEL
Żyje? nie wiem, królowo — dotąd już mógł skonać…
MARIA
Co? więc zaczętej zbrodni nie mogłeś dokonać?
BOTWEL
Nie widziałem dziś króla…
MARIA
Więc żyć będzie?…
BOTWEL
Zginie…
Może już zginął?…
MARIA
Jak to? ty go nie widziałeś…
BOTWEL
Aleś ty go widziała…
MARIA
Czyż wzrokiem jedynie
Mogłam go zabić?…
BOTWEL
Możeś chciała?
MARIA
Nie, ty chciałeś!
Lecz ja zabić nie mogłam wzrokiem… O Botwelu!
Jeżeliś na mnie liczył? uchybiłeś celu,
Tak, jedynie obłudy zmazałam się grzechem…
Ja się do niego śmiałam…
BOTWEL
szyderczo
Zabiłaś uśmiechem;
Dosyć, żeś go zabiła… Nie badaj, królowo,
Teraz potrzeba zgładzić naszej zbrodni ślady;
Król głęboko zasypia — lecz pod jego głową
Siarka z saletrą zdradne usłały posady.
Daj mi pochodnię…
MARIA
Luby! dziś miesiąc na niebie,
Na co ci światło?
BOTWEL
Umarł… pogrzebać go trzeba…
W gruzach własnego domu Henryka pogrzebię…
MARIA
Lecz on żyje?…
BOTWEL
Więc żywy uleci do nieba…
Pod jego domem mina burząca spoczywa
I czeka iskry… Ognia! ognia!…
MARIA
Nieszczęśliwa!
Cóż uczynię?…
BOTWEL
z wzrastającą gwałtownością
Daj ognia!…
MARIA
Ciebie gruz przywali!…
BOTWEL
Ognia!…
MARIA
Zgasły pochodnie…
BOTWEL
pokazując na lampę
Tam lampa się pali,
Posłuży mi…
MARIA
Tam moja domowa kaplica…
BOTWEL
Paziu! daj mi tę lampę…
MARIA
To lampa z ołtarza!
BOTWEL
Nieraz kościelna lampa pogrzebom przyświeca…
Wszakże idę na cmentarz, grzebać wśród cmentarza…
MARIA
Czyliż nigdy ucieczki nie szukałeś w Panu?
Patrz, przy świetle tej lampy błyszczy krzyż ze spiżu
I Chrystus hebanowy — On cierpi na krzyżu.
Zdaje mi się, że zbladło to czoło z hebanu!
On widzi nasze myśli, słyszy każde słowo…
Boże!…
Klęka przed ołtarzem.
BOTWEL
O śmierć Henryka modlisz się, królowo?
Wysłuchane modlitwy… Może w tej godzinie
Henryk kona…
MARIA
zrywając się sprzed ołtarza
Co mówisz? Henryk teraz kona?
A ja się modlę?…
BOTWEL
zdejmując lampę
Śpieszę! niech ślad zbrodni zginie.
MARIA
O Botwelu! Botwelu! to lampa święcona…
BOTWEL
Wróci! wróci przed ołtarz, choć ją we krwi zmażem.
MARIA
Lampa przed ołtarz wróci we krwi?
BOTWEL
Marna trwoga!
Jeśli po zbrodni staniesz przed obliczem Boga,
Lampa po zbrodni może świecić przed ołtarzem,
Lampa to tylko marne rąk naszych narzędzie
I mniej Boga przerazi, bo mniej winną będzie.
MARIA
O Boże! cóż uczynię w udręczeniu srogiem?
BOTWEL
Czytaj książkę modlitwy.
MARIA
Tak ciemno w tej sali!…
BOTWEL
z szyderstwem
Więc udawaj, że czytasz, udawaj przed Bogiem!
Jeśli Bóg nie pochwali, człowiek cię pochwali.
Niejeden powie: „Patrzcie! ma świętość anioła!
Ta kobieta przed śmiercią już świętą zostanie,
Promień światłości wkrótce wystrzeli z jej czoła;
Patrzcie! ona się modli za męża skonanie…”
O Mario! porzuć trwogę i płoche przesądy,
Jeżeli Bóg ma sądzić? już zapadły sądy;
Bądź spokojną! ta lampa, zdjęta sprzed ołtarzy,
Przeważonej już szali dalej nie przeważy.
Żegnam cię!…
MARIA
Stój, Botwelu!
BOTWEL
Bądź zdrowa!
MARIA
Zaklinam!
Stój — już Darnleja wszelkich uraz zapominam.
BOTWEL
Lecz wahać się nie możesz.
Odchodzi.
Scena III
MARIA, PAŹ
MARIA
Poszedł… nie wstrzymałam…
Czuję, że mogłam wstrzymać… Czarne moje serce!
Mogłam go jednym słowem wstrzymać — i nie chciałam.
Niech teraz dla nas ślubne rozścielą kobierce…
O nie! nie dla mnie szczęście. Paziu, powiedz szczerze,
Ja okropną być muszę?…
PAŹ
Pani! jesteś blada.
MARIA
Klęknij tam przed ołtarzem, mów za mnie pacierze…
Paź odchodzi pod ołtarz, lecz niespokojny patrzy na królowę.
Na moje oczy jakiś sen trudzący spada,
Marzę i czuwam — barwę przybrały marzenia…
Tron i świateł tysiące — ja siedzę na tronie…
Teraz wszystko ciemnieje… w purpurze, w koronie,
Idę. — O Boże! Boże! to mury więzienia. . .
Któż mnie wtrącił w te mury, żywą zamknął w grobie?
Wokoło jeszcze wiernych przyjaciół drużyna,
Dlaczegoż płaczą? czemu ubrani w żałobie?
I ksiądz nade mną czarne grzechy przypomina,
Jakież grzechy? — dzisiejszą noc — dzisiejsze zbrodnie!…
Teraz — wszyscy odeszli, kapłan się oddala,
Wchodzę do jakiejś sali — to tronowa sala.
Posępnym blaskiem płoną tysiączne pochodnie,
Na moim tronie obca zasiadła kobieta…
Boże! sala tronowa, a kirem wybita?
Zamiast kwiatów, ubrana w żałobne cyprysy…
Klękać mi każą — po co? — i modlić się do Boga?
Ach! !
PAŹ
przybliżając się
Pani! w tych marzeniach widzę główne rysy
Przepowiedzeń dziwacznych twego astrologa.
MARIA
Lecz czemuż w tej godzinie stają mi na myśli?
Umysł je przybrał w jasne obrazu kolory,
Postaci ich odbija, wszystkie twarze kryśli…
PAŹ
Pani moja! masz umysł obłąkany, chory.
MARIA
Czy nic nie słyszysz, paziu?
PAŹ
Wkoło głuche cisze,
Tylko echo pałacu słowom odpowiada,
Tylko wiatr gałęziami modrzewiów kołysze
I przez gotyckie okna blady księżyc pada.
MARIA
Co? księżyc świeci? Jaka blada przy księżycu
Musi być twarz Botwela? Na ponurym licu
Głęboki zamysł zbrodni uśpiony spoczywa;
Za nim księżyc na trawie długie kładnie cienie;
Błąka się — w dłoniach lampy ognisko ukrywa,
Aby jej nie zgasiło silne wiatru tchnienie…
O tak! bogdajby zgasła! Wróci z twarzą ciemną,
Lecz przynajmniej nie ujrzę zbrodni na tej twarzy.
Nie, nie, lampa nie zgaśnie, sam wiatr ją rozżarzy.
Henryk zginie!… O Boże! zmiłuj się nade mną!
po chwili, z wzrastającym przerażeniem
To Rizzia! Rizzia słowa! Czyż ta noc wróciła?…
Patrzcie — on się w te szaty królewskie otula…
Nigdy krwi nie widziałam!… Szat mi nie splamiła…
Stój, Duglasie! Patrz, paziu! patrz tam za mnie, w cieniu,
Czy tam kto stoi za mną?…
PAŹ
Kto?…
MARIA
Nie ma tam króla?…
PAŹ
To mara utworzona w twoim przywidzeniu…
MARIA
Słyszysz? powtarza: „Jestem! jestem tu, przy tobie!”
Jest przy mnie? tu w tej sali, jeszcze w takiej porze?
Lękam się spojrzeć za mnie… powinien spać w grobie,
A on jest teraz przy mnie, nie, to być nie może!
Lecz jeszcze czas! O paziu! on żyje! król żyje!
Śpiesz! zatrzymaj Botwela, śpiesz, mój paziu drogi!
O paziu! ty zadrzałeś? z radości? czy z trwogi?
Śpiesz! śpiesz! Ja nieszczęśliwa! on króla zabije…
Na miłość Boga, śpiesz się!…
PAŹ
Botwel nie posłucha.
MARIA
Prawda… Nieś mu ode mnie, nieś ten pierścień złoty…
Wszak jeszcze czas! czas jeszcze. Wszędy cichość głucha.
Nie, król umrzeć nie może, nie zniosę zgryzoty.
PAŹ
Śpieszę…
Biegnie do drzwi, lecz nagle chwieje się i drży u proga.
MARIA
O Boże! Boże! śpiesz, mój paziu miły!
Czegoż czekasz?…
PAŹ
Królowo moja! nie mam siły…
Tak mi słabo…
MARIA
Śpiesz, paziu!…
PAŹ
Już idę, królowo!
Już idę! idę… Oh! oh!…
Pada.
MARIA
Paziu! drogie dziecię!
Paziu! przemów, mój drogi! przemów jedno słowo!
I miałżeby on umrzeć, umrzeć w wieku kwiecie?
Nie… on umrzeć nie może
PAŹ
słabym głosem
Te bole przeminą…
Senny jestem… Królowo, kochasz mnie?
MARIA
Jak syna!
Paziu! obudź się, drogi! weź tę kroplę wina,
Może ciebie orzeźwi?
PAŹ
drżącym głosem
Już piłem dziś wino…
Mario moja! oh! oh! oh!…
Kona.
MARIA
Paziu! moje życie!
Paziu mój! wołam, budzę, a on się nie budzi?
Boże! za moje zbrodnie skarałeś to dziecię!
Powiew zbrodni koło mnie już zabija ludzi,
A mnie zabić nie może, jak niegodną kary.
Klęka na stopniach przed krucyfiksem.
Boże! błagam cię! przyjmij mnie na twoje łono,
Przywykłam spokojniości szukać na dnie wiary.
Na cóżeś moje czoło uwieńczył koroną?
Na cóż mię szata ziemskiej wielkości okryła?
Blask marzenia już zniknął, gdym tę noc przeżyła!
Słychać wybuch miny.
Ach!!
Po chwili zrywa się ż biegnie do okna.
Widzę! widzę! kłęby dymu i płomieni,
A tam, w czarnych obłokach, jakiś duch straszliwy
Ulatuje do nieba, chmurzy się i mieni;
To Henryk! Henryk! ja go poznałam — nieżywy!…
Odwraca się od okna i znów cofa się z przestrachem.
I tu znów Henryk! Henryk przede mną w tej sali!
Widziałam go przed chwilą, był blady i chory,
A teraz takie jasne na licu kolory,
Jakby żył jeszcze — oko płomieniem się pali…
Precz! precz ode mnie! szukasz ślubnego pierścienia?
Oto go masz! już odejdź — nie jestem twą żoną.
Ach, Henryku! Henryku! nie masz ty sumnienia!
Dręczyć tak duszę tylą mękami dręczoną!…
Ach, zlituj się nade mną — jestem nieszczęśliwa!
Chcesz może widzieć moje udręczenia, nędzę,
Patrz na twarz moją — z oczu strumień łez nie spływa;
Lecz ja cierpię, przysięgam! nie wierzysz przysiędze?
Wszak jeszcześ słowom moim ufał przed godziną.
Scena IV
MARIA, BOTWEL
BOTWEL
wchodzi ze zgaszoną lampą.
O Mario! uchodź! uchodź!
MARIA
Patrz! patrz! tam — przede mną.
BOTWEL
Tak, widzę, na podłodze krwi strumienie płyną…
Krew Rizzia.
MARIA
Nie, nie widzę krwi, w sali tak ciemno,
Ale w ciemnościach widzę postać martwą, bladą.
Zdradę króla czarniejszą zmazaliśmy zdradą,
Musiałam mu przebaczyć, on mi nie przebaczy!…
Patrz tam!
BOTWEL
To paź nieżywy.
MARIA
Boże! Paź nieżywy!…
Botwelu, co to znaczy?…
BOTWEL
z dzikim śmiechem
Cha! cha! co to znaczy?
Wiedział o naszej zbrodni… umarł…
MARIA
Nieszczęśliwy!
O Botwelu! Botwelu! nie jesteś aniołem!
Inny stworzyłam obraz niegdyś w moim sercu.
Precz! precz ode mnie, zbójco, z tym wybladłym czołem!
BOTWEL
Chodź ze mną!
MARIA
Gdzie?
BOTWEL
Odpoczniesz na ślubnym kobiercu…
Teraz idźmy się błąkać… Słyszysz te okrzyki?
To lud nas ściga mściwy; wkrótce motłoch dziki,
Uzbrojony, napełni królewskie pokoje.
O Mario! uchodź! uchodź!
MARIA
odstępując od niego z przerażeniem
Ja się ciebie boję!
BOTWEL
Serca zbrodnią skalane zbrodni się nie boją
Słuchaj! otrułaś króla, jesteś moją!
MARIA
Twoją?…
O nie! Botwelu! ty mię skłonisz do szaleństwa.
BOTWEL
Straszne okrzyki ludu w tę noc zbrodni ciemną.
MARIA
Cóż w tych okrzykach słyszysz? Co słyszysz?
BOTWEL
Przekleństwa…
Chodź, Mario! uciekajmy! chodź ze mną! chodź ze mną!