Siedm dni ma Falieri, w te lochy rzucony,
Do rozmyślań o śmierci i grzechach żywota.
Więc pierwszego dnia myśli o zdradzie swej żony,
W mur bije głową, klątwy na niewierną miota.
Drugiego — kipi zemstą, pięść rani o wrota,
Łańcuch żelazny targa wściekłymi ramiony…
W trzecim dniu ucichł. Myśli — jak kruchą jest cnota
Niewiast i jakie zdrada cudne ma osłony!
Czwartego — w oczach kosa błysnęła mu złota
I łona alabastry ze śnieżnymi grony…
Więc jak robak się wije, tęsknotą dręczony.
W dniu piątym — przebaczenia śle niewiernej wota,
W szóstym ją najsłodszymi przyzywa imiony…
W ostatnim śmierć mu kryje wizja — jej pieszczota.