Marszałek

Odpuść, prze Bóg, marszałku, a swego urzędu
Nie rozciągaj nade mną dla mojego błędu!
Nie śmiechem ci to czynię, że się nie ukażę
Tak długo, bo ja sobie wielce ciebie ważę.
Ale mniemasz podobno, żeby tylko rymy
Poetowie tworzyli? Nie wierz temu. I my
Króla musiem obierać, i my rozkazować,
I my na okazyją musiem się gotować.
Musiem? Czy radzi czynim? Tuszę, rychlej temu
Uwierzysz, że to człowiek przyrodzeniu swemu
Nie czyni k’woli, ale, powodzią porwany,
Płynie tam, gdzie go niosą pieniste bałwany.
Co drugiego? Dom trzyma i chwile dzisiejsze,
Zwłaszcza że nie żołędziem, jako to dawniejsze
Lata niosły, ale dziś chlebem żywi ludzie,
Który porządnie komu przychodzi nie w trudzie?
A mnie więc, który k’stohl nie umiem błaznować
Ani, wydawszy, coraz gęby nadstawować.
Potrzeba kłosy zbierać, nie chcęli nauki
Uczyć się sobie trudnej dla obrocznej sztuki.
A tym podobno więcej, że się tego biorę
Patrzyć, skądbym mieć mógł w swej chudobie podporę,
Z czego, jako rozumiem, poczet muszę czynić,
Bo w tej mierze mój rozum ludzie będą winić.
Ale Bóg, jako wszytko postanowił bacznie,
Tak i w tym swoje mądrość okazuje znacznie,
Że w ludzkie głowy wlepił różne obyczaje:
Ten to lubi, a ów zaś indziej się podaje.
Bo byśmy byli wszyscy na pieniądze chciwi
Albo wszyscy waleczni, albo i myśliwi,
Jaka ciżba, jakie by mordy być musiały!
Tak dziś źle, choć się ludzkie myśli rozstrzelały.
Przeto, jakom powiedział, mądrze to Bóg sprawił,
Kiedy ludzi różnymi sprawami zabawił.
Ten, stworzywszy część ludzi chciwych na pieniądze,
Mnie, za co Mu dziękuję, stworzył bez tej żądze.
Ani ja dbam o pompę, ani o infuły;
Uczciwe wychowanie – to moje tytuły.
Więc kto będzie chciw na grosz i złoto miłował,
Ten będzie mojej radzie wielce się dziwował
Nie wiedząc, żem ja z inszej gliny ulepiony;
Ja miernością, a on snadź żądzą przesadzony.
A bych ci miał wyliczać i głębsze przyczyny,
Czemu imo się puszczam wielkie dziesięciny,
Pierwej by w morzu zagasł krąg lotnego słońca,
Niżbych ja w swej powieści przebił się do końca.
To tylko krótko powiem: dochody szczuplejsze,
Ale myśl bezpieczniejsza i serce wolniejsze.
Tylko, jako ktoś mówi, nie trzeba się zbraniać
Pługu jąć czasem albo i woły poganiać,
Nie lenić się do domu nieść jagnięcia w łonie
Albo jeśli mać kózki odbieży na stronie.
Tak poeta mój śpiewa, a znam i po rymie,
Że sam roli nie orał ani siadał w dymie,
Ale żywot spokojny i miarę miłował,
w czym bym go rad jako i w rymie naśladował.
Tym wierszem, cny marszałku, chciałem się u ciebie
Obmówić, a ty też mej rozumiej potrzebie.
Myśl moja zawżdy z tobą, a to masz rym k’temu,
Który ja myślę podać wiekowi przyszłemu
Za swój właściwy wyraz, skąd mam być znajomy,
Jako mi muza tuszy, choć w twarz nieznajomy.