Metafizyczny niepokój
Przeżywanie bezpośrednie przedstawia się nam jako związek funkcjonalny obustronnie zmienny naszego trwania z rozciągłością samą dla siebie, czyli ciałem. Zależnie od tego, który z tych elementów uważamy za zmienną niezależną, a który za funkcję, możemy odróżnić stany bierne, stany oporu i stany czynne. O ile nie wiadomo nam, który z elementów jest funkcją, a który zmienną, o ile równowaga jest zupełną i żadne zewnętrzne działanie ani silniejsze wewnętrzne odczuwania nie mącą przebiegu naszego trwania, znajdujemy się w stanie kontemplacji, sprzyjającym najbardziej wystąpieniu uczucia jedności i związanego z nim metafizycznego niepokoju, przez jedność absolutną naszego trwania z naszą rozciągłością. Rozwój gatunku człowieczego, a prawdopodobnie i wszystkich gatunków istnień poszczególnych, postępuje w ten sposób, że na tle życia czynnego, przy łączeniu się indywiduów w grupy społeczne i różniczkowaniu się zajęć, coraz większa jest możliwość względnie częstszego pojawiania się u pewnych osobników stanu kontemplacji, czyli rozmyślania. Dalej, coraz większy wzrost intelektu doprowadza do skrystalizowania się pewnych następstw jakości oderwanych w następstwa względnie stałe, po czym z chwilą, kiedy znaczenie ich dla dalszego społecznego rozwoju przestaje być ważne, wartości te obumierają na korzyść automatyzacji społecznej.
Nie będziemy się zastanawiać na razie nad procesem tym historycznie, tylko przejdziemy do stanu rozmyślania takiego, jakim przedstawia się dla przeciętnie kulturalnego człowieka naszych czasów.
Życie zostawia nam, ogólnie biorąc, mało czasu na kontemplację. Stan rozmyślania, czyli jedności wewnętrznej, zmienia się u nas zbyt często na wypoczynek zupełny, podobnie jak u zwierząt. Nie trzeba się łudzić; pod wielu względami uspołecznienie równoznaczne jest z powrotem do stanu pierwotnego, jeśli chodzi o pewne indywidualne wartości.
Jednak nawet współczesny człowiek miewa chwile, kiedy wszystko wydaje mu się nie tak znów prostym i jasnym. Stany te jednak są tak lotne i nikłe, tak nieuchwytne, życie z całym aparatem obowiązków i zajęć i przepracowaniem tak gwałtownie każe nam dzień przepędzać, że nawet jeśli jakość jedności wystąpi już nie jako taka, lecz jako lekkie tylko dziwaczne zabarwienie jakiegoś kompleksu jakości innych, moment taki, jako odrywający nas od codziennych zajęć, szybko bywa stłumiony mimo woli, automatycznie lub nawet świadomie. Chwile takie znajdują od razu swoje miejsce w już zmartwiałych lub martwiejących systemach religijnych lub w najlepszym razie pobudzają do przejrzenia dawnego lub współczesnego filozoficznego \”menu\”, do zasklepienia się w danym, wybranym systemie pojęć i do żonglowania nimi automatycznie według praw logiki, a czasem wbrew tym prawom; w każdym razie bez istotnego zrozumienia całej głębi ich znaczenia. Niektórzy spełniają przepisy religijne nie odczuwając żadnych mistycznych stanów, jak automaty; inni mętnie wierzą w filozofię jako syntezę nauk; wielu, \”zajętych dobrem całej ludzkości\”, nie rozumie prawie, o co rzecz idzie, jeśli ich pytać o ich metafizyczne wyznanie wiary. Stan jedności naszego \”ja\” występuje również w chwilach opanowania przez jedno, bardzo natężone uczucie, np. strachu, bólu lub radości, ale właśnie wskutek tego, że jedyną treścią trwania jest wtedy to dane uczucie, nie może tam być miejsca na uświadomioną jedność jako taką i stan taki jedynie jako wspomnienie może być przyczyną niepokoju metafizycznego, nigdy zaś bezpośrednio w samej chwili trwania.
Oprócz wyżej opisanego, spontanicznego pojawiania się metafizycznego niepokoju w stanie czystym, co następuje czasem jedynie w chwili zasypiania lub budzenia się, kiedy jeszcze żadne z gotowych wyobrażeń przyszłego dnia o ściśle określonym programie nie wtargnęło do tajemniczych gąszczy naszej świadomości, można jeszcze wywołać te zjawiska przez pojmowanie pewnych koncepcji wyższego rzędu, np. wmyślając się w nieskończoność przestrzeni w związku z astronomią, starając się pojąć aktualną nieskończoność Istnienia. Jest to połączone z pewnym unicestwieniem nas samych w nieskończonych otchłaniach wszechświata: zatraceniem poczucia indywidualnego istnienia przez jego niezmierne spotęgowanie. Jedyną jednością samą dla siebie jesteśmy my sami, ale pewne związki jakości w trwaniu lub przestrzeni mogą dla nas przez swoją stałość lub prawidłowość następstwa być symbolami, wyrażającymi bezpośrednio jedność naszą własną i całego Istnienia; mogą być powodem wystąpienia metafizycznego niepokoju. W ten sposób możemy mówić o formach zewnętrznych jedności w wielości, które układają się w ten sposób, jednolity dla ich twórcy, jako wyraz bezpośredni jego metafizycznych uczuć, i mogą przez działanie na innych uczucia te wywoływać, oprócz tego, że mogą być w naszej rzeczywistej przestrzeni inne Istnienia Poszczególne lub oddzielne rozciągłości, posiadające również ten charakter jedności, tylko w mniejszym stopniu; jedność ich nie będzie tak abstrakcyjna, niezależna od ich użytkowości lub innego życiowego znaczenia. Przykłady tych ostatnich przejawów można by mnożyć w nieskończoność, zaczynając od pomruku gniewnego dzikiego zwierza, kończąc na mowie posła w parlamencie; od znaków wyrzynanych na korze drzew dla orientacji – do książki traktującej o różniczkowych równaniach; od gniazd ptaków i owadów – do naszych maszyn i instrumentów. (…)
Zasadniczą cechą dzieł sztuki jest jedność w wielości, bez względu na to, jakie są elementy tej wielości i jakim sposobem osiągnięta jest ich jedność. Tę właśnie cechę jedności nazywamy pięknem danego tworu; pojęcie to może stosować się i do dzieł sztuki, i do innych tworów – z tym, że w życiu odnosimy je przeważnie do tych, od których suma wrażeń posiada zabarwienie przyjemne, na mocy właściwości nam wrodzonych lub nabytych. Różnica między dziełami sztuki a innymi tworami pięknymi jest różnicą stopnia i możemy pomyśleć uszeregowanie i jednych, i drugich w pewną ciągłość, w której granica ścisła między jednymi a drugimi nie da się przeprowadzić, jakkolwiek wyjęte w dostatecznej od siebie odległości dwa elementy możemy zawsze określić: jeden jako twór praktyczny, drugi jako dzieło sztuki. Różnica pomiędzy dziełami Sztuki a innymi tworami polega na tym, że w pierwszych wyrażenie jedności w wielości jest celem samo w sobie, gdy w drugich jest wynikiem ubocznym. Podobnie jak można komuś wytłumaczyć piękno danej maszyny, robiącej na pierwszy rzut oka wrażenie nieznośnego chaosu, można również w pewnych granicach wytłumaczyć komuś piękno danego dzieła sztuki, którego ten ktoś nie pojmuje. Jest to jednak o wiele trudniejsze, ponieważ nie możemy odnieść się do pomocy czystego rozumu. (…)
O ile przeżywanie niepokoju metafizycznego samego w sobie może mieć zabarwienie nieprzyjemne przez odwartościowanie wszystkiego w zetknięciu z nieskończonością i tajemnicą albo śmiercią i musi doprowadzić do jakiegokolwiek pojęciowego przerobienia tego stanu w celu uniknięcia jego ujemnych skutków, o tyle przeżycia tego rodzaju, bezpośrednio wywołujące twórczość artystyczną, są pozbawione przez jedność, zobiektywizowaną w dziele sztuki, tego potwornego w swej istocie uczucia samotności i jedyności Istnienia Poszczególnego w nieskończonej całości Istnienia. Twórczość artystyczna jest bezpośrednim potwierdzeniem prawa samotności, jako tego, za cenę czego istnienie w ogóle jest możliwym, i to potwierdzeniem nie tylko dla siebie, ale i dla innych Istnień Poszczególnych, tak jak ono samotnych; jest potwierdzeniem Istnienia w jego metafizycznej okropności, a nie usprawiedliwieniem tej okropności przez stworzenie systemu pojęć łagodzących, jak to jest w religii, lub systemu pojęć wykazującego rozumowo konieczność takiego, a nie innego stanu rzeczy dla Całości Istnienia, jak to ma miejsce w filozofii. To samo odnosi się do tych, którzy jedność Istnienia i swoją w nim samotność pojmują poprzez jedność formy, stanowiącą stworzone już dzieło sztuki. Widzimy stąd, że forma dzieła sztuki jest jego jedyną treścią istotną – nie ma w nim formy i treści oddzielnej, stanowią one absolutną jedność. Kto nie pojmuje sztuki w ten sposób, jest nieszczęsnym kaleką, ale należy go uczyć tak pojmować, jak się uczy chodzić paralityków. Wyrzekanie się bowiem uczuć metafizycznych czyni nas, mimo całego uspołecznienia, bardziej podobnymi do zwierząt, niż się nam wydaje.